Riverdale – recenzja serialu Netflixa

Riverdale to tytułowe miasteczko, w którym dzieje się akcja serialu. Głównym bohaterem jest Archie – postać pochodząca z podobno bardzo kultowego komiksu. Nie czytałem, więc się nie wypowiadam. Serial rozpoczyna się od utonięcia syna lokalnych bogaczy. Świadkiem i uczestnikiem wypadku była jego siostra. Po kilkunastu dniach zwłoki zostają znalezione. Problem, z tym że sekcja wykazuje, iż brat zginął przynajmniej tydzień po swoim zniknięciu, a przyczyną śmierci nie było utonięcie a rana postrzałowa.  Zaintrygowani? Rozczaruję was – chociaż wszystko brzmi obiecująco, fabuła bardzo szybko zmienia się mydlaną operę, w stylu „Mody na Sukces”. W każdym odcinku dostajemy malutki wycinek głównej sprawy, a akcja skupia się na prywatnym życiu Archiego i grupki jego przyjaciół. Mamy typową szarą myszkę, która podkochuje się w głównym bohaterze, córkę bogaczy, która chętnie przespałaby się z Archiem, obowiązkowego przyjaciela-geja, który chętnie przespałby się z Archiem, kolejnego przyjaciela – odludka i wreszcie nauczycielkę, która sypia z Archiem. Oprócz tego mamy stereotypową galerię serialowych postaci. Szkolne osiłki, przerysowana do granic możliwości bogata dziewczyna, wyniosłe cheerleaderki itd. To powoduje ze zamiast „Twin Peaks” otrzymujemy „Beverly Hills 90210”. Znamienne jest, że aktorzy z tych seriali pojawiają się w Riverdale. Mamy tutaj Luke’a Perry’ego, czyli Dylana z Beverly Hills oraz Madchen Amick z Twin Peaks. W ogóle cały serial usiany jest nawiązaniami, do różnych popkulturowych dzieł. Postacie co chwila rzucają jakimiś one-linerami, które do czegoś tam nawiązują, jednak takie coś mogło robić wrażenie przed rokiem 2010, ale nie teraz. Na dodatek wprowadza to pewną sztuczność – nastolatki nie operują takim językiem, jakiego używają postacie z serialu.
KJ Apa i Madelaine Petsch riverdaleNastępny zarzut to ta mydlanooperowatość (właśnie wymyśliłem to słowo). Rozumiem, że fabuła miała, być po części satyrą gatunkową, ale jak powiedział kiedyś ktoś mądry: jeśli patrzysz w otchłań, otchłań zaczyna patrzeć w ciebie. Próbując coś wyśmiać, serial tak naprawdę stał się częścią tego i w zasadzie oglądamy kiczowaty tasiemiec z doczepionym na siłę śledztwem i mnóstwem niedorzecznych wątków i sytuacji. Wszystkie kobiety, niezależnie od pory dnia lub okoliczności chodzą w nienagannym makijażu i fryzurze. Archie staje na głowie, żeby ukryć swój romans z nauczycielką – do tego stopnia, że potrafi ją dotykać w nieodpowiedni sposób, stojąc przy przeszklonych drzwiach na korytarz szkolny. Hmmm, co mogłoby pójść nie tak? Może całą sytuację zobaczy kolega przechodzący akurat korytarzem? No cóż, trzeba to natychmiast z nim obgadać, a najlepsze miejsce to zatłoczony szkolny korytarz. W końcu najciemniej jest pod latarnią. Inne postacie także operują logiką zaczerpnięta z latynoskiej telenoweli. Lokalny osiłek podrywa jedną z głównych bohaterek. Po randce publikuje na Facebooku kompromitujące ją zdjęcie. Na drugi dzień wściekła dziewczyna wpada do męskiej szatni i w żołnierskich słowach wyjaśnia, co o nim sądzi, oraz odgraża się zemstą. Co więc zrobi nasz lowelas po tej gniewnej tyradzie zakończonej słowami: „zniszczę cię”, „pożałujesz”, „wojna”? Otóż ochoczo reaguje na jej zaproszenie na małe bara-bara w trójkąciku z drugą koleżanką, z którą także ma na pieńku. Skuszony obietnicą lodzika od dwóch lasek, które go nie lubią, ale nagle zachowują się jakby były na planie filmu „Rocco na Ibizie” nieszczęśnik wskakuje ochoczo do jacuzzi i nawet daje się przykuć do barierek kajdankami. Jak możemy się domyślić, kobiety odnoszą druzgocące zwycięstwo, wymuszając na nim przyznanie do niecnych uczynków. Takich absurdalnych sytuacji jest w serialu pełno. Riverdale wypada bardzo blado nawet na tle takiego „13 Powodów”. A przecież tamta produkcja także ma swoje liczne problemy. Niby to samo: akcja dzieje się w szkole, bohaterowie przeżywają dramaty, w tle przewijają się intrygi i tajemnicza śmierć, a wszystko próbuje ogarnąć szlachetny do bólu główny bohater. Wszystko jest tak samo – tylko gorzej wykonane. Czytałem opinie, że to właśnie kicz się ludziom podoba w tym serialu, ale na takiej samej zasadzie można by powiedzieć, że „Batman i Robin” Schumachera jest spoko, bo się bawi konwencją. Film był reklamowany i zapowiadany zupełnie inaczej. W opisie na Netfixie widnieje „Nastolatkowie zostają wplatani w mroczną tajemnicę miasteczka Riverdale”. Wiem, że gatunek „teen drama” zobowiązuje do pewnych uproszczeń, ale bez przesady.
Z pozytywów należy pochwalić ładne zdjęcia i trzymające solidny poziom aktorstwo. Nagrody może się nie posypią, ale wystepy młodych aktorów mozna oglądać bez zgrzytania zębami. Przynajmniej do czasu, gdy nie są zmuszeni wymawiać jakichś żenujących kwestii.

 

  Orphan: First kill (Sierota. Narodziny zła) - recenzja
Wiem, że ta pisana na kolanie recenzja jest dosyć cierpka, ale taki właśnie cierpki smak odczuwam po obejrzeniu serialu. Potencjał został zmarnowany. Jeśli szukacie fajnego serialu młodzieżowego z tajemnicą, to istnieje wiele lepszych pozycji.
Ocena 4/10

kowalewski mem

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *