Assassin’s Creed to gra dobra, jednak niepozbawiona wad. Rozgrywka choć satysfakcjonująca, jest na dłuższą metę nudna, opowiedziana historia zaledwie uchyla rąbka tajemnicy, a protagonista jest nijaki. Gra jednak odniosła na tyle duży sukces komercyjny, że dwa lata później powstała jej kontynuacja. Twórcy buńczucznie zapowiadali, że poprawili wszystkie błędy trapiące ich poprzednią grę i o dziwo nie kłamali, gdyż kontynuacja poprawa niemal każdy aspekt poprzedniczki.
Assassin’s Creed 2 rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie skończyła jedynka. Desmond zostaje uwolniony przez Asasynów i przewieziony do ich kryjówki. Podobnie jak Templariusze, Asasyni pragną zdobyć Jabłko Edenu. Kluczem są wspomnienia przodka Desmonda. Tym razem jest nim żyjący w renesansowych Włoszech Ezio Auditore da Firenze.
Dwójka na pierwszy rzut oka wygląda podobnie. Wciąż biegamy po dachach i toczymy niezliczone bójki ze strażnikami po to, by na końcu zabić nasz cel. Jednak diabeł tkwi w szczegółach. Druga część usprawnia i rozbudowuje niemal każdy aspekt znany z pierwszej odsłony. Niebieskawo-szara sceneria, została zastąpiona paletą radosnych barw. Renesansowe włoskie miasta z wieloma blisko położonymi koło siebie budynkami i wieżami, są idealnym miejscem do uprawiania parkuru. Poruszanie się zostało usprawnione i skakanie po dachach jest dużo płynniejsze. Podczas śledzenia kogoś Ezio nie jest ograniczony jedynie do siadania na ławeczkach lub udawania głębokiej modlitwy. Bohater może wtapiać się w tłum, wynajmować prostytutki, złodziei i rzezimieszków. Zamiast wiec kombinować jak ominąć strażników, można im podesłać panie do towarzystwa, lub napuścić na nich opłaconych bandytów. Pojawiła się opcja fast travel, więc nie trzeba pokonywać długich dystansów na pieszo. Najnudniejszy etap gry, czyli cześć dziejąca się w teraźniejszości został ograniczony do minimum.
Jednym z ważniejszych aspektów gry jest system poruszania się postaci, który przypomina free running. Animacje są niezwykle płynne, a sterowanie bardzo intuicyjne. Kamera bardzo rzadko przeszkadza nam w rozgrywce, a problem przenikających się obiektów prawie nie występuje. Walka też jest bardzo intuicyjna – bazuje na prostym systemie ataków i kontrataków uruchamianych wciśnięciem przycisku w odpowiednim momencie. Jedynym problemem ze sterowaniem jest konieczność posiadania pada. Myszką i klawiaturą ciężko sterować.
https://www.youtube.com/watch?v=YvdIM7NDwMY
Oprócz wykonywania misji głównych możemy się też zająć zadaniami pobocznymi. Jest ich całkiem sporo. Po raz pierwszy w serii pojawił się wątek ekonomiczny, w którym inwestujemy pieniądze w odrestaurowanie rodzinnej posiadłości. Możemy pobawić się w kuriera, tropić zdradzających mężów, ścigać się ze złodziejami, czy szukać skrzyń ze skarbami. Dodatkowo możemy poszukiwać piór porozrzucanych po obszarze całego miasta oraz tajemniczych glifów, widocznych tylko w specjalnym trybie. Skompletowanie tych dodatkowych atrakcji nagrodzi nas specjalnymi przedmiotami. W miastach możemy też odnaleźć sześć tajemniczych świątyń, w których czekają nas akrobatyczne łamigłówki rodem z serii Tomb Raider lub Uncharted. Autorzy zaimplementowali także system reputacji naszej postaci. Niczym w GTA, im więcej rozrabiamy, tym bardziej jesteśmy poszukiwani. Jednak możemy sobie ten poziom obniżyć, zrywając plakaty z naszym zdjęciem, zabijając posłańców lub przekupując heroldów. Same misje główne to łącznie coś pomiędzy 15-20 godzin grania, jednak doliczając wszystkie atrakcje poboczne, na ukończenie gry potrzeba 30 godzin.
O wiele lepiej wypada także historia. Jej sercem jest Ezio Auditore, który jest ciekawszą postacią niż jego zimny jak głaz przodek Altair. Ezio jest wesoły, czarujący i lubi dobrą zabawę. Na ścieżkę Asasyna popchnęły go okoliczności, a nie wybór. Jego dziejąca się na przestrzeni 23 historia lat ma dużo bardziej osobisty charakter. Oglądamy jak Ezio, powoli zmienia się z zawadiackiego nastolatka, który pragnie zemsty po śmierci rodziny, do niemal niezwyciężonego pogromcy zła. Taki osobisty wymiar historii jest dużo bardziej angażujący niż wojna między tajemniczymi organizacjami. To nie przypadek, że Ezio został ulubieńcem miłośników serii.
Wrażenie robią także realia historyczne. W grze oglądamy pięć włoskich miast z okresu renesansu. Wszystkie dopracowane w najmniejszych szczegółach: topografia ulic, misterne freski na ścianach, czy nawet ubiory ludzi z epoki. Spotykamy też wiele historycznych postaci takich jak Leonardo da Vinci. Mamy także encyklopedię, która się uruchamia przy zwiedzaniu ważniejszych budowli lub spotykaniu ważnych postaci, dzięki której możemy się dowiedzieć jeszcze więcej o realiach epoki. Nawet przechodnie pomagają nam się bardziej zagłębić w świat. Jeśli zaczniemy na ich oczach się bić, będą przed nami uciekać, a jeśli nagle zaczniemy się wspinać po budynkach, zaczną się nam przyglądać i głośno zastanawiać, czy nie straciliśmy rozumu. Z gry możemy dowiedzieć się masę użytecznych rzeczy, na przykład o tym, że kobiety w tamtym czasie mogły wykonywać typowo „męskie” zawody. Oczywiście historyczna fabuła, została wymieszana z fikcyjnymi wątkami, rodem z powieści Dana Browna, więc same wydarzenia nie mamy do czynienia z idealnym odwzorowaniem historii. Przykładowo, w grze bardzo wiernie pokazano spisek Pazzich, jednak okoliczności, w jakich się on wydarzył, nie mają tak naprawdę nic wspólnego z wojną między Templariuszami i Asasynami.
Mimo iż gra ma mnóstwo zalet, nie brakuje w niej też wad. Występuje mała różnorodność postaci. Strażnicy, prostytutki i mieszczanie zawsze są ubrani tak samo. Troszkę szkoda, że autorzy nie pokusili się o stworzenie większej galerii kostiumów. Razić też może nieco komiczny włoski akcent. Autorzy sami z tego zakpili, umieszczając wujka Ezio, który przedstawia się nam „It’s meee Mario!”. Brak też regulacji stopnia trudności, co może powodować, że gra niektórym wyda się zbyt prosta. Fabuła kilka razy obiera zbyt duże skróty. Przykładem niech tu będzie scena, w której Ezio chce się dostać do Wenecji. Niestety nie można się tam dostać bez zaproszenia. I w tym samym momencie pojawia się jak spod ziemi Katarzyna Sforza, która ma kłopoty i w podzięce za pomoc, załatwia nam wszystko. Gra ma na karku już ponad 10 lat co oznacza, że grafika nie wszystkim przypadnie od gustu. Szczególnie źle wypada mimika twarzy.
Assassin’s Creed 2 niemal doskonała kontynuacja, która wyeliminowała większość błędów poprzedniczki. O tym, jak dobra jest to gra, niech świadczy fakt, iż Ubisoft zdołał wypuścić dwie kolejne części, pozostawiając rdzeń rozgrywki praktycznie nietknięty, jedynie dodając kolejne drobne atrakcje.
Która wersja Assassin’s Creed 2 jest najlepsza?
Gra oryginalnie ukazała się na konsole PS3 i XBOX 360 oraz na PC. Z tej trójki najlepiej wygląda wersja pecetowa. 1080p w 60 fps robi sporą różnicę. W 2016 ukazała się reedycja gry na konsole nowej generacji PS4 i XBOX One. Grafika została podniesiona do pełnego HD, tekstury zastąpione nowymi, w wysokiej rozdzielczości a modele postaci otrzymały więcej poligonów. Reedycja ta niestety nie wyszła na pecety. W późniejszym czasie gry te zostały dodatkowo ulepszone dzięki podzespołom konsol najnowszej generacji. W przypadku konsol Xbox One S i X, w grę można pograć w 4k i z kilkoma graficznymi ulepszeniami, jednak w 30 fps. Aby zagrać w 60 fps należy posiadać konsolę Xbox One series X lub S. Dzięki opcji FPS boost gra będzie chodzić w pełnej prędkości. W przypadku odpalenia gry na konkurencyjnej konsoli PlayStation 5, również możemy się cieszyć ulepszoną grafiką, jednak framerate pozostanie nietknięty – 30fps.
Oczywiście, jeśli mamy tylko konsolę nie mamy zbyt dużego wyboru, musimy brać, taka wersje jaką mamy platformę, ale jeśli mamy więcej niż jeden sprzęt, jak wersja jest dla nas najlepsza? Paradoksalnie, stara pecetowa wersja jest w tym momencie najlepszym wyborem. Nie wymaga potężnego sprzętu, daje nam najlepszą dostępną grafikę i jest bardzo stabilna. Dodatkowo możemy ją nabyć za grosze.