Przestępczyni o pseudonimie „Tokio” podczas nieudanego rabunku traci w strzelaninie swojego partnera. Zdesperowana kobieta próbuje skontaktować się z mamą, jednak tam czeka już na nią policja. Z pułapki w ostatnim momencie ratuje ją pojawienie się tajemniczego mężczyzny, który każe się nazywać Profesorem. Profesor zbiera utalentowanych przestępców, którym oferuje dokonanie największego napadu w historii. Celem jest mennica państwowa, a potencjalnym łupem 2,4 miliarda euro. Profesor wprowadza kilka zasad: żadnego rozlewu krwi, żadnych związków wewnątrz grupy i bezwzględne wykonywanie jego poleceń. Plan Profesora jest przemyślany w najmniejszych szczegółach. Na każdą potencjalną wpadkę istnieje plan awaryjny, a na nieudany plan awaryjny istnieje kolejny plan awaryjny. Niestety genialny plan nie obejmuje jednego czynnika, który może okazać się decydujący dla pomyślności całego skoku – ludzkich uczuć.
Dom z papieru powstał w Hiszpanii, na zamówienie kanału Antena 3. Szybko stał się jednym z najpopularniejszych hiszpańskich seriali, co spowodowało zainteresowanie Netflixa. Streamingowy gigant zakupił pierwszy sezon, a następnie całość przemontował. Powodem była 1,5-godzinna długość odcinków. Netflix przemontował je na 50-minutowe odcinki, a całość podzielił na dwa sezony. Dom z papieru szybko stał się najchętniej oglądanym nieanglojęzycznym serialem w historii platformy. Idąc za ciosem, wyprodukowano trzeci sezon serialu. Biorąc pod uwagę jego oglądalność i popularność, powstanie czwartego wydaje się tylko formalnością.
Dom z papieru to dziwaczna mieszanka Prison Break, opery mydlanej, Oceans 11 i Skoku doskonałego, a wszystko przyprawione sporą dawką Tarantino. Z Oceans 11 twórcy pożyczyli sobie oprawę wizualną, z Prison Break naciągane zwroty akcji, z Planu doskonałego pomysł przestępców „uwięzionych” przez policję w banku, a od Tarantino pochodzą różnego rodzaju nawiązania, takie jak imiona bohaterów pochodzące od nazw miast, planowanie skoku wyglądające niczym nauka w szkole itp.
Fabuła serialu biegnie dwutorowo. Po przyłączeniu się Tokio do drużyny Profesora następuje przeskok w czasie do samego napadu. Następnie obserwujemy perypetie przestępców i kiedy napotykają oni jakąś trudną przeszkodę, akcja cofa się o kilka miesięcy i pokazany zostaje fragment szkolenia dotyczący tego konkretnego elementu rabunku. W podobny sposób zaprezentowano postacie przestępców. Z początku są to dwuwymiarowe postacie typu: mięśniak, psychopata, manipulatorka, mózg itp. i dopiero z czasem poznajemy ich trochę lepiej przez liczne retrospekcje, dzięki czemu przestają być chodzącymi stereotypami. Oprócz przestępców poznajemy także niektórych zakładników, którzy odegrają sporą rolę w dalszej fabule, oraz policjantów, z których najważniejsza jest przechodząca osobisty kryzys detektyw Raquel.
Serial jest bardzo nierówny. Od trzymających w napięciu scen przechodzimy do sytuacji rodem z argentyńskiej telenoweli. Od bardzo fajnych i inteligentnych rozwiązań fabularnych przechodzimy do bezsensownie napisanych scen, które tworzą gigantyczne dziury fabularne. Aby za dużo nie spoilować, posłużę się tu tylko jednym przykładem – zaraz po rozpoczęciu napadu policja otacza cały obiekt i uruchamia aparaturę przechwytującą łączność. Krótkofalówki, telefony komórkowe, satelitarne, CB radio, czy co tam jeszcze przestępcy mogliby użyć do komunikacji, zostaje natychmiast przechwycone. Tymczasem w pewnym momencie, jednej z postaci zostaje podrzucona bezprzewodowa pluskwa, która nie zostaje wykryta na przestrzeni kilku odcinków. Ma to niebagatelny wpływ na fabułę i przebieg skoku. Niestety fabuła podziurawiona jest takimi błędami niczym ser szwajcarski. Podobnie z motywacjami postaci. Postać z konkretnym charakterem nagle przyjmuje zwrot w poglądach o 180 stopni i nie za bardzo jest to podyktowane rozsądkiem. Można sobie jakoś próbować racjonalizować dane zachowanie, jednak nie oszukujmy się, że to nie jest zwykłe lenistwo scenarzystów. Podobnie jest z aktorstwem. Większość z aktorów gra na przyzwoitym poziomie, niestety trafiają się także postacie zagrane okropnie (Tokio). Na szczęście między aktorami jest dużo chemii.
Trzeci sezon Dom z papieru rozgrywa się dwa lata po wydarzeniach z drugiego. Nie będziemy się tu zagłębiać w fabułę, gdyż popsułoby to przyjemność z oglądania sezonu pierwszego i drugiego. Można jednak powiedzieć, że jeśli komuś spodobały się dwa poprzednie, spodoba mu się i trzeci. Sporej zmianie uległa oprawa wizualna. Widać, że w serial włożono dużo więcej pieniędzy. Poprawiło się też tempo serialu i nie ma już tylu dłużyzn, co w poprzedniej części. Twórcy pokusili się nawet o zaadresowanie pewnych nielogiczności z poprzedniej części, usprawiedliwiając je zwykłymi ludzkimi pomyłkami popełnianymi w chaosie i w miłości. Szkoda, że próbując je wyjaśnić, stworzyli nowe. Trzeci sezon podobnie jak pierwszy kończy się cliffhangerem.
Dom z papieru oprócz walorów rozrywkowych, przemyca też nieco polityki. Postacie sporo mówią o drapieżności banków i widzą się jako nowoczesnych rewolucjonistów. Poruszone są także delikatnie tematy równości płci i innych problemów społecznych. Na szczęście wątki te nie są wciskane widzom w gardło, tylko serwowane z umiarem, nie przesłaniając rozrywkowego charakteru produkcji.
Dom z Papieru to serialowy odpowiednik letniego blockbustera. Nie jest dzieło najwyższych lotów i można by spędzić sporo czasu, wytykając kolejne błędy tej hiszpańskiej produkcji, jednak mimo tego serial jest wystarczająco rozrywkowy, aby przykuć nas do telewizorów na długie godziny.
7/10