Mgła to opublikowane w 1980 opowiadanie autorstwa Stephena Kinga. W 2007 zostało zaadoptowane przez Franka Darabonta jako film fabularny. Była to bardzo dobra adaptacja z ponurą atmosferą i lovecraftowskimi bestiami. Jednak największymi potworami byli w niej zwyczajni ludzie, z których w chwili kryzysu wychodziło zło dużo straszniejsze od tego czającego się we mgle. Sama mgła nie była głównym tematem filmu, tylko katalizatorem wydarzeń.
Zarówno książka, jak i filmowa adaptacja działy się niemal w całości w supermarkecie, podczas gdy serial dzieli się na trzy główne miejsca akcji: centrum handlowe, posterunek policji oraz kościół. W filmie postacie musiały zmierzyć się z fizycznymi potworami, podczas gdy w serialu postacie walczą z czymś bardziej osobistym – własną świadomością. Mgła uzewnętrznia ich najgorsze lęki. Pomysł nie jest nowy i był już eksplorowane w wielu filmach z różnym skutkiem.
Mamy wiec typową małomiasteczkową społeczność ze swoimi zatargami i coś, co uzewnętrznia ich najgorsze lęki. Taka fiolka z nitrogliceryną, którą ktoś zaczyna potrząsać. Pierwszy odcinek jest skonstruowany całkiem zgrabnie, zarysowuje pewne wątki i daje nam ochotę na więcej. Jednak od drugiego, już do samego końca zaczyna się festiwal nieudolności scenarzystów. Postacie zamieniają się w chodzące stereotypy, fabuła wlecze się do przodu jakby od niechcenia, a wątki pojawiają się dosyć przypadkowo. Nagle jest potrzeby nam jakiś przeciwnik, który popchnie akcję do przodu? Proszę bardzo, jeden z bohaterów zaczyna zachowywać się jak wariat i już mamy emocjonująca scenę. Nie ma żadnego podbudowania pod tą scenę, żadnych wskazówek, że dana postać zachowa się tak, a nie inaczej. Mamy też jak to u Kinga wątki antyreligijne, niestety są podane z subtelnością słonia w składzie porcelany.
Aktorstwo jest przeciętne. Nikt się specjalnie nie wyróżnia z wyjątkiem Frances Conroy, która zawsze ma w sobie coś niepokojącego. Reszta obsady gdzieś tam przemyka w tle i nikt nie zostaje w naszej głowie na dłużej. Szczególnie szkoda tutaj głównego bohatera, który został zwyczajnie źle obsadzony. Nawet kiedy aktorzy się starają, to kwestie, które muszą wygłaszać, są momentami tak absurdalne, że ciężko brać je na poważnie. Warto też wspomnieć, że postacie filmowe nie są tymi z filmowej adaptacji lub samej noweli, aczkolwiek niektóre z nich nawiązują do swoich książkowych odpowiedników.
Z pozytywnych rzeczy należy wymienić pomysłowe sceny śmierci. Przoduje tu scena „próby wiary”. Niestety, to za mało, aby dać nam się nacieszyć dobrym serialem. Nawet jeśli liczymy na gore fest, to dłużyzny i poupychane na siłę absurdalne wątki odbierają nam ochotę na dalszy seans.
Serial Mgła został zmarnowany tragicznym scenariuszem i beznadziejną obsadą, która nie jest nam w stanie sprzedać większości scen. Tak już jest z większością adaptacji prac Kinga albo zmieniają się w genialną adaptację, albo w totalnego gniota. Serialowi „Mgła” bliżej niestety do tego drugiego.
2/10
Według mnie ten serial jest naprawdę dobry, jest w stanie zaciekawić oglądającego lecz czasami jest przewidywalny. Na duży plus jest to ze serial ma głęboki przekaz w mojej opinii. Nie jest to płaski serial typu „raaar potwór umieram bum koniec” bo tak większość ma tylko ma zakończenie które można fajnie interpretować. Jesl ktoś szuka mocnych wrażeń nie znajdzie ich ale jeśli chce oglądnąc luźny dość serial w stylu thrillera to bardzo fajny