Gibbous – A Cthulhu Adventure – recenzja

Osadzenie gry przygodowej w realiach stworzonych przez pisarza H.P. Lovecrafta nie jest złym pomysłem co udowadniają gry takie jak Prisoner of Ice i Shadow of the Comet. Jednak czy da się dokonać tego samego w humorystycznej stylistyce gier Lucasarts? Tego karkołomnego zadania podjął się rumuński deweloper Stuck in Attic. Rezultat to gra pod tytułem Gibbous: A Cthulhu adventure.

Detektyw Don R. Ketype poszukuje magicznej księgi Necronomicon. Tropy wiodą go do biblioteki publicznej w Darkham. Jej pracownik, Buzz Kerwan nie jest specjalnie pomocny, gdyż uważa księgę za mit. Chwilę później biblioteka wylatuje w powietrze, a nieprzytomny detektyw zostaje uprowadzony przez tajemniczych ludzi odzianych w dziwne szaty. W zgliszczach biblioteki Buzz odnajduje Necronomicon. Po przeczytaniu losowego ustępu kot Buzza, Kittheh, zyskuje mowę. Zwierzak o dziwo nie cieszy się z daru i chce się go jak najszybciej pozbyć. Uzbrojony w magiczną księgę i gadającego kota Buzz wyrusza, aby uwolnić detektywa i odwrócić zaklęcie.

Jeśli chodzi o grafikę, twórcom udało się dotrzymać kroku Lucasarts. Grafika jest utrzymana w stylu Monkey Island 3, lub remaków gier takich jak Full Throttle czy Day of the Tentacle z niewielką domieszką stylu Tima Burtona. Tła są niezwykle szczegółowe, a postacie bogato animowane. Pojawiają się także liczne animacje przerywnikowe. Jedyną wadą jest skąpanie wszystkiego w dziwnym pomarańczowo-fioletowym filtrze, który powoduje, że obraz stapia się w jedną całość. Postacie po prostu za mało kontrastują z otoczeniem.

Autorzy usiłowali także skopiować humor z produkcji Lucasarts, jednak nie wyszło im to zbyt dobrze. Mamy naprawdę zabawne momenty, jak i „tatusiowe” suchary. Ciężko powiedzieć, czy to wina tłumacza, czy braku poczucia humoru autorów, ale sporo żartów z gry to zwykłe niewypały. Dowcipy bywają wymuszone i przewidywalne, lub po prostu nieśmieszne.

gibbous a cthulhu adventure gra

Sterowanie jest bardzo wygodne. Kursor może zmienić się w jedną z trzech opcji: użyj, patrz i „kot”. Ta ostatnia opcja jest przydatna, gdy jakiś przedmiot jest poza naszym zasięgiem — możemy wtedy po niego wysłać naszego towarzysza.

  Gry oparte o twórczość H. P. Lovecrafta - część druga

Pochwalić należy zagadki. Ich duża część jest w miarę logiczna i w jakiś sposób zasugerowana. Jedyną wadą jest ich prostota. Nawet najbardziej skomplikowane zagadki w grze można rozwiązać bez większego wysiłku. Gdyby jednak sprawiły nam trudność, autorzy umieścili w grze system podpowiedzi. O poradę można zapytać naszego towarzysza, lub podświetlić wszystkie interaktywne punkty na planszy.

Niestety pora przejść do największego problemu gry, czyli scenariusza. Początek Gibbous – A Cthulhu Adventure jest w miarę zrozumiały, jednak szybko wkrada się fabularny chaos. Zupełnie jakby scenarzyści odbyli długą burzę mózgów, podczas której wymyślili dziesiątki mniej i bardziej udanych pomysłów i postanowili wykorzystać każdy z nich. Mamy magiczną księgę, potwory, laboratoria, czarną magię, dwa konkurujące ze sobą kulty, alchemików, spiski, a nawet samego Draculę. Jest tego trochę za dużo i w pewnym momencie przestajemy nadążać za wydarzeniami. Skomplikowanie fabuły w grze poważnej może być zaletą, jednak nie w humorystycznej przygodówce. Co gorsza, fabuła nie ma wiele wspólnego z twórczością „samotnika z Providence”. Nawiązania do Lovecrafta objawiają się pod postacią nazwisk, miejsc i easter eggów, jednak fabuła jest oryginalna. Dla wielu graczy sporym rozczarowaniem będzie także zakończenie gry. Twórców nie interesuje zamknięcie i wyjaśnienie wątków, tylko zbudowanie fundamentów pod ewentualny sequel.

gibbous a cthulhu adventure recenzja

Z aktorstwem głosowym jest różnie. Najlepiej dobrana została aktorka wcielająca się w Kitteh (gadającego kota). Każda linijka jej dialogu przepełniona jest sarkazmem i ironią. Równie dobrze wypada detektyw. Niestety zawodzi postać, z którą spędzamy najwięcej czasu, czyli Buzz. Aktor ma dziwną manierę — jego głos załamuje się połowie zdania. Miała to być zapewne próba nadania swojej postaci niewinności, jaka cechuje Guybrusha Threepwooda, jednak w praktyce wyszedł irytujący nastolatek, któremu rodzice odmówili kieszonkowego.

Czy warto zainwestować pieniądze w Gibbous – A Cthulhu Adventure? To zależy. Jeśli liczycie na niezobowiązującą przygodówkę, będącą wypełnieniem czasu między bardziej ambitnymi produkcjami, odpowiedź brzmi tak. Szczególnie jeśli gra trafi się wam za grosze na jakiejś promocji. Jeśli jednak liczycie na grę lovecraftowską, lub trzymającą poziom dawnych produkcji Lucasarts, lepiej ją pomińcie, gdyż przeżyjecie spore rozczarowanie.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *