El Camino: Film „Breaking Bad” – recenzja

Minęło sześć lat od jednego z najbardziej pamiętnych i satysfakcjonujących finałów w historii telewizji. Breaking Bad zakończył się 2013 roku, pozostawiając fanów w żałobie po jednym z najlepszych seriali. Żałoba nie trwała długo, gdyż krótko po zakończeniu produkcji BB ukazał się kolejny serial tym razem pokazujący wczesne lata działalności adwokata Heisenberga, czyli Saula. Wydawało się, że na temat meta-amfetaminowego cinematic universum powiedziane zostało już wszystko, jednak okazuje się, że nie. W tajemnicy przed wszystkimi twórcy nakręcili epilog oryginalnego serialu w formie dwugodzinnego filmu. Pozostaje pytanie, czy dorabianie kolejnego zakończenia serialu, w którym prawie wszystko zostało zamknięte i wyjaśnione jest konieczne?

Film zaczyna się dokładnie w momencie zakończenia ostatniego odcinka serialu. Oswobodzony Jessie pędzi skradzionym El Camino w nieznane. Ucieczka z niewoli to dopiero pierwszy krok do prawdziwej wolności. Nie ma przy sobie żadnych pieniędzy, nie ma gdzie się udać i ściga go policja. Jessie musi wymyślić, w jakiś sposób przechytrzyć wszystkich i udać się na zasłużony odpoczynek.

Akcja filmu dzieje się w bardzo krótkim okresie. Nie jest to epopeja rozłożona na lata czy nawet miesiące. Zamiast tego obserwujemy perypetie głównego bohatera przez kilka dni po ucieczce z siedziby nazistów. Długi pobyt w niewoli odcisnął duże piętno na Jessiem. Nie ma śladu po młodym, nadpobudliwym chłopaku, który jeździł samochodem kempingowym po bezdrożach nowego Meksyku. Oglądamy człowieka złamanego i przeżywającego PTSD. Aaron Paul dostaje świetny materiał do zagrania i wykorzystuje go w 100%.

Na każdym kroku czuć klimat Breaking Bad. Jednak mimo właściwego dla serialu wolnego tempa akcji, film w żadnym momencie nie popada w dłużyznę. Od strony wizualnej El Camino to prawdziwy majstersztyk. Podobnie jak w serialu akcję wielokrotnie oglądamy z niekonwencjonalnych miejsc. Powracają też starzy znajomi, czasami w dosyć nieoczekiwanych momentach.

  Bloodrayne - recenzja serii horrorów od Uwe Bolla

Niewielką wadą filmu jest to, że jest on przeznaczony wyłącznie dla miłośników BB. Osoba niezaznajomiona z serialem nie ma tu, co szukać. Szkoda też, że twórcy nie pokusili się o rozpisanie ostatnich perypetii Jessiego na mini serial. Scenariuszowe sztuczki Vince Gilligana nie działają z takim impetem jak w przypadku serialu. Przykładem niech będzie scena, w której Jesse znajduje kreatywny sposób na wybrnięcie z kłopotów. Problem w tym, że kilka minut wcześniej widzimy go zabierającego przedmiot, który pozwoli mu z tych kłopotów wybrnąć i nie ma żadnej niespodzianki, gdy to się dzieje. W serialu, gdy sceny takie dzieliło więcej czasu, zaskoczenie było.

El Camino być może powstał wyłącznie dlatego, że Netflix dał kilka worków pieniędzy Gilliganowi, jednak nie oznacza, to, że jest to film wykonany po linii najmniejszego oporu. Filmowy finał serialu Breaking Bad to świetnie napisany thriller, który nie tylko zamyka w satysfakcjonujący historię Jessiego, ale i zapewnia dwie godziny porządnej rozrywki.

8/10

Ciekawostki i Easter Eggi z filmu znajdziecie pod tym linkiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *