Teenagent – recenzja

Z najlepiej strzeżonych banków świata w niewyjaśnionych okolicznościach znika złoto. Nie pomagają ani wyrafinowane zabezpieczenia, ani nagrania z kamer przemysłowych. Nawet specjalna agencja RGB zajmująca się „rozwiązywaniem wszystkich nadzwyczajnych problemów świata” nie jest w stanie wyjaśnić fenomenu. Zdesperowany szef organizacji wynajmuje…wróżkę, która ma wybrać z książki całkowicie przypadkową osobę. W ten sposób brzemię wyjaśnienia tajemnicy spada na barki nastolatka Marka Hoppera, którego poczynaniami będziemy kierować.

Gra używa tradycyjnego interfejsu 'wskaż i kliknij’ w nieco odwróconej formie. Lwia część gier przygodowych używa lewego klawisza do przemieszczania się, a prawego do używania przedmiotów. Tutaj jest dokładnie na odwrót. Interface jest minimalistyczny – widzimy jedynie tła, postacie i kursor myszki. Aby obejrzeć posiadane przedmioty, należy przeciągnąć kursor w górę ekranu. Wyjątkiem jest wersja amigowa, w której posiadane przedmioty widzimy przez cały czas w belce na dole ekranu.

Grafika jest ładna, choć niestety trochę przestarzała. Dwa lata wcześniej może i by zrobiła na kimś wrażenie, ale w 1995 już nieco trąciła myszką. Trudno się dziwić, gdyż wtedy na rynku rządziły tytuły takie jak Tekken 2, Full Throttle czy Mortal Kombat 3, a na ich tle Teenagent odstawał. Trzeba jednak przyznać, że niedostatki graficzne gra nadrabia dbałością o szczegóły. Plansze są ładne i pełne niewielkich detali. Autorzy przyłożyli się także do animacji. Większość akcji wykonywanych przez postacie została pokazana, podczas gdy w produktach konkurencji celem zaoszczędzenia na zasobach co bardziej skomplikowane animacje były zwyczajnie pomijane.

Zagadki wymagają nieszablonowego myślenia lub łuty szczęścia. No bo jak bardzo trzeba być znudzonym, żeby wpaść na pomysł ubrudzenia miotełki w kominku, a następnie pomalowania nią ziemniaka, aby stworzyć imitację granatu? Albo przeciśnięcia ciastka przez otwór w kredensie, aby ciastko uzyskało kształt serca? Kontrastują z nimi w miarę logiczne zagadki jak ostrzenie sierpa na kamiennym ocembrowaniu. Trafiają się także pomniejsze błędy. Jedna z postaci zakomunikowała chęć zdobycia danego przedmiotu, dopiero w momencie jego otrzymywania.

  Black Mirror - recenzja gry przygodowej z 2003 roku

Niemal cała fabuła bazuje na humorze. Niestety jest to humor bardzo specyficzny. Niektóre teksty i sytuacją są nawet zabawne, jednak trafia się też całkiem sporo czerstwych sucharów. Autorzy próbują niemal wszystkiego, od burzenia czwartej ściany, poprzez nawiązania popkulturowe aż po czysty surrealizm. Wspomniana wyżej imitacja granatu z ziemniaka, ku zaskoczeniu głównego bohatera z jakiegoś powodu wybucha. Każdy musi sam sobie odpowiedzieć czy humor tego typu do niego przemawia.

Teenagent gra

Zadziwiająco dobrze wypada ścieżka dźwiękowa. Może i nie to absolutna klasyka, którą będziecie sobie puszczać z telefonu w drodze do pracy, jednak muzyka wesoło dopinguje do dalszej rozgrywki i nigdy nie irytuje.

Gra ukazała się w reedycji CD. Dodano w niej kilka zagadek, ulepszoną ścieżkę dźwiękową i przede wszystkim dubbing. W postacie wcielili się redaktorzy nieistniejącego już pisma Seret Service. Rezultat jest niestety kiepski. Aktorzy nie potrafią wykrzesać z siebie odpowiednich emocji, a jakość samego nagrania przypomina rozmowę telefoniczną. Jeśli ktoś więc liczył na porządny dubbing, srogo się zawiedzie, gdyż Teenagent to popis amatorki. Jeśli jednak potraktujemy dubbing w kategoriach „taki zły, że aż dobry”, możemy się przy nim nawet nieźle bawić. Dzięki reedycji Teenagent ma zaszczyt być pierwszą polską grą przygodową wydaną na CD. Niestety mimo buńczucznych obietnic dotyczących poprawy grafiki, nie widać żadnej różnicy względem edycji dyskietkowej.

Jeśli powyższy tekst spowodował u was zainteresowanie tytułem, to mamy dobrą wiadomość: grę można zdobyć za darmo na platformie Gog.com.

https://www.gog.com/game/teenagent

 

Książę i Tchórz – recenzja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *