W dzisiejszych czasach marka Black Mirror kojarzy się jednoznacznie ze słynnym serialem Netflixa. Gdybyśmy jednak cofnęli się do 2003 roku, większość graczy powiedziałaby, że pod tą nazwą kryje się gra przygodowa point and click czeskiego studia Future games. Produkcja łączy ze sobą elementy murder mystery z gotyckim horrorem. Mimo dosyć ostrej krytyki gra odniosła sukces i doczekała się dwóch kontynuacji oraz rebootu z 2017 roku. Jednak czy ta nieco zapomniana dziś gra wciąż ma coś do zaoferowania?
Samuel Gordon po wielu latach nieobecności powraca do rodzinnej posiadłości Black Mirror. Powodem jest śmierć dziadka. Oficjalną przyczyną jest samobójstwo. Większość osób z otoczenia denata nie widzi w nagłej śmierci nic dziwnego – William Gordon od wielu lat był zdziwaczałym odludkiem. Krótko po przybyciu Samuel zaczyna jednak odkrywać poszlaki świadczące o tym, że śmierć seniora rodu mogła być spowodowana przez osoby trzecie.
Scenariusz początkowo nie zaskakuje. Złowieszcza posiadłość, wioska, w której zatrzymał się czas, zabobonni mieszkańcy, opuszczona kopalnia, zakład dla obłąkanych i podejrzane osoby z otoczenia bohatera — wszystko to już gdzieś widzieliśmy. Na szczęście z czasem gra staje na własnych nogach i pojawiają się ciekawe i zaskakujące zwroty akcji. Niestety, o ile scenariusz jest dobry, o tyle zawodzi tempo. Mniej więcej w połowie gry zaczynają się pojawiać dłużyzny — zamiast odkrywania kolejnych tropów wykonujemy długie fetch-questy. Można odnieść wrażenie, że twórcy chcieli uczynić grę jak najdłuższą i rozwodnili fabułę niepotrzebnymi zapychaczami. Z gry spokojnie można by usunąć ze dwie godziny, bez żadnej straty dla fabuły.
Grę cechuje niezwykle ładna grafika. Płaskie tła zostały wykonane z dużym pietyzmem i są pełne malutkich szczegółów. Jedyną grą przygodową ze zbliżonego okresu o podobnej jakości wykonania jest wydana rok wcześniej Syberia. Grafika jest wielkim atutem gry i przyczynia się do budowania atmosfery. Niewielką wadą są zbyt małe przedmioty co zmusza do uciążliwego pixel-huntingu. Przydałaby się opcja podświetlenia interaktywnych obiektów na planszy.
Niestety pięknym tłom nie dotrzymują kroku animacje. Postacie poruszają się w nienaturalnie zwolnionym tempie, niczym muchy uwięzione w miodzie. Jest to szczególnie uciążliwe, gdy usiłujemy z kimś porozmawiać, gdyż praktycznie każda postać ma zaprogramowaną animację, która uruchamia się przed rozpoczęciem dialogu. Za każdym razem musimy więc oglądać, postać kończącą swoje aktualne zajęcie lub odkładającą trzymany w ręku przedmiot i odwracającą się w naszą stronę. Przy tak wolnym tempie i niezwykle dużej liczbie dialogów z czasem zaczyna to irytować. Tym bardziej że animacji tych nie można przewinąć.
Sterowanie nie odbiega specjalnie od innych gier przygodowych. Lewy klawisz myszy służy do używania przedmiotów i chodzenia a prawy do oglądania. Posiadane przedmioty przechowywane są w belce na dole ekranu. Aby użyć danego przedmiotu, wystarczy go kliknąć, po czym przeciągnąć w odpowiednie miejsce. System jest prosty i wygodny. Jedyną wadą jest niekonsekwencja autorów. Wielokrotnie trafiamy na sytuację, w której klikamy jakiś przedmiot, a Samuel komentuje, że nie widzi nic ciekawego. Tymczasem kliknięcie drugi raz powoduje, że nagle jednak coś dostrzega. W jednym przypadku ten sam obiekt trzeba było obejrzeć trzy razy! Ba! Zdarza się nawet, że z jakiegoś powodu przedmiot znajdziemy, klikając prawym klawiszem myszy. Albo jest to niedopatrzenie, albo celowa zagrywka programistów, jednak tak czy inaczej, jest to irytująca wada. No, chyba że gramy z solucją w ręku.
Zagadki w grze są zadziwiająco dobre. Nie uświadczymy jakichś bezsensowych akcji typu: połącz śrubokręt z jabłkiem, aby uzyskać paliwo do skutera. Łamigłówki są realistyczne i dobrze wytłumaczone. Bohater często komentuje swoje posunięcia, sugerując nam jednocześnie dalsze postępowanie. Twórcy przyłożyli się także do aspektu przyczynowo–skutkowego. Możemy znaleźć jakiś przedmiot, jednak bohater nie weźmie go, dopóki okoliczności nie będą tego wymagały. Czasami może to nieco irytować, gdy znajdziemy coś ciekawego i mamy pomysł jak to użyć, jednak musimy cierpliwie przebijać się przez dialogi z różnymi ludźmi, aż trafimy na ten właściwy. W pewnym sensie jest to handel wymienny – twórcy wymieniają tempo gry na logikę wydarzeń. Oprócz typowego zdobywania i łączenia ze sobą przedmiotów co jakiś czas trafiają się trudniejsze łamigłówki. Czasami są dosyć banalne jak złożenie do kupy podartego listu, a czasami niezwykle trudne i frustrujące układanki. Trzeba jednak przyznać, że nawet najtrudniejsze nigdy nie zmieniały się w wielodniowe desperackie próby rozwiązania. Najdłuższa łamigłówka zajęła nieco ponad pół godziny.
Bardzo dobrze sprawdza się budująca klimat i poczucie zagrożenia muzyka. Może i nie jest to coś, co będziecie nucić pod nosem po zakończeniu gry, jednak klimatyczne utwory świetnie pasują do nastroju gry. Niestety inna część udźwiękowienia, czyli nagrania głosowe zawodzą. Kilka postaci zostało obsadzonych naprawdę dobrymi aktorami, jednak pozostali brzmią jak amatorzy. Najgorszy jest odtwórca głównej postaci. Niezależnie czy pyta kogoś o znaleziony przedmiot, czy dokonuje makabrycznego odkrycia, robi to tym samym pozbawionym cienia emocji głosem. Sytuację pogarszają kiepskie dialogi. Praktycznie każda rozmowa kończy się komicznym ogłoszeniem zamiarów głównego bohatera: myślę, że teraz sobie pójdę. Albo: zostawię cię teraz w spokoju. Taki sposób prowadzenia rozmowy jest bardzo sztuczny. Czasami można odnieść wrażenie, że rozmowę prowadzą ze sobą roboty, albo wulkanie ze Star Treka. Ciężko powiedzieć, czy w czeskim oryginale gra też jest taka słaba, czy po prostu tłumacz się nie popisał.
Black Mirror to gra niepozbawiona wad. Jest nieco przydługa, ma nienaturalne dialogi i momentami komiczne aktorstwo głosowe. Nadrabia to jednak wciągającą fabułą, pomysłowymi zagadkami i niezwykłym klimatem. Jeśli nie macie nic przeciw powolnemu rozwojowi akcji, gra powinna wam przypaść do gustu. W przeciwnym razie pozycję możecie sobie spokojnie darować.