Encodya – recenzja

Encodya to przygodówka point and click w cyberpunkowych klimatach. Głównymi bohaterami są dziewięcioletnia sierota o imieniu Tina i towarzyszący jej robot-opiekun SAM. Tina mieszka na dachu jednego z budynków w stercie nazbieranych w mieście rupieci. Pewnego dnia bohaterka przez przypadek odkrywa, ukryty kod w oprogramowaniu SAM-a będący zakodowaną wiadomością od jej zaginionego przed laty ojca. Niestety robot nie jest w stanie wyświetlić całego kodu. Potrzebna jest pomoc eksperta.

Zacznijmy od pozytywów, gdyż jest ich całkiem sporo. Przede wszystkim design miasta. Widać, ile trudu graficy przygotowali w przygotowanie scenerii. Neo Berlin to miasto pełne niewyobrażalnie wysokich drapaczy chmur, futurystycznej technologii i neonów, skąpane w strugach nieustannie padającego deszczu. Wypisz wymaluj Blade Runner. Skojarzenia takie to nie przypadek, gdyż do kultowego dzieła Ridleya Scotta nawiązuje także klimatyczna ścieżka dźwiękowa. Z cyberpunkowym wyglądem miasta całkiem nieźle kontrastują postacie żywcem wyjęte z jakiejś bajki dla dzieci. Całość robi wrażenie pomysłowością i dbałością o szczegóły.

Nieco słabiej wypada fabuła. Gra jest całkiem długa jak na przygodówke (ok. 9 godzin), jednak osiągnięto to, w sztuczny sposób rozwadniając fabułę. Sprawia to, że gra momentami dłuży się bardziej, niż powinna. Twórcy nie mają pomysłu jak zaangażować nas w świat przedstawiany a tam, gdzie pojawia się interesujący wątek, zostaje on szybko wygaszony. Gdy spotykamy weterana, nie dowiemy się, w jakim konflikcie brał udział. Gdy pomagamy piosenkarce związanej niewolniczym kontraktem z managerem, nie dowiemy się o niej nic więcej ponad informacje niezbędne do wykonania zadania. Z tego powodu ciężko się zaangażować w problemy spotykanych NPC-ów. Nie wiemy nic o nich i nie znamy dobrze realiów rządzących tym dziwnym światem. Całość zamiast angażować, wywołuje zobojętnienie.

Zagadki zostały zrobione po najmniejszej linii oporu. Idziemy do osoby „A”. Ta nam pomoże, jeśli załatwimy dla niej coś od osoby „B”. Okazuje się, że B też coś od nas chce, co zmusza nas do pójścia do osoby „C”. C da nam to, co chcemy, jeśli załatwimy jej coś od osoby D. I tak dalej. Dopiero po godzinie takiego bezowocnego biegania po planszach niczym kurier FedExu, uraczeni zostajemy przedmiotem lub dialogiem posuwającym fabułę naprzód. Zamiast organicznie wpleść zagadki w fabułę, zostały one do niej dolepione, celem wydłużenia gry. Czasami jest to niemal bezczelne, gdyż osoba każe sobie przynieść przedmiot, który sama ma w zasięgu ręki i w zasadzie nie potrzebuje pomocy małej dziewczynki. Warto też dodać, że twórcom momentami zabrakło także inwencji przy rozmieszczaniu obiektów. W dobrych przygodówkach obecność przedmiotu w danej lokacja jest usprawiedliwiona, jednak w Encodyii przedmiot czasami leży sobie bezpańsko na środku ulicy bez żadnego uzasadnienia.

  Historia serii Resident Evil – Resident Evil: Code Veronica

Encodya gra

Sytuacji nie poprawia główny przeciwnik. Wzorowany na Donaldzie Trumpie antagonista nie wydaje się w żaden sposób straszny ani interesujący. Można odnieść wrażanie, że twórcy byli bardziej zainteresowani wciśnięciem do gry swoich przekonań politycznych, niż stworzeniem interesującego przeciwnika. Antagonista obrazuje też inny spory problem z fabułą – kiepski humor. Nadpobudliwy niczym postać z kreskówki polityk, wiecznie krzyczący na swoich podwładnych nie bawi, chociaż widać, że twórcy chcieli zrobić z „Rumpfa” postać zabawną.

Sterowanie odbywa się poprzez uproszczony interface point and click. Lewy klawisz służy zarówno do przemieszczania się jak i używania przedmiotów. Po kliknięciu interaktywnego przedmiotu pojawiają się nad nim ikonki dostępnych akcji: porozmawiaj, obejrzyj lub użyj. W prawym dolnym rogu ekranu znajduje się plecak, w którym przechowywane są posiadane przedmioty, a w lewym ikonka mapy, dzięki której przemieszczamy się pomiędzy lokacjami. Oprócz tego u góry ekranu znajdują się portrety obu bohaterów, przy pomocy których możemy przełączać się pomiędzy postaciami. Całość jest intuicyjna i wygodna. Szkoda, że twórcy nie wykorzystali interface w bardziej kreatywny sposób. Przełączanie się pomiędzy postaciami to zabieg niewiele wnoszący do rozgrywki. W wielu grach przygodowych konieczność wykorzystania odpowiedniej postaci w danym momencie staje się łamigłówką samą w sobie. Tutaj jeśli nie możemy czegoś zrobić, zostaniemy o tym natychmiast powiadomieni. Jeśli klikniemy Tiną na jakiś ciężki obiekt, w odpowiedzi usłyszymy, że to zbyt ciężkie i SAM powinien spróbować. Nie ma więc satysfakcji z odkrywania tego, tylko mechaniczne przełączanie się. Obecność obu postaci powoduje także uciążliwe przesłanianie przez wielkiego robota sporej części ekranu.

Encodya to niestety bardzo przeciętna gra przygodowa. Chociaż jej twórcy znaleźli sposób na wykreowanie ciekawego dystopijnego świata, nie znaleźli sposobu na zaangażowanie gracza w opowiadaną historię. Razem z nijakim antagonistą i niedopracowanymi zagadkami tworzy to bardzo banalną grę, której nie uratują ani śliczna grafika, ani klimatyczna ścieżka dźwiękowa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *