Gry oparte na licencjach filmowych zazwyczaj nie wyróżniają się wysoką jakością. Priorytetem jest wydanie gry przed premierą filmu, aby skorzystać na jego popularności, a jakość oraz grywalność są zazwyczaj na drugim planie. Ta sytuacja utrzymuje się od lat i nie wydaje się, aby miała się w najbliższym czasie zmienić. Niemniej jednak zawsze istnieją wyjątki od reguły, a jednym z nich jest omawiana poniżej adaptacja filmu „X-Men Origins: Wolverine”.
Rozgrywka nie prezentuje się specjalnie oryginalnie. Formuła typu „hack and slash” została niemal żywcem skopiowana z serii „God of War”. Mamy do dyspozycji dwa podstawowe ataki – silny i słaby – oraz możliwość chwytu i blokowania. Prawa gałka kontrolera służy do doskoku i uniku. Podstawowe ataki możemy łączyć i rozwijać, zdobywając nowe umiejętności dzięki punktom zdobytym za pokonanie wrogów. Gracz, który dopiero co skończył oryginalny „God of War”, grając w „Wolverine Origins” będzie się czuł jak w domu. Jedynym atakiem, którego nie uświadczymy w serii o przygodach Ducha Sparty, jest tygrysi doskok na aktualnie namierzonego przeciwnika. Ten atak umożliwia nie tylko szybkie atakowanie kolejnych wrogów, ale także pokonywanie przeszkód, takich jak zerwany most.
Kamera jest umieszczona statycznie, w zależności od fragmentu danego etapu. Czasami jest ona przyklejona do pleców bohatera, a czasami pokazuje go z boku lub w rzucie izometrycznym. Układ kamery ma pomóc graczowi lepiej zorientować się w sytuacji i określić dalszą drogę (jeśli kamera nagle zacznie pokazywać bok postaci, możemy domniemywać, że powinniśmy iść w prawo).
Rozgrywka dzieli się na dwa główne elementy: walkę i proste zagadki środowiskowe. Okazjonalnie pojawiają się także elementy interaktywnych sekwencji filmowych. W przypadku utknięcia można aktywować „zmysł”, który pomaga znaleźć kolejny cel.
Fabuła luźno łączy wątki z filmu z historiami komiksowymi (Weapon X) i oryginalnymi, stworzonymi specjalnie na potrzeby gry. Niestety, jest to najmniej udany element. Pierwszy z dwóch głównych wątków przedstawia przeszłość Rosomaka w oddziale Team-X. W wyniku awarii helikoptera Wolverine zostaje odseparowany od reszty oddziału i musi sam przemierzać dżunglę pełną najemników. Drugi wątek rozgrywa się trzy lata później. Dziewczyna Logana zostaje zamordowana przez jego brata, a jego dawny dowódca oferuje mu możliwość dokonania eksperymentalnej procedury utwardzenia kości niemal niezniszczalnym metalem. Po udanym zabiegu Logan dowiaduje się, że został przeznaczony do likwidacji, więc ucieka i rozpoczyna polowanie na Strykera i Sabretootha. Od tego momentu wydarzenia toczą się dwutorowo – w głównym wątku Logan próbuje odnaleźć i zabić Strykera, podczas gdy w okazjonalnych flashbackach przemierza afrykańską dżunglę. Podczas wykonywania tej misji dowiadujemy się, dlaczego doszło do rozłamu w szeregach X-force. Aby jeszcze bardziej skomplikować fabułę, wszystko, co widzimy na ekranie, jest także flashbackiem, ponieważ początkowe intro pokazuje bohatera w niedalekiej przyszłości, uciekającego przed grupą żołnierzy. Film nie był specjalnie udany, jednak jego scenariusz był przynajmniej zrozumiały. Tutaj natomiast prawie nic nie ma sensu. Osoba, która nie widziała filmu, będzie się czuła zagubiona i zdezorientowana.
Grafika w „Wolverine Origins” zestarzała się bardzo dobrze. Oprawa może nie powali nikogo na kolana, ale nadal dobrze się broni. Największe wrażenie robią obrażenia zadawane naszej postaci. To nie są zwykłe rany – z ciała Rosomaka znikają całe połacie mięsa, odsłaniając kryjące się pod nim kości. Po oberwaniu serią z karabinu maszynowego Wolverine będzie miał ziejące na wylot dziury, a po wybuchach bomb spaloną skórę i brak niektórych części ciała. Bohater oczywiście nie pozostaje dłużny. Przeciwnicy są szlachtowani, dekapitowani i rozrywani na strzępy. Okazjonalnie do ich uśmiercania można też wykorzystać elementy planszy, na przykład rzucając przeciwnika na wystające ze ściany kolce lub wyrzucając go ze skarpy w przepaść. Sadyści będą bardzo zadowoleni.
Całkiem udana jest także oprawa dźwiękowa. Muzyka jest odpowiednio dobrana do wydarzeń i świetnie podkreśla ekranowe wydarzenia. Podobnie dobrze wypadają odgłosy środowiskowe, z makabrycznymi dźwiękami zadawanych obrażeń. Nie sposób nie wspomnieć także o fakcie, że w postacie wcielają się aktorzy z filmu, co dodaje autentyczności. W grach opartych na licencji, nagrania głosowe dla gry powiązanej z marką często są dla aktora przykrym obowiązkiem kontraktowym, który wypełnia w przerwie między sesją masażu a przejażdżką nowym Lamborghini. Tutaj Hugh Jackman i Liev Schreiber dają z siebie naprawdę wszystko.
Uncaged Edition
Gra ukazała się w dwóch wersjach. Na konsolach PlayStation 2 i Wii została pozbawiona brutalnych elementów i posiada zmodyfikowany system walki. Niektóre misje również prezentują się zupełnie inaczej. Dlatego najlepiej sięgnąć po omawianą tutaj Uncaged Edition, wydaną na PC, PlayStation 3 i Xbox 360. Jest to wersja nieocenzurowana, zawierająca pełnię brutalności, wulgaryzmy i naprawdę dużą dawkę grywalności.
X-Men Wolverine: Origins to chlubny wyjątek od reguły, udowadniający, że nie każda gra oparta na znanej licencji musi być jedynie wykorzystywaniem popularnej marki. Gra jest dopracowana, oferuje dużą dawkę grywalności oraz brutalny i satysfakcjonujący system walki. Jeśli szukacie dobrej gry superbohaterskiej i nie przeszkadza Wam nieco przestarzała oprawa, to trafiliście w dziesiątkę.