Mistrzowie horroru – recenzja serialu

W 2002 roku reżyser Mick Garris zaaranżował spotkanie z kilkoma kolegami po fachu. Zaproszonymi gośćmi byli: John Carpenter, Larry Cohen, Don Coscarelli, Joe Dante, Guillermo Del Toro, Stuart Gordon, Tobe Hooper, John Landis i Bill Malone. Nawet dla osób słabo obytych w horrorach, niektóre nazwiska powinny być znajome. Coś, co miało być wspólnym obiadem i luźnymi rozmowami o przyszłości horroru jako gatunku filmowego zaowocowało chęcią współpracy przy wspólnym projekcie. Na tym samym obiedzie została przyjęta nazwa ich wspólnego projektu. Gdy Guillermo Del Toro podszedł złożyć życzenia rodzinie celebrującej urodziny stolik obok, życzenia złożył właśnie w imieniu „mistrzów horroru”.

Wkrótce Garris zorganizował podobne spotkania z innymi reżyserami, którzy także zgłosili gotowość uczestniczenia w projekcie. Sławnych nazwisk było coraz więcej. W końcu w 2005 powstała pierwsza seria „Mistrzów horroru”, a rok później druga. Łącznie 26 odcinków. Niestety ze względu pokrywające się terminy, nie wszyscy reżyserzy obecni na obiadach mogli partycypować w projekcie.

Każdy odcinek opowiada odrębną historię i każdy ma swój unikalny styl. Żadnemu z twórców nie można zarzucić lenistwa. Mamy Johna Landisa z jego komediowym zacięciem, Johna Carpentera z lovecraftowską grozą czy Takeshi Mikke z obrzydliwym gore. Jednak na mnie największe wrażenie zrobiły trzy odcinki. Jest to czysto subiektywny wybór, nie kierowałem się tu opiniami krytyków, czy notami na imdb i zdaję sobie sprawę, że każdy z was może lepiej się bawić przy zupełnie innych tytułach. Po prostu mi te odcinki sprawiły największą frajdę i uważam, że idealnie nadają się na nadchodzące Halloween.

Cigarette Burns (reż. John Carpenter)

Cigarette Burns, Mistrzowie Horroru

Borykający się z osobistymi problemami i zadłużony po uszy handlarz kolekcjonerskimi filmami (Norman Reedus) zostaje wynajęty przez ekscentrycznego milionera do odnalezienia kopii legendarnego filmu „La Fin Absolue du Monde” (franc. Absolutny koniec świata). Film ten był wyświetlany tylko raz, na festiwalu filmowym w Stiges, podczas którego doszło do zamieszek i rzezi wśród widowni. Następnie miał zostać skonfiskowany przez rząd i zniszczony. Jednak milioner, twierdzi, że tak się nie stało i według niego ktoś wciąż ma oryginał. Na dowód swych słów pokazuje jednego z aktorów występujących filmie, którego trzyma w niewoli.

Norman Reedus
Scenariusz nosi pewne podobieństwa do innego filmu Carpentera wypuszczonego zaledwie rok wcześniej – „W paszczy szaleństwa”. Znowu mamy dzieło, które doprowadza ludzi do szaleństwa i znowu mamy działającego na zlecenie sceptyka, który go poszukuje. Jednak na tym podobieństwa się kończą, Cigarette Burns jest dużo mroczniejszy, a niektóre sceny przywodzą na myśl horror SF „Ukryty Wymiar”. Mimo iż odcinek trwa zaledwie godzinę, nie wydaje się ani za krótki, ani za długi. Aktorstwo też jest przyzwoite, szczególnie wrażenie robi tutaj Udo Kier, grający kolekcjonera filmów. Jedyny minus całego odcinka to scenariusz, który ma sporą dziurę. Otóż ciężko mi jest uwierzyć, że milioner, który przez prawie 30 lat kolekcjonował każdą wzmiankę o filmie i miał prawdziwą obsesję na jego punkcie, mając niemalże nieograniczone środki finansowe, nie był w stanie odnaleźć go tam, gdzie znalazł go główny bohater. Jednak nie psuje to w żaden sposób przyjemności z oglądania.

Jeśli ktoś nie wie co to jest cigarette burn Tyler Durden z Fight Clubu może mu to dokładniej wytłumaczyć.

Sam tytuł „Dziury od papierosa” to określenie małej plamki w prawym górnym rogu filmu, która oznaczała miejsce, gdzie następowała zmiana szpul z filmem. Film rozprowadzany na taśmie był na ogół podzielony na 20-minutowe segmenty, a operator w kinie musiał w odpowiednim momencie przełączyć monitor, na ten z nową szpulą.

Autostopowiczka (Pick me up) (reż. Larry Cohen)

Mistrzowie Horroru autostopowiczka

Popkulturowe przekładańce dzisiaj już nikogo nie dziwią. Mamy „Niezniszczalnych” czyli film z największymi twardzielami kina akcji, który był mokrym snem każdego nastolatka z lat 90. Mamy pojedynek dwóch ikon horroru: Jasona i Freddy’ego Krugera. No i oczywiście liczne crossovery komiksowe. Jednak w 1995 takie spotkania postaci z różnych filmów były rzadkością, a ten odcinek mistrzów horroru to jedna z pierwszych prób takiego crossoveru.

  Mgła - recenzja serialowej adaptacji Stephena Kinga

Wyobraźmy sobie psychopatę, który podwozi autostopowiczów swoją ciężarówką, tylko po to, aby ich zamordować. Zarówno w kinie, jak i w rzeczywistości przewinęło się takich zbyt wielu, aby ich tu wymieniać. A teraz wyobraźmy sobie pana proszącego o podwózkę, który niczym Rutger Hauer w „Autostopowiczu” w podzięce za podwiezienie, zabija tych, którzy go zabrali. Problem pojawia się, kiedy obaj mordercy zaczynają grasować na tym samym terytorium. Zabójcy nie lubią gdy ktoś narusza ich terytorium łowieckie. Jednak sytuacja staje się gorsza, gdy obaj upatrują sobie tę samą ofiarę.
Jest to jedna z bardziej humorystycznych części cyklu. Czarny humor wręcz wylewa się z ekranu. Nie sposób uśmiechnąć się, kiedy dwaj mordercy w przydrożnym hotelu, na neutralnym gruncie dogadują sobie i wykładają swoją filozofię zabijania w obecności niczego nieświadomej przyszłej ofiary. Nie będę spoilerował końcówki, jednak jest ona bardzo przewrotna i nawiązuje do jeszcze jednego klasyka ery VHS lat 80. W ogóle cały odcinek wypchany jest wszelkiego rodzaju nawiązaniami popkulturowymi. Ba! Nawet nazwiska głównych bohaterów to swego rodzaju żart – Autostopowicz to Walker a kierowca to Wheeler. Reżyserem tej część jest Larry Cohen (nie, nie z tych Cohenów od Fargo)

Rodzinka (Family) (reż. John Landis)

Harold mieszka w pięknej okolicy rodem z amerykańskiego snu. Ładne domki, równo skoszone trawniki i miłe sąsiedztwo. Jednak wygląd Harolda – pociesznego grubaska z sympatycznym uśmiechem na twarzy może nas bardzo zmylić. Harold jest psychopatą, który zabił członków własnej rodziny, rozpuścił ich w kwasie, a ich szkielety wciąż trzyma w domu. Jakby mu było tego mało, Harold prowadzi z nimi normalne życie rodzinne: przebiera je, siada z nimi do jedzenia, dyskutuje na różne tematy, a nawet awanturuje się ze szkieletem swojej żony. Trochę jak Norman Bates z Psychozy. Wkrótce do domku naprzeciwko wprowadza się młoda atrakcyjna para. Harold zaprzyjaźnia się z sąsiedztwem i zaczyna rozważać „powiększenie” swojej rodziny. Jednak żona Harolda zaczyna być zazdrosna i nic nie pójdzie zgodnie z planem.

Kolejna niezwykle przewrotna i humorystyczna opowieść. Jej styl przywodzi na myśl serial „Opowieści z krypty”. Mnóstwo czarnego humoru, kilka obrzydliwych scen i zakończenie, którego nie powstydziłby się M. Night Shyamalan. Całość wyreżyserował John Landis, dla którego był to już drugi odcinek tego serialu (pierwszy to Deer Woman” czyli humorystyczna wariacja na temat „Archiwum X”). Co ciekawe Landis nigdy nie reżyserował żadnych prawdziwych horrorów (z wyjątkiem filmu „Wilkołak w Londynie”), jego specjalizacją były komedie. Mistrz horroru czy nie, Landis nie zmarnował swojej szansy i dał nam jedne z najlepszych odcinków całego serialu, a grający rolę psychopaty George Wendt, to obok serialowego Dextera chyba najsympatyczniejszy seryjny zabójca.

To oczywiście nie wszystkie ciekawe pozycje w antologii Masters of Horror – jest ich dużo więcej, jednak te trzy podobają mi się najbardziej. Z dostępnością jest ciężko, nie ma go w tej chwili na żadnej dużej platformie streamingowej, jednak dosyć łatwo jest kupić płyty DVD na allegro. Co jakiś czas ktoś wrzuca całe odcinki na Vimeo lub YouTube.

EDIT: Serial dostępny jest na platformie Amazon Prime.

Mistrzowie Horroru
Mistrzowie Horroru, okładka

Gabinet osobliwości Guillermo del Toro – recenzja pierwszego sezonu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *