Street Fighter (Uliczny Wojownik) – recenzja filmu | Adaptacje gier wideo

Wydany w listopadzie 1994 roku film Double Dragon nie odniósł spodziewanego sukcesu. Mimo skromnego budżetu $7 mln nie udało się odrobić tej sumy i film zarobił niewiele ponad $2 mln. Jednak tak naprawdę żaden miłośnik komputerowych bijatyk nie miał czasu na rozpaczanie, gdyż dosłownie miesiąc później premierę miał „Uliczny Wojownik”. Gra o tym tytule została wydana w 1987 roku i odniosła spory sukces na automatach. Niestety jej konwersje na domowe konsole, były bardzo słabe i gra prawdopodobnie zostałaby zapomniana, gdyby nie jej sequel — wydany 1991 Street Fighter 2. Gra odniosła niesamowity sukces, szybko stając się jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek w historii gier. Tytuł został przeportowany na praktycznie każdy dostępny komputer i konsolę, a większość tych konwersji była równie udana, jak oryginał. Do dziś marka Street Fighter zarobiła ponad 10 miliardów dolarów (!!), co czyni ją piątą najbardziej dochodową franczyzą gier. Szaleństwo Street Fighter nie umknęło producentom filmowym i po odkupieniu praw autorskich od Capcomu w okresie wiosna-lato 1994 rozpoczęto zdjęcia do filmu. Napisania scenariusza i wyreżyserowania filmu podjął się Steven E. de Souza, współscenarzysta filmów takich jak Szklana pułapka i 48 godzin.

Capcom, mając w ręku jedną z najbardziej dochodowych marek w historii, nie chciał popełnić błędu Nintendo, które oddało markę Super Mario Bros na pastwę scenarzystów i producentów. Dlatego włodarze firmy obwarowali umowę licznymi zastrzeżeniami. W praktyce każda poważna decyzja musiała być przez nich zatwierdzona. To oni zadecydowali, że główną gwiazdą widowiska zostanie Jean Claude van Damme, mimo iż jego angaż kosztował prawie jedną trzecią budżetu filmu. Inną z decyzji, przy których Capcom się upierał, było zmieszczenie w filmie wszystkich postaci z gry. Jak można się domyślić, było to spore utrapienie dla scenarzysty.

W rolę głównego antagonisty wcielił się wybitny aktor teatralny i filmowy Raul Julia. Reszta ról ze względu na topniejący budżet przypadła mniej znanym aktorom, z wyjątkiem popularnej aktorki/piosenkarki Kylie Minogue, której angaż został wymuszony przez Gildię Aktorów Australijskich (część zdjęć kręcono właśnie tam, więc Gildia zażądała angażu przynajmniej jednego aktora z kontynentu).

Film Street Fighter aktorzy

Następny akapit będzie zawierał spoilery z filmu. Chcemy pokazać jak bardzo zagmatwany scenariusz musiał powstać, aby zadowolić wymagania Capcomu.

W fikcyjnym azjatyckim państwie Shadaloo wybuchła wojna domowa. Generał Bison, będący zarówno baronem narkotykowym, jak i przywódcą rebelii schwytał ludzi walczącego z nim pułkownika Guile’a. Za uwolnienie zakładników Bison żąda 20 miliardów dolarów. Jednym z porwanych przez Bisona ludzi jest przyjaciel Guilea – Blanka. Niestety wpada on w ręce pracującego dla Bisona, naukowca Dhalshima, który wykorzystuje go do okrutnego eksperymentu, czyniąc z niego zieloną bestię. Guile przysięga schwytać Bisona, jednak jego asystentka, sierżant Cammy jest w stanie podać lokację Bisona jedynie z pewnym przybliżeniem. W tym samym czasie para oszustów (Ken i Ryu), próbuje sprzedać broń-zabawki, handlarzowi bronią, Sagatowi. Kiedy ten orientuje się, że padł ofiarą przekrętu łapie oszustów i zmusza ich do walki w klatce ze swoim najlepszym wojownikiem – Vegą. Wtedy pojawia się Guile i wszystkich aresztuje. Guile oferuje Kenowi i Ryu układ – doprowadzenie go do Bisona w zamian za oddalenie zarzutów. Ken i Ryu aranżują ucieczkę z więzienia, podczas której zabijają Guile, dzięki czemu zdobywają zaufanie Sagata. Oczywiście cała akcja jest ustawiona i Guile żyje. W tym samym czasie reporterka Chun-Li i jej współpracownicy: były zapaśnik E. Honda i bokser Balrog, przeprowadzają nieudaną próbę zamachu na Bisona i Sagata. Ryu i Ken powstrzymują ten zamach, zdobywając zaufanie Bisona. W tle przewijają się jeszcze pracujący dla Bisona ekspert komputerowy Dee Jay oraz jego ochroniarz Zangief. Ufffff.

Jak widać scenariusz Ulicznego Wojownika to prawdziwy kogel-mogel. Wprowadzenie tylu postaci zajęło sporo czasu ekranowego, to co streściłem powyżej to ponad połowa całego filmu. Miłośnicy Street Fighter na pewno też rozpoznają od razu, że historia postaci nie pokrywa się dokładnie z tą opowiedzianą w grze. Jednak mimo pozornie zagmatwania historii, tak naprawę fabuła jest bardzo prosta. Nie ma żadnego rozbudowywania postaci czy żadnych głębszych motywacji; historia jest skonstruowana tak, aby prowadzić nas od jednej sceny walki do drugiej. Teoretycznie wciąż dawało to szanse na przyzwoity film. Tak się jednak nie stało i Street Fighter został zmiażdżony przez krytyków. Dlaczego?

Raul Julia Street Fighter Bison
Film jest dedykowany Raulowi Julii, dla którego był to ostatni występ

Powodów jest kilka. Pierwszym jest sam Capcom, który w iście japońskim stylu narzucił nieprzekraczalne terminy, co spowodowało przyśpieszoną produkcję filmu i brak czasu na poprawki. Drugim jest scenariusz Stevena E. de Souzy, który zawodowo był tzw. script doctorem, czyli człowiekim od poprawiania gotowych scenariuszy. Scenariusz do Street Fighter powstał w jedną noc, specjalnie na wizytę oficjeli Capcomu w Los Angeles. Miał to być scenariusz na pokaz, jednak życie bywa przewrotne i to właśnie ten scenariusz został przez japończyków zaaprobowany. W połączeniu z niedającymi szans na żadne przeróbki czy dokrętki terminami, spowodowało to wiele dziur fabularnych w filmie. No i wreszcie największy z problemów, czyli główny gwiazdor – Jean Claude van Damme. Umięśniony Belg nie jest może i Marlonem Brando, jednak większość jego poprzednich ról trzymała pewien poziom. Mimo ograniczonych zdolności językowych (van Damme ma bardzo ciężki akcent, więc w jego pierwszych filmach ograniczano mu liczbę mówionych kwestii do minimum) potrafił oczarować publiczność swoją charyzmą i umiejętnościami karate. W momencie rozpoczęcia zdjęć do Street Fighter JCVD był u szczytu swojej kariery. Praktycznie każdy z jego poprzednich filmów był wielkim hitem. Niestety z rozkwitem kariery, przyszły problemy osobiste: rozwód, narkotyki, problemy z prawem. Na plan Street Fightera JCVD trafił w stanie uzależnienia od kokainy. Szybko zaiskrzyło między nim a Kylie Mingue i wkrótce para spędzała całe noce na kokainowo-alkoholowo-seksualnych zabawach. Skutkowało to ciągłymi nieobecnościami na planie, gdyż belgijski gwiazdor nieustannie odsypiał lub miał ciężkiego kaca. Ekipa musiała improwizować, kręcąc jakieś naprędce wymyślone walki między bohaterami, bez żadnej choreografii i przygotowań. Dodatkowo ze względu na brak czasu na przygotowanie van Damma do sceny, na wierzch wychodził jego belgijski akcent. Jest on nasilony do tego stopnia, że czasami ciężko zrozumieć co pułkownik Guile próbuje powiedzieć. Nie pomaga też fakt, że w filmie gra on kompletnego idiotę. Pokazuje to już pierwsza scena z filmu, kiedy udziela on wywiadu w telewizji, w sprawie przetrzymywanych przez Bisona zakładników. Najpierw z jakiegoś powodu obraża dyktatora, pokazując mu gest Kozakiewicza, a następnie zdradza Bisonowi, że będzie próbował odbić zakładników, zamiast mu zapłacić. Po chwili, Guile zaczyna zwracać się po imieniu bezpośrednio do swojego przyjaciela, będącego jednym z zakładników rozwścieczonego Bisona, skazując go tym samym na śmierć. No geniusz. Dodatkowo dialogi z tych scen zaserwowane są trudną do zrozumienia angielszczyzną, tonem jakby ćwiczył z kartki, próbując zapamiętać kwestie. Niestety kreację głównego bohatera, można spokojnie nazwać najgorszą w karierze JCVD. Podobnie jak Kylie Minogue, która jest po prostu okropna. Za to reszta obsady o dziwo wypada całkiem przyzwoicie, z przekomicznym Zangiefem na czele.

  Team17 - historia firmy
Van Damme wywiad Street Fighter
Pamiętaj ty idioto, idę po ciebie i nie dostaniesz ani grosza…a przy okazji nie krzywdź czasem mojego najlepszego przyjaciela Charliego

Jednak wymienione wyżej problemy to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Były jeszcze inne przypadki, na które twórcy nie mieli wpływu. Najważniejszym z nich były problemy zdrowotne Raula Julii. Krótko przed rozpoczęciem zdjęć przeszedł on operację związaną z rakiem żołądka i na plan stawił się niesamowicie wychudzony i osłabiony. Stan jego zdrowia był na nadszarpnięty na, tyle że naprędce zdecydowano o zmianie rozkładu zdjęć, dzięki czemu sceny z Bisonem zostały przesunięte w czasie na koniec zdjęć. Miało to spowodować, że aktor zregeneruje się i przybierze trochę na wadze. Doprowadziło to do sporych problemów w ekipie kaskaderów, gdyż zamiast kilku tygodni przygotowań do niebezpiecznych scen, mieli jedynie kilka dni. Oprócz tego ekipę ciągle prześladowały losowe wypadki. Jeden z członków ekipy dostał zawału na planie, inny był hospitalizowany ze względu na uczulenie. Jeden z producentów spowodował wypadek samochodowy, jadąc po niewłaściwej stronie drogi. Wisienką na torcie było zatrzymanie jednego (nigdy niewymienionego z nazwiska) aktora, przez służby celne Australii, za posiadanie sterydów. Wszystkie te problemy, sprawiły, że de Souza zmuszony był poprosić o dodatkowy czas na zdjęcia. Capcom stanowczo odmówił, gdyż umowa podpisana z producentem zabawek, firmą Hasbro, gwarantowała premierę filmu przed świętami Bożego Narodzenia. Doprowadziło to do bezprecedensowej decyzji o podziale na dwa odrębne plany. Na jednym kręcono sceny z dialogami, a na drugim sceny walki. Doprowadziło to do kolejnych problemów – ekipa kręcąca sceny akcji nie nakręciła specjalnych ruchów postaci. Reżyser nawet nie był tego świadomy, gdyż w tamtych czasach wciąż używano taśmy filmowej, która musiał zostać wywołana. Po nakręceniu scen taśmy były odsyłane do znajdującego się setki kilometrów dalej laboratorium. Gotowe ujęcia docierały z powrotem do reżysera dopiero po kilku dniach.

Po zmontowaniu filmu, na reżysera spadł kolejny cios. Film otrzymał kategorię „R”, czyli został zakwalifikowany jako film dla dorosłych. Stało się to na początku listopada, co oznaczało, że zostało półtora miesiąca na dokrętki scen w złagodzonej wersji, wyedytowanie filmu i dodanie efektów specjalnych. Niestety nie było czasu, więc postacie po raz kolejny zostały pozbawione swych charakterystycznych ruchów.

Film został zmiażdżony przez krytyków, jednak zarobił ponad 100 milionów, przy budżecie $35 mln co sprawiło, że został komercyjnym sukcesem. Krytycy zarzucili filmowi przerost formy nad treścią, kiepskie aktorstwo i słaby scenariusz. Zarzuty kierowane były także pod adresem drobniutkiej Kylie Minogue w roli twardego komandosa. Jednak były także pewne pochwały. Niektórzy chwalili campową atmosferę filmu i ładne plenery. Największe pochwały spłynęły na Raula Julię. Była to ostatnia rola w jego karierze, gdyż zmarł jeszcze przed premierą. Mimo problemów zdrowotnych aktor dał z siebie wszystko i oglądając jego sceny, ciężko uwierzyć, że oglądamy śmiertelnie chorego człowieka. Szkoda, że sceny z jego udziałem często są rujnowane kiepskim aktorstwem kolegów z planu.

Film ma swoje wady i jest jedną z gorszych adaptacji gier, jednak są w nim pewne czynniki, dla których warto go choć raz obejrzeć. Przede wszystkim wszystkie sceny z Raulem Julią. Poza tym w filmie znajduje się kilka naprawdę zabawnych scen oraz jeszcze więcej scen, które są zabawne, chociaż twórcy taki ich na pewno nie planowali. Scena dramatycznej przemowy Guile’a do swoich żołnierzy, miała zapewne w zamierzeniu wywołać ciarki na plecach, a co najwyżej może wzbudzić uśmiech politowania na twarzy. Podobnie jak inwazja żołnierzy, którzy z jakiegoś powodu w dżungli noszą niebieskie uniformy. Kylie Minogue z wielką bazooką, to prawdziwy dar od Boga komedii. W filmie jest naprawdę sporo takich perełek, które pokochają miłośnicy kiepskich filmów. No i bardzo fajna sekwencja w której Zangief mierzy się z Hondą, a pojedynek jest nagrany w stylu walk potworów kaiju. Szkoda że na stole montażowym wyleciało tyle materiału. Pewne wątki mają brakujące fragmenty. Dhalsim, który jest w filmie naukowcem, ma wygląd typowego hindusa z kruczoczarną fryzurą. Pod koniec nagle pojawia się, półnagi z wygoloną głową, wyglądając jak jego odpowiednik z gry, bez słowa wyjaśnienia. Co się stało międzyczasie?

Mimo niepochlebnych ocen film jednak zarobił swoje i przez pewien czas rozważano stworzenie sequela. W 2002 toczyły się poważne rozmowy w tej sprawie. Powrócić miało wiele aktorów z części pierwszej. Jednak przez przedłużające się negocjacje, projekt utknął w miejscu, aż w końcu wytwórnia całkowicie go skasowała, na rzecz całkowitego reebootu. Street Fighter: The Legend of Chun-Li ukazał się w 2009. Twórcy postanowili wsłuchać się w głosy krytyków i zamiast lawirować pomiędzy mnóstwem postaci, skupić się na jednej. Jednak jak mówi stare powiedzenie „Uważaj, o co prosisz, bo możesz to dostać”.

Na podstawie filmu powstała też gra komputerowa. W przeciwieństwie do pierwowzoru, gra nie posiada animowanych postaci, a digitalizowane, bazujące na filmowych odpowiednikach. Żeby sprawa była jeszcze bardziej skomplikowana tak naprawdę powstały dwie gry, wyglądające prawie identycznie i o identycznych nazwach, przez co są często mylone. Pierwsza została wydana jedynie na automaty. Postacie są bardzo realistyczne z niezwykłą płynnością ruchów. Jest też dosyć grywalna, chociaż rozgrywka różni się nieco od tradycyjnego Street Fightera. Druga natomiast została wydana jedynie na konsole PlayStation i Sega Saturn. Tutaj sprawa wygląda gorzej. Postacie są mniejsze i gorzej animowane. Gra próbuje naśladować oryginalnego Street Fightera do tego stopnia że sprawia wrażenie jakiegoś moda do gry, w którym ktoś podmienił sprity postaci. Niestety mniej płynna animacja, długi czas ładowania i dziwnie zniekształcone efekty dzwiękowe, odbierają całą przyjemność z grania.

Jak widać nawet wielka gwiazda mająca na koncie praktycznie same hity kina akcji, oraz uznany scenarzysta wielu klasyków to za mało. Trochę szkoda, bo widać że w film poszło sporo wysiłku, a rezultat jest bardzo słaby. Najbardziej żal mi reżysera za wszystkie problemy, które go spotkały na planie, a bez których film mógłby być dużo lepszy. Po Street Fighterze pan de Souza, zwolnił nieco tempo i już nie tworzył hitu za hitem. Jednak 9 lat później miał okazję grzebać przy jeszcze jednej adaptacji gry. Natomiast dla JCVD ten film rozpoczął pasmo porażek, które w końcu doprowadziło go do piekła filmów straight-to-dvd. Nigdy już nie zagrał w innej adaptacji gry. Planowany przez niego sequel Street Fighter nigdy nie doszedł do skutku, a w reebocie, odmówił udziału. Jest to nieco ironiczne biorąc pod uwagę, że sam był pierowzorem wielu postaci z gier komputerowych. I to nas sprowadza do pewnego wydarzenia. Zanim jeszcze rozpoczęły się zdjęcia, Jean Claude van Damme dostał propozycję zagrania w innej adaptacji gry komputerowej. Miało to być przeniesienie na ekran pewnej krwawej bijatyki, jednak ze względu na zobowiązanie przy Street Fighter van Damme musiał odmówić. Produkcja ruszyła bez niego i w 1995 ukazała się kolejna, czwarta w historii adaptacja gry wideo.

Mortal Kombat 1995 – recenzja

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *