Apartament 7A – recenzja

Stworzenie dobrego prequela znanego filmu to niełatwe zadanie. Widzowie już wiedzą, dokąd zmierza historia i jakie będą dalsze losy postaci. Potrzeba dużej dozy kreatywności i talentu, aby stworzyć angażujący początek opowieści, której zakończenie jest już znane. Zwycięsko z takich prób wyszli twórcy filmów „Omen: Początek” czy „Sierota. Narodziny zła”. Niestety, twórców „Apartamentu 7A”, będącego prequelem słynnego „Dziecka Rosemary”, to zadanie ewidentnie przerosło.

Prequel filmu Romana Polańskiego opowiada o tancerce Terry Gionoffrio, która po nieszczęśliwym upadku, w wyniku którego uszkodziła kostkę, nie może znaleźć pracy w branży. Gdy wycieńczona mdleje na ulicy, pomocną dłoń wyciąga do niej starsze małżeństwo, oferując jej darmowe mieszkanie.

Jak „Apartament 7A” łączy się z „Dzieckiem Rosemary”? W oryginalnym filmie tytułowa Rosemary poznaje młodą sąsiadkę (Terry), z którą zamieniła kilka słów. Krótko po tym sąsiadka popełnia samobójstwo. A może to wcale nie było samobójstwo? Jeśli kiedykolwiek się nad tym zastanawialiście, „Apartament 7A” udzieli wam wyczerpującej odpowiedzi. Niestety, poza tym oraz zarysowaną grubą kreską metaforą o chorobliwej ambicji, która toczy osoby pragnące zaistnieć w show-biznesie, twórcy nie mają nic do zaoferowania. Scenariusz idzie po linii najmniejszego oporu, tworząc kalkę słynnego oryginału. Do tego stopnia, że filmowi bliżej do remaku niż prequela. Widzom pozostaje jedynie odhaczanie kolejnych „obowiązkowych” scen, na dodatek zrealizowanych o wiele gorzej. Zresztą, nawet osoby nieznające oryginału szybko zorientują się, dokąd zmierza ta historia, nie odczuwając przy tym żadnej satysfakcji. Gdzie się podziały napięcie i paranoja?

Największym atutem filmu jest grająca główną rolę Julia Garner (Ozark). Widać, że aktorka naprawdę daje z siebie wszystko. Można wręcz powiedzieć, że jej kreacja przerasta materiał, na którym pracuje. Niestety tego samego nie da się powiedzieć o Dianne Wiest, wcielającej się w rolę Minnie. Zamiast wykorzystać swój niewątpliwy talent, aktorka tworzy dziwną postać, przypominającą niezamierzoną parodię bohaterki granej w oryginale przez Ruth Gordon. Pozostali aktorzy grają poprawnie, jednak żadna z ról nie zapada na długo w pamięć.

  South Park: Fractured but whole (Razem ale zżyci) - recenzja

Apartament 7A recenzja

Oprócz kreacji Garner, na pochwałę zasługuje jeszcze krótka, acz pomysłowa scena rytuału, utrzymana w stylistyce musicalu. Niestety, to jedynie trzy minuty w niemal dwugodzinnym filmie.

Trudno powiedzieć, do kogo ten film jest skierowany. Fani „Dziecka Rosemary” otrzymają po prostu gorszą wersję tego, co już znają. Niemal każda scena przywodzi na myśl odpowiednik z oryginału i nasuwa smutną konkluzję, że tam było to zrealizowane dużo lepiej. Natomiast osoby niezaznajomione z oryginałem, szukające dobrego horroru, rozczarują się przeciętnością i przewidywalnością. „Apartament 7A” to całkowicie niepotrzebny prequel, którego seans można spokojnie sobie darować.

4/10

Orphan: First kill (Sierota. Narodziny zła) – recenzja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *