The Keeper’s Diary: A Biohazard Story – recenzja

Marka Resident Evil nie ma szczęścia do adaptacji. Sześcioczęściowa filmowa saga nakręcona przez Paula W.S. Andersona to prawdziwy koszmar. Każda z kolejnych odsłon była gorsza, mniej logiczna i coraz bardziej oderwana od materiału źródłowego. Gdy brytyjski reżyser przestał wreszcie znęcać się nad marką, prawa do niej przejął Netflix. Nakręcony przez giganta streamingowego reboot serii, mimo obiecującego startu, okazał się takim samym niewypałem jak poprzednie filmy. Zaledwie rok później Netflix postanowił „naprawić” sytuację, wypuszczając kolejny reboot, tym razem w postaci serialu. Mimo że było to już trzecie podejście, jego twórcy nie wyciągnęli żadnych wniosków z poprzednich porażek, gdyż wyszło jeszcze gorzej. Po siedmiu nieudanych wysokobudżetowych filmach i serialu można dojść do wniosku, że marka jest po prostu nie do sfilmowania. Kłam temu jednak zadają twórcy fanowskiego krótkometrażowego filmu zatytułowanego The Keeper’s Diary: A Biohazard Story.

Fabuła jest adaptacją jednego z dokumentów, które można odnaleźć w grze. „Keeper’s Diary” (Dziennik opiekuna zwierząt) to zapiski pracownika Umbrelli, który zostaje zarażony wirusem. Z powodu postępującej infekcji jego zapiski stają się coraz bardziej nieskładne, aby pod koniec zmienić się w bełkot. Zapiski kończą się słowami „itchy, tasty” (swędzi, smaczny), które z czasem stały się memem utożsamianym z serią.

recenzja The Keeper's Diary

Twórcom udało się to, na czym polegli twórcy poprzednich adaptacji – uchwycić esencję serii Resident Evil. Atmosfera jest mroczna i przytłaczająca, a scenografia idealnie oddaje klimat gier. Kostiumy są niemal żywcem przeniesione z gier, a CGI, mimo mikro budżetu, jest zaskakująco dobre. Jeśli grupa fanów potrafi stworzyć bardziej przekonujące efekty niż megakorporacja z wielomilionowym budżetem, coś z tą korporacją jest nie tak. Nie zrozumcie tego źle – efekty nie są jakimś arcydziełem, po prostu twórcy, świadomi swoich ograniczeń, odpowiednio maskowali niedociągnięcia, gdy tymczasem w netflixowej wersji raczeni jesteśmy animacją specjalnej troski rodem z PlayStation 2, którą możemy „podziwiać” w pełnej okazałości.

  Kobiety Mafii - recenzja

W głównej roli wystąpił Charlie Kraslavsky, najbardziej znany z grania Chrisa Redfielda w oryginalnej grze Resident Evil. Aktorstwo w jego wykonaniu jest zaskakująco dobre, biorąc pod uwagę, że jest to aktor niezawodowy, który oprócz występu w oryginalnej grze z 1996 roku nie ma nic na koncie. W produkcji pojawia się zresztą więcej osób związanych z marką. Narratorem jest Ramsay Scott, który w oryginalnej grze podkładał głos Chrisa. Nie będę psuł zabawy, ale fani serii na pewno rozpoznają wiele zaangażowanych postaci i easter eggów.

BIOHAZARD STORY recenzja

Choć wykonany przez grupę amatorów, The Keeper’s Diary: A Biohazard Story przebija wszystkie dotychczasowe ekranizacje. Okazuje się, że nie trzeba gigantycznego zaplecza i wielkiego budżetu – wystarczy wierność materiałowi źródłowemu, pasja i odrobina dobrej woli, aby nakręcić coś, co do złudzenia przypomina grę. Autorzy zapowiadają, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Na koniec filmiku pojawia się teaser innej produkcji opartej o równie popularną markę survival horrorów. Czy będzie równie udany?

The Keeper’s Diary: A Biohazard Story możecie obejrzeć za darmo na Youtube.

 

 

 

Ocena 7/10

 

Resident Evil Remedium – recenzja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *