Wydana w 2023 roku uwspółcześniona growa adaptacja najsłynniejszej powieści Agathy Christie – Morderstwo w Orient Ekspresie – odniosła spory sukces. Na jego fali twórcy z Microids szybko zabrali się za kontynuację, która ukazała się w 2025 roku. Tym razem słynny detektyw podróżuje do Egiptu, gdzie na luksusowym statku płynącym po Nilu dochodzi do morderstwa.
Podczas pobytu w Londynie Poirot poznaje milionerkę Linnet Ridgeway. W trakcie spotkania jest świadkiem, jak jej najlepsza przyjaciółka Jacqueline prosi ją o załatwienie pracy dla swojego przystojnego narzeczonego Simona. Jakiś czas później, na wakacjach w Egipcie, Poirot ponownie spotyka Linnet. Okazuje się, że Linnet i Simon obchodzą właśnie miesiąc miodowy, a przyjaciółka poprzysięgła zemstę i podąża za świeżo upieczoną parą.
Podobnie jak w uwspółcześnionym „Morderstwie w Orient Expressie”, oprócz głównego wątku zaczerpniętego bezpośrednio z książki Christie, twórcy gry dodali drugą grywalną postać z osobnym wątkiem fabularnym. Jest nią detektyw Jane Royce, tropiąca mordercę odpowiedzialnego za śmierć jej bliskiej przyjaciółki.
Retro-prequel?
Akcja „Morderstwa w Orient Expressie” z 2023 roku rozgrywała się współcześnie, co oznaczało elementy takie jak internet czy telefony komórkowe. „Śmierć na Nilu” – choć osadzona w tym samym uniwersum – przenosi akcję do lat 70. XX wieku. Jest to dziwny zabieg, ponieważ mamy do czynienia z dokładnie tym samym detektywem, w tym samym wieku, a twórcy nie adresują tego w żaden sposób.

Rozgrywka jest skopiowana z poprzedniej części niemal 1:1. Kontrolując postać z perspektywy trzeciej osoby, eksplorujemy otoczenie, rozmawiamy z ludźmi i szukamy wskazówek. Bez zmian przeniesiono też „mapę pamięci” Poirota — sekcję, w której łączymy ze sobą przemyślenia dotyczące śledztwa, dopasowujemy tropy i szukamy nieścisłości w zeznaniach. Przesłuchanie świadków odblokowuje kolejne połączenia, a my musimy na przykład oznaczyć, kto ma alibi, a kto nie. Czasem trzeba także odtworzyć przebieg wydarzeń, ustawiając osoby na osi czasu. Jedynym nowym elementem są sekcje skradankowe — niestety na tyle toporne, że lepiej, gdyby ich w ogóle nie było.
W grze pojawia się mnóstwo łamigłówek logicznych — zarówno łatwych jak i trudniejszych. Szkoda tylko, że większość z nich sprawia wrażenie sztucznych zapychaczy. Jako Poirot chcemy przesłuchać świadka, ale kobieta porozmawia z nami, dopiero gdy uruchomimy jej ulubioną piosenkę na maszynie grającej. Trzeba więc przez kilka minut dopasowywać trybiki i przewody, aby naprawić niedziałające urządzenie. Kiedy chcemy porozmawiać z kapitanem, ten zostawia nas w kabinie i każe sterować statkiem (!). Gdy Jane odwiedza nielegalne kasyno, z praktycznie z każdą osobą musi rozegrać partię hazardowej minigry. To jednak nic w porównaniu z etapem przeszukiwania kabin pasażerów — niemal każda postać w swojej kajucie ma jakąś szkatułkę lub urządzenie zabezpieczone pokrętną zagadką. Nawet zwykła maszyna do szycia kryje wewnątrz zawiły mechanizm (tak na marginesie, kto na wycieczkę do Egiptu zabiera ze sobą maszynę do szycia?). Minigierek jest zatrzęsienie — same w sobie często niezłe — ale twórcy ewidentnie przesadzili z ich ilością.
Mimo upływu dwóch lat grafika nie uległa znaczącej poprawie. Wciąż mamy do czynienia z grą w stylu Telltale, opakowaną w tekstury HD. Mimika czy ruchy postaci są ubogie i proste, a postacie nieco karykaturalne. O wiele lepiej wypadają scenerie – od pełnego przepychu hotelu, poprzez egipskie świątynie, aż po wielki, luksusowy statek – wszystko jest bogate w szczegóły i dopracowane. Jest to spory krok naprzód wobec poprzedniej odsłony w 90% rozgrywającej się w klaustrofobicznych wagonach pociągu.
Niezłącznym elementem nowoczesnych gier są tzw. znajdźki. Nie zabrakło ich także w Śmierci na Nilu. Bohaterowie mogą zbierać poukrywane wąsy oraz płyty winylowe z muzyką. Znajdźkom zadedykowano nawet specjalną opcję w menu – wirtualne muzeum, w którym możemy oglądać odblokowane znajdźkami obiekty i odsłuchać muzykę. Dla najwytrwalszych graczy przygotowano także dodatkową niespodziankę znajdującą się za zamkniętymi drzwiami, które otwierają się dopiero po znalezieniu wszystkich obiektów.

Fabuła jest całkiem niezła, choć rozwija się powoli. Zanim sprawa zacznie się na dobre, trzeba przebrnąć przez nużący niemal godzinny wstęp, będący zarazem tutorialem. Wiele osób ten rozdział może zniechęcić do dalszej gry. No i kto wpadł na pomysł, żeby Poirot prowadził śledztwo na jakimś disco ubrany w biały garnitur Larry’ego Laffera? Do samej intrygi oczywiście nie ma co się przyczepić — „Śmierć na Nilu” to jedna z lepszych książek w dorobku Christie — ale wybór tak znanej historii oznacza, że wielu graczy zamiast dedukcji dostanie odhaczanie tego, co już zna. Równoważyć ma to wątek Jane, w którym prowadzimy osobne śledztwo wiążące się z wydarzeniami na statku, niestety większość rozdziałów Jane spowalnia tempo i wprowadza niepotrzebny kicz.
W grze są aż dwa zakończenia — każde w formie ponad godzinnego śledztwa dziejącego się już po rozwiązaniu zagadki tytułowego morderstwa. W trakcie gry kilkukrotnie musimy podjąć decyzję, od której zależy, który z dwóch epilogów będziemy grać. W jednym gramy Jane, a w drugim Poirotem. W zależności od sterowanej postaci do rozwiązania mamy nieco inne morderstwo popełnione przez innego sprawcę.
Największą zbrodnią w grze jest bez wątpienia muzyka. Utwory brzmią, jakby zostały wygenerowane przez AI z promptem: „najbardziej stockowa ścieżka dźwiękowa w historii”. Delikatne, salonowe plumkanie towarzyszy nam nawet podczas obdukcji świeżo zamordowanego ciała. Muzyka powinna odzwierciedlać charakter danej sceny i podbijać dramaturgię, a nie jedynie wypełniać tło.
Czy warto zagrać w „Śmierć na Nilu”? Jeśli podobało się Wam „Morderstwo w Orient Expressie”, to odpowiedź brzmi: tak — bo to jest praktycznie ta sama gra. Niestety z całym dobrodziejstwem inwentarza: z tymi samymi zaletami i wadami. Twórcom gry nie zależało na innowacji, tylko na szybkim sequelu. Jeśli jednak nie lubicie gier z powolnym rozwojem fabuły i skupieniem na łamigłówkach, ten tytuł możecie sobie spokojnie odpuścić.

