W 1996 roku na ekranach telewizorów dokonała się spora, jednak prawie niezauważona rewolucja. Była nią premiera serialu Profit, w którym to po raz pierwszy w roli głównej pokazano postać przewrotną i złą. Tytułowy Jim Profit był bezwzględnym biznesmenem, który do celu dążył po trupach. Krytycy byli zachwyceni, jednak widzowie zszokowani, co doprowadziło do przedwczesnej śmierci serialu. Trzy lata później na ekranach zagościł kolejny antybohater, którego pojawienie się zmieniło na zawsze oblicze telewizji. Mowa oczywiście o Tonym Soprano, głównym bohaterze serialu Rodzina Soprano. Perypetie gangstera, zmagającego się z mafijnymi przeciwnikami i napadami paniki pokochały miliony widzów na całym świecie. Serial do dziś jest uważany za jeden z najwybitniejszych (lub najwybitniejszy) serial w historii telewizji. Później pojawiło się mnóstwo innych seriali, które próbowały powtórzyć sukces produkcji HBO, czyniąc z głównego bohatera negatywną postać. Mieliśmy sympatycznego rzeźnika z Bay Habor, czyli Dextera, Jaxa Tellera, czyli szefa groźnego gangu motocyklowego z serialu Synowie Anarchii, czy wygadanego szefa gangsterskiego podziemia z serialu Boardwalk Empire. No i oczywiście nie możemy zapomnieć o królu wszystkich niegodziwych bohaterów, czyli Walterze White z serialu Breaking Bad. Po odcinku Ozymadias, George R.R. Martin, czyli twórca gry o Tron, uznał, że chyli czoła twórcom serialu, gdyż jemu nigdy nie udało się stworzyć tak okrutnej postaci. Jednak mimo zła wyrządzonego przez wymienione wyżej postacie, niektórzy widzowie uznali, że bohater omawianego tu serialu jest najgorszy z nich. Dlaczego?
Głównym bohaterem serialu jest Joe. Na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie przesympatycznej osoby. Jest miły, uprzejmy i inteligentny. Prowadzi własną księgarnię. Pewnego dnia w jego sklepie pojawia się Ginewra. Przystojny sprzedawca szybko wpada w oko ponętnej blondynce. Ginewra po jakimś czasie opuszcza księgarnię i tu historia powinna się kończyć. Jednak przypadkowe spotkanie to dopiero początek. Joe skrywa mroczny sekret – jest osobą chorą psychicznie z obsesją na punkcie znalezienia „tej jedynej”. Została nią niczego nieświadoma Ginewra, która od tej pory będzie obiektem stalkingu. Joe namierza ją i jej przyjaciół na Facebooku, odnajduje adres, włamuje się do mieszkania, oraz klonuje jej telefon. Wszystko po to, by jak najlepiej poznać jej życie prywatne, co pozwoli mu lepiej wcielić w wymarzonego księcia. Po licznych przygotowaniach Joe aranżuje przypadkowe spotkanie i jak można się domyślić, od tej będzie bronił swojego związku za wszelką cenę. Prawdziwa miłość na zabój.
Najmocniejszą stroną serialu Ty, jest inteligentna zabawa z konwencją. Cała opowieść to postmodernistyczna zabawa kliszami z klasycznych komedii romantycznych i oper mydlanych. Mamy „humorystyczną” scenę, w której główny bohater ukrywa się pod prysznicem w mieszkaniu swojej ofiary, a ta nie zaglądając do środka, odkręca wodę. Joe moknie, a jego wybranka poprawia w lustrze makijaż. Klasyk. Oczywiście jest w tym przewrotny twist, gdyż zdajemy sobie sprawę, że jeśli bohaterka zdecyduje się zajrzeć pod prysznic, zginie. Mamy scenę, w której Ginewra składa Joe nieoczekiwaną wizytę, a on całując się z nią, stara się ukryć skradziony jej telefon i majteczki. Ile było już rom-comów w których jedna z postaci stara się ugościć niezapowiedzianą osobę, jednocześnie sprzątając mieszkanie? W zasadzie cały film to komedia romantyczna w krzywym zwierciadle, obnażająca pewne zachowania, które na ekranie uchodzą za romantyczne, gdy w rzeczywistości takie nie są.
Serial jest okraszony narracją bardzo podobną do tej z Dextera. Główny bohater co chwila dzieli się z nami przemyśleniami, które tak naprawdę są racjonalizacją własnych uczynków. Joe nie stalkuje swojej wybranki — on po prostu musi o niej dowiedzieć się nieco więcej. Joe nie morduje ludzi z zimną krwią — on po prostu chroni ukochaną i swój cudowny związek. Inaczej mówiąc — wszystko co robi Joe, robi z miłości. Tego typu sceny dają nam wgląd w psychikę głownego bohatera, dzieki czemu możemy lepiej zrozumieć jego intencje. A skoro już porównaniach do Dextera, to Joe, przy swoim koledze z Miami jest kompletnym amatorem. Rzeczy często nie idą po jego myśli. Joe popełnia niemalże szkolne błędy, które później kosztują go dużo nerwów. Jest to miła odmiana, gdyż wprowadza sporo fabularnych twistów. Główna postać układa sobie w głowie perfekcyjny plan, jednak wszystko wali się niczym domek z kart.
Niestety serial ma też trochę wad. Mimo świadomej zabawy konwencją, czasami cienka granica tego co ma być parodiowane, zostaje przekroczona. Postacie bywają irytujące, a dialogi wkładane w ich usta idiotyczne. W pewne pokazane w serialu przypadki ciężko uwierzyć. Najgorzej wypadają sceny z Joe śledzącym ludzi. Tutaj serial staje się niemalże obraźliwy. Joe śledzi Ginewrę wielokrotnie, zarówno przed oficjalnym poznaniem, jak i po. Dochodzi do sytuacji, w której bohater siedzi w pubie, przy stoliku obok swojej wybranki i jej koleżanek i nikt go nie rozpoznaje. Tylko dlatego, że ma czapeczkę z daszkiem. Podobnie jest z niektórymi zwrotami fabularnymi, które wydają się forsowane na siłę. To już nie jest zabawa z konwencją a zwykłe lenistwo twórców.
Jeśli przymkniemy oko na wady, serial ogląda się całkiem przyjemnie. Takie guilty pleasure z kilkoma naprawdę inteligentnymi nawiązaniami gatunkowymi. Serial z gatunku „jeśli nie macie akurat nic innego do roboty”. I byłaby to kolejna produkcja platformy, która przeszłaby bez większego echa, gdyby nie Internet.
6/10
Reakcja internetu na serial TY
Otóż niektórzy internauci uznali, że serial, promuje stalking, przedstawia przestępcę w zbyt sympatycznym świetle, promuje toksyczne związki, a z kata robi ofiarę. I ludzie naprawdę biorą to sobie do serca. Przeglądając niektóre recenzje, można zobaczyć oburzenie, oskarżenia, a nawet apele przypominające nam, że stalking jest zły i broń Boże nie możemy brać z głównego bohatera przykładu.
No cóż z jednej strony jest zrozumiałe, że serial wywołuje kontrowersje, gdyż porusza delikatny temat. Jednak osobom tworzącym takie apele należy zadać pytanie, czy uważają, że ich czytelnik jest idiotą? Czy fanom Breaking Bad trzeba przypominać o konieczności nieotwierania własnej fabryki metaamfetaminy? Czy miłośnikom Dextera trzeba przypominać, że ćwiartowanie ludzi na kawałki, jest złe? Trzeba pamiętać, że serial TY niczego nie promuje tylko opowiada historię. Wnioski z niej każdy musi wyciągnąć sam. Podobnie jak film Kler nie promuje pedofilii, a serial Breaking Bad, nie promuje posiadania imperium narkotykowego. Co do zarzutów o usprawiedliwianie kata i zwalanie winy na ofiarę, to aż dziw, że takie w ogóle padają. Przecież cała rzecz polega na tym, żeby postacie były skomplikowane i wielowymiarowe. Pozytywna postać nie może być rycerzem w lśniącej zbroi, a zła zwykłym bandziorem. Musimy zrozumieć, dlaczego ktoś coś robi. Epokę jednowymiarowych czarnych charakterów mamy już dawno za sobą. Argument o normalizacji złych i toksycznych zachowań też jest bez sensu. Czy autor takiego stwierdzenia postawiłby taki sam znak równości między grami komputerowymi a przemocą?
Oczywiście jeśli macie odmienne zdanie, zapraszamy do komentowania.