Detektyw: Kraina nocy – recenzja

Pierwszy sezon serialu „Detektyw” (True detective) przedstawia historię dwóch policjantów, którzy prowadzą śledztwo w sprawie makabrycznych rytualnych morderstw. Produkcja spotkała się z uznaniem krytyków i widzów, którzy chwalili aktorstwo, reżyserię, mroczny scenariusz, dialogi, filozofię i oryginalność. Nakręcony zaledwie rok później drugi sezon, nie powtórzył sukcesu pierwszego. Scenariusz był przesadnie zagmatwany i pełen klisz gatunkowych. Władze stacji HBO zrozumiały, że rok nie wystarczył, aby napisać pomysłowy scenariusz, więc nad trzecim pozwolono pracować aż trzy lata. Wysiłek został doceniony. Historię detektywa Wayne’a Haysa (Mahershala Ali),  starającego się rozwiązać sprawę zaginionych dzieci, uznano za powrót twórców do formy. Teraz, po aż siedmiu latach przerwy, zadebiutowała czwarta odsłona antologii zatytułowana „Kraina nocy”. Jest to jednocześnie pierwszy sezon, do którego scenariusza nie napisał pomysłodawca serii, Nic Pizolatto. Jak wyszło tym razem?

Z położonego na Alasce ośrodka badawczego, ginie grupa naukowców. Jedyną pozostałością po nich jest leżący na podłodze odcięty język. Śledczy są zaskoczeni, ponieważ nie należy on do żadnego z naukowców, lecz do kobiety, która została zabita sześć lat wcześniej, a jej sprawa pozostaje nierozwiązana. Śledztwo prowadzone jest przez dwie zwaśnione policjantki: Danvers i Navarro. Szybko udaje im się odnaleźć ciała naukowców. Są zmarznięte na kość, zupełnie jakby mieszkańcy ośrodka oszaleli i wyszli na zewnątrz popełnić zbiorowe samobójstwo.

Kraina nocy w zamierzeniu miała być lustrzanym odbiciem pierwszego sezonu. Zamiast gorącej Louisiany, mroźna Alaska; zamiast światła dnia, wszechobecny mrok; a zamiast detektywów z osobistymi problemami, para kobiet zmagających się z demonami przeszłości. Jednak aby stworzyć dobrą imitację, trzeba najpierw zrozumieć, co spowodowało sukces oryginału. Niestety, twórczyni czwartego sezonu ewidentnie tego nie pojmuje. Wbrew ustalonemu kanonowi (i tytułowi), ani Danvers, ani Navarro nie wykonują żadnej pracy detektywistycznej. Brakuje interesujących przesłuchań, sprawdzania kolejnych śladów czy kojarzenia faktów. Policjantki wpadają na tropy przez przypadek lub dostają je podane na srebrnej tacy przez kogoś innego. Jak nasze bohaterki odnalazły zamarznięte ciała? Po śladach? Może ustaliły potencjalne położenie na podstawie zeznań świadków? Nic z tego – bohaterki dowiadują się o miejscu zbrodni od kobiety, której miejsce wskazał… duch. Serial jest pełen takich leniwych rozwiązań. Szwankuje także logika wydarzeń i motywacje postaci. W jednym z odcinków Danvers daje swojej podwładnej przyzwolenie na coś, jednak gdy Navarro to robi, Danvers dostaje szału. Twórcom potrzebny był konflikt, więc go dodali, bez żadnego uzasadnienia. Scenariusz musiał zostać zatwierdzony w swojej pierwszej surowej wersji, bez poprawek, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że nigdy nie dostajemy wyjaśnienia, w jaki sposób odcięty język pojawił się na miejscu zbrodni. Jeśli zapominasz zamknąć wątek, który uruchamia całe śledztwo, to może warto jeszcze posiedzieć nad poprawkami…

kraina nocy recenzja

Wielką gwiazdą tego sezonu i magnesem mającym przyciągnąć widzów jest Jodie Foster. Niestety, jest to zwykła pomyłka castingowa. Foster co prawda nie zapomniała, jak się gra, jednak zupełnie nie pasuje do odgrywanej przez siebie postaci. Z jej partnerką jest dokładnie na odwrót. Grająca Navarro, Kali Reis, ma świetne predyspozycje i wygląda bardzo wiarygodnie w roli rozstawiającej wszystkich po kątach zabijaczki (aktorka jest zawodową bokserką), jednak materiał dramatyczny ewidentnie ją przerasta. Rola jest bardzo wymagająca, a początkująca aktorka sobie z nią nie radzi. Między dwoma bohaterkami brakuje chemii. Sytuacji nie poprawia brak dobrych dialogów. Nie uświadczymy nic na miarę „ To miejsce przypomina obrazek z ulatniającego się wspomnienia.” ani filozoficznych rozważań bohaterów na tematy religii i światopoglądu. Zamiast tego fabuła grzęźnie w nudnej ekspozycji i sztampowych dialogach. Już pierwsze odcinki zostawiają złe wrażenie, jednak prawdziwe kłopoty zaczynają się dopiero w ostatnich, gdy następuje wyjaśnienie całej intrygi. Należy naprawdę uchylić czoła przed scenarzystami, że udało im się przemycić taki natłok bzdur i dziwacznych rozwiązań i nikt tego nie sprawdził. Aby tutaj nie spoilować, pod poniższym linkiem znajdziecie artykuł poświęcony dziurom fabularnym czwartego sezonu.

Zakończenie serialu Detektyw – Kraina nocy nie ma sensu

Jedyną rzeczą, do której nie można się przyczepić, są świetne zdjęcia. Mroźny klimat Alaski został bezbłędnie uchwycony przez operatora. Sceneria jest fantastyczna, piękna i zarazem bardzo niepokojąca. Należy też pochwalić scenografów. Makabryczna „statua” z zamarzniętych naukowców wygląda jak coś z serialu „Hannibal„.

  Larry 7: Miłość na fali - recenzja

„Kraina nocy” to nie tylko najgorsza odsłona antologii „Detektyw”, ale i jeden z najgorszych seriali kryminalnych ostatnich lat. Dialogi są bełkotliwe, scenariusz bezsensowny i pełen dziur fabularnych, a aktorstwo pozostawia wiele do życzenia. Oprócz kilku naprawdę ładnych widoków, serial nie ma nic do zaoferowania. Nie oglądajcie tego sezonu, bo naprawdę szkoda nerwów.

4/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *