Angry Video Game Nerd: The Movie – recenzja

James Rolfe bardziej znany pod swoim pseudonimem AVGN to niezależny filmowiec i twórca popularnej internetowej serii Angry Video Game Nerd. To jemu przypisuje się spopularyzowanie „wściekłych” recenzji gier i filmów, dzięki czemu Rolfe jest uważany za jednego z pionierów YouTube. Po kilku latach internetowej działalności Rolfe postanowił zrealizować marzenie życia – nakręcenie pełnometrażowego filmu. Dzięki hojnemu wsparciu fanów jego kampania na Indiegogo szybko zebrała i przekroczyła niezbędną sumę, stając się drugim najwyżej finansowanym filmem niezależnym w historii. Pytanie jednak jak przełożyć fabułę kilkuminutowych recenzji na pełnometrażowy film?

Złowieszcza korporacja usiłuje wydać sequel jednej z najgorszych gier w historii – E.T. Aby nakręcić sprzedaż, jej włodarze planują wykorzystać Nerda. Wszystkie recenzowane przez niego złe gry natychmiastowo zyskują na popularności, więc liczą, że tak też się stanie z ich produkcją. Nerd nie ma jednak zamiaru tego robić, gdyż w dzieciństwie nabrał do niej urazu. W końcu, po licznych namowach zgadza się, po jednym warunkiem — klip ma zostać nakręcony na pustyni w miejscu zakopania kartridży z grą.

Scenariusz to istny kogel-mogel pomysłów. Mamy tu niemal wszystko: film drogi, UFO, teorie spiskowe, horror, komedię, zombie, potwory kaiju, gry i zdrową dawkę surrealizmu. Istnieją filmowcy, którzy potrafią się bawić konwencją i płynnie przechodzić z jednej estetyki do drugiej – niestety twórcy AVGN tego nie umieją. Zresztą jeśli przyjrzymy się najlepiej ocenianym filmom niezależnym, widać wyraźnie, że nie tędy droga. „Sprzedawcy” Kevina Smitha opowiada o dwóch ekspedientach i napotykanych przez nich dziwakach. „Wynalazek” to opowieść o dwójce przyjaciół, którzy odkrywają podróże w czasie i usiłują przy ich pomocy się wzbogacić. W obu przypadkach liczy się pomysł i konsekwencja w jego realizacji. Sprzedawcy nie okazaliby się lepszym filmem, gdyby sklep został nagle zburzony przez Godzillę.

James popełnia też dużo błędów. Poświęca kilka minut na wprowadzenie własnej postaci, chociaż jest znana fanom serii. Za to jego „najlepszy przyjaciel” Cooper, który nie występował w żadnym odcinku i pojawił się po prostu znikąd, nie dostał żadnego wprowadzenia. Gdzie w tym logika? Co gorsza, postać ta nie pełni w filmie żadnej funkcji oprócz ciągłego wysłuchiwania kolejnych ekspozycji.

Film jest wypełniony niskobudżetowymi praktycznymi efektami specjalnymi przypominającymi dzieła wytwórni Troma. Zabawkowe statki kosmiczne na sznurkach, sekretne bazy wojskowe rodem z filmów Eda Wooda i potwory grane przez ludzi w gumowych kostiumach. Nie każdemu przypadnie to do gustu, aczkolwiek taki styl ma swój urok.

  Worms Rumble - recenzja

Aktorstwo w wykonaniu Jamesa woła o pomstę do nieba. Główny bohater ma do dyspozycji trzy miny: neutralną, wkurzoną z przesadnie opuszczonymi kącikami ust lub zdziwioną. Rolfe po prostu nie umie grać. W internetowej serii to przechodziło, gdyż tam wciela się w rozwścieczonego gracza pomstującego na absurdalne pomysły programistów. W filmie jego bohater postawiony jest w sytuacjach, które wymagają czegoś więcej a Rolfe tego nie potrafi. Nie pomaga też kontrast — gwiazdor widowiska gra z profesjonalnymi aktorami, co jeszcze bardziej uwidacznia jego braki.

AVGN film

W świecie pasjonatów gier retro AVGN cieszy się sporym uznaniem. Twórca postanowił przenieść swoją popularność do fabuły. Na samym początku filmu pojawia się przydługa składanka klipów, w których fani serii wyrażają uwielbienie i powtarzają swoje ulubione cytaty. Dosłownie cztery minuty później w sklepie, w którym pracuje Nerd, pojawia się fan. Chwilę później kolejny. Po nim cała grupa fanów. Kolejne 3 minuty akcji i pojawia się kolejna scena z grupą namolnych fanów. Wiadomo, że miał to być żart, jednak można odnieść wrażanie, że twórca jest jakimś narcyzem traktującym swoją internetową sławę zbyt poważnie. Ba! Nawet cała fabuła jest oparta o ten swoisty „kult jednostki”. No bo czym jest główny cel i ostateczna nagroda? Obejrzenie recenzji w wykonaniu AVGN. Musimy po prostu wytrzymać półtorej godziny, aby dotrwać do jednej z najsłabszych recenzji Nerda.

Ostatnim gwoździem do trumny jest niezwykle słaby humor. Dobre żarty można policzyć na placach jednej ręki. Albo pojawiają się suchary, albo niezwykle przewidywalne gagi pokazane już w dziesiątkach filmów. Dwójka bohaterów hałasuje podczas grania, a osoba przebywająca piętro niżej myśli, że uprawiają seks. No boki zrywać.

Najlepszym elementem filmu jest soundtrack skomponowany przez Beara McCreary’ego (The Walking Dead) Na ścieżce dźwiękowej znalazły się całkiem fajne współczesne kompozycje, jak i utwory naśladujące 8-bitową stylistykę.

Twórca AVGN: The Movie próbował nakręcić film „tak zły, że aż dobry”, niestety wyszedł mu film po prostu zły. Tytuł nie jest ani śmieszny, ani błyskotliwy i nie ma zbyt wiele wspólnego z grami. Hermetyczne żarty nie trafią do przeciętnego widza, a odbiegająca od serii fabuła nie spodoba się fanom. Chcąc nakręcić film dla każdego, Rolfe nakręcił film dla nikogo.

3/10

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *