Ray Donovan – recenzja serialu

Kim jest Ray Donovan? Najprościej ujmując, zajmuje się on tym samym co pan Wolf z Pulp Fiction. Jest on człowiekiem od rozwiązywania problemów ludzi bogatych i sławnych. Jeśli ktoś ma kłopoty, a sprawa wymaga dyskrecji lub działania po złej stronie prawa, Ray jest najlepszym wyjściem. I chociaż jest on niesamowicie sprawny w tym, co robi, nie potrafi pozbierać do kupy swojego własnego życia.

Główna postać grana przez Lieva Schreibera jest chłodna, opanowana, niewiele się odzywa i ma żelazne nerwy. Oglądając początkowe odcinki, możemy odnieść wrażenie, że aktor ten potrafi grać tylko na jednej minie, jednak to tylko pozory, gdyż w miarę postępu akcji przekonamy się, że ma on także pazur do roli dramatycznej. Jednak akcja serialu toczy się nie tylko wokół Raya, ale także jego rodziny.

https://www.youtube.com/watch?v=r36OT6TsHOw&feature=emb_title

Najjaśniejszą gwiazdą serialu jest Mickey – ojciec Raya grany przez Jona Voighta. Właśnie opuścił więzienie po wielu latach odsiadki. Emerytowany gangster spędził wiele lat w zamknięciu i nie umie się odnaleźć w normalnym świecie. Ma dobre serce, jednak za grosz rozumu. Wyobraźcie sobie postać, która jest połączeniem cwaniactwa prezentowanego przez Eddiego Murphy’ego z jego wczesnych ról z gangsterem wyjętym z lat 80. i to wszystko przyprawione dużą dawką głupoty. Po wyjściu z więzienia ma on pełno pomysłów, jak zarobić pieniądze i jak naprawić stosunki ze swoją rodziną. Problem polega na tym, że świat się zmienił podczas jego odsiadki, a że Mickey nigdy nie grzeszył rozumem, nie umie się w nim odnaleźć i czyni więcej szkód niż pożytku. Jego plany szybkiego zdobycia gotówki, porażają swoją naiwnością. Jon Voight, znany z grania ról poważnych i dostojnych postaci pokazuje prawdziwą klasę aktorską, wcielając się w 70-latka o mentalności nastolatka. Postać ta wprowadza też sporo humoru. Czujem się zażenowani, a jednak nie możemy oderwać oczu, kiedy przychodzi on na spotkanie grupy osób molestowanych przez księży, żeby dotrzymać towarzystwa swojemu synowi Bunchy‘emu i na powitanie zaczyna opowiadać dowcip o molestowaniu.

Bunchy, to najmłodszy z braci Donovan. W młodości był molestowany seksualnie przez katolickiego księdza i cały czas zmaga się z dziecięcą traumą. Nie potrafi sobie znaleźć sobie partnera, a kiedy w końcu związuje się z kobietą, demony przeszłości dają o sobie znać. Nie pomaga mu też fakt, że jest bardzo introwertyczny i odczuwa lęk przed dziećmi spowodowany swoimi przeżyciami. Jest też niesamowicie naiwny, co powoduje, że ludzie ciągle go wykorzystują. Najstarszy brat, Terry, wydaje się przy tej dwójce ostoją normalności. Jest trenerem boksu, prowadzi siłownię, nie wdaje się w kłopoty. Niestety kłopoty odnajdą jego – w pewnym momencie okazuje się, że cierpi na chorobę Parkinsona. Dodatkowo pojawienie się ojca, który zawsze ma „genialny” plan i ciągle próbuje wciągnąć synów w swoje szemrane interesy, wprowadzi dodatkowy chaos w jego uporządkowane życie.

  Black Mirror 3: Final Fear - recenzja

Żona Raya, Abby początkowo cierpi na syndrom denerwującej serialowej żony, której głównym zajęciem jest czepianie się męża, dopytywanie gdzie był przez tyle czasu i ciągłe podejrzenia o zdradę (uzasadnione zresztą), jednak później jej wątek zaczyna rozwijać w bardzo interesującym kierunku i przestaje być kopiuj/wklej żony Waltera White. Dodatkowo mamy dwójkę dzieci Raya: Bridget i Conora. Podobnie jak dzieci Tony’ego Soprano, mają one duży wpływ na postępowanie głównego bohatera i potrafią sprowadzić kłopoty na całą rodzinę. Córka wdaje się w romanse z nieodpowiednimi chłopakami, a syn przejawia niezdrową fascynację swoim dziadkiem, którego Ray dawno temu wykreślił ze swojego życia.

Struktura serialu przypomina serial „Dexter”, który to Ray Donovan zastąpił na antenie. Mamy jeden duży wątek w sezonie i pomniejsze sprawy, którymi Ray zajmuje się w każdym odcinku. A że w Hollywood zawsze jest pełno osób chcących zamieść swoje grzeszki pod dywan, Ray na brak zajęć nie będzie narzekał. A nawet gdyby mu się zaczęło nudzić, to od czego ma się rodzinę?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *