Joker – recenzja filmu Todda Phillipsa

Postać Księcia Zbrodni była do tej pory portretowana na dużym ekranie kilka razy. W 1989 w szaleńca wcielił się Jack Nicholson i z powierzonego mu zadania wywiązał się bezbłędnie. Kolejna inkarnacja Jokera ukazała się dopiero dziewiętnaście lat później i wiele osób pukało się w czoło na wieść, że w rolę legendarnego przeciwnika Batmana wcielił się „Obłędny rycerz” Heath Ledger. Osoby te były w błędzie. Nolanowski Joker został nie tylko najlepszym wcieleniem kultowego przeciwnika Batmana, ale i jednym z najlepszych filmowych przestępców w historii. Aktor niestety nie doczekał się zasłużonych nagród, gdyż jeszcze przed premierą zmarł z powodu przedawkowania leków. Gdy DC zaczęło pospieszną budowę własnego uniwersum filmowego, rola Jokera przypadła Jaredowi Leto. Oczekiwania były olbrzymie, niestety aktor im nie sprostał. Jego interpretacja postaci nie przypadła do gustu ani widzom, ani krytykom, a najbardziej zapamiętane z jego roli zostało to, że wysyłał swym kolegom z planu zużyte kondomy. Zaledwie trzy lata później Joker powrócił na srebrny ekran. Reżyserem filmu został Todd Philips, twórca rubasznych i mało ambitnych komedii, a w rolę tytułową wcielił się Joaquin Phoenix. O ile co do aktora nikt nie miał wątpliwości, tak wiele osób zastanawiało się, czy Phillips podoła tak ambitnemu zadaniu.

Arthur Fleck to żyjący na marginesie społeczeństwa, ledwo wiążący koniec z końcem niedoszły komik. Leczy się na zaburzenia psychiczne, mieszka z matką i chałturzy jako klaun, reklamując na ulicy podrzędne sklepy. Nie przeżył prawdopodobnie jednego szczęśliwego dnia w swoim życiu. Jest pośmiewiskiem dla kolegów z pracy, a dla innych ludzi dziwakiem. W nawiązywaniu kontaktów przeszkadza mu przypadłość, przez którą w chwilach stresu cierpi na niekontrolowane napady śmiechu. Arthur właśnie dostał kolejnego kopniaka od życia – został napadnięty i pobity w pracy przez grupę wyrostków, a jego szef zamiast wsparcia udziela mu reprymendy i potrąca z pensji za zniszczoną tablicę reklamową. Kolega z pracy daje mu do obrony broń. Kiedy Arthur zostaje napadnięty po raz kolejny, sięga po nią i bezlitośnie zabija napastników. O dziwo nie powoduje to jeszcze większej depresji. W przemocy Arthur odnajduje spokój i pewność siebie.

Todd Phillips pojął niezwykle odważną decyzję odejścia od komiksowych korzeni. W filmie są pewne wątki i nawiązania do świata DC, jednak Joker to niemal autorskie dzieło. Niemal, gdyż widać bardzo mocną inspirację filmami lat 80., a w szczególności dziełami Scorsesego, z którego Phillips czerpie pełnymi garściami. Do tego stopnia, że Joker balansuje na granicy plagiatu. Film nie jest o Jokerze, a przynajmniej nie o takim, jakiego znamy. Nie ma tutaj żadnej akcji, masowych morderstw i walki dobra ze złem. Joker w interpretacji Phillipsa jest postacią bardzo ambiwalentną. Pokazane są jego codzienne zmagania i odtrącenie, co powoduje, że mu współczujemy i chociaż wiemy, jak się ta historia skończy, kibicujemy, aby tak się nie stało.

  Pan Samochodzik i Templariusze - recenzja książki i serialu

Film jest pełen naprawdę dobrych kreacji. Po latach grania w byle czym Robert De Niro wraca do formy, jako szujowaty prowadzący talk-show. Świetnie wypadają też Frances Conroy w roli matki głównego bohatera oraz znana z roli Domino w Deadpolu, Zazie Beetz, w roli sąsiadki Arthura. Jednak jest to film Joaquina Phoenixa. W całym filmie nie ma jednej sceny bez tego bohatera i mimo blisko dwóch godzin seansu, przez cały jego trwania postać Arthura fascynuje, przeraża, budzi współczucie i nigdy nie nudzi. Dużo się mówi o Oskarze i jeśli tak się stanie, nie będzie to żadnym zaskoczeniem. Największe wrażenie robi powolna przemiana z przygarbionego i zbitego przez życie Arthura w pewnego siebie Jokera. Nie jest to przemiana w stylu kropla, która przepełniła czarę. Przemiana Arthura przebiega powoli i wynika z kolejnych ciosów, jakimi obficie obdarowuje Arthura życie. Tak naprawdę tytułową postać oglądamy w pełnej okazałości dopiero w końcówce filmu.

Mimo iż film jest dramatem psychologicznym, fabuła jest dosyć prosta i zrozumiała. Dopiero w końcówce filmu znajduje się subtelna scena, która może podważyć wszystko, co do tej pory oglądaliśmy. Można to porównać do „Pamięci absolutnej”, gdzie jedna mała scena powoduje, że wydarzenia pokazane w filmie można interpretować na dwa sposoby. Jest to naprawdę dobry zabieg, gdyż powoduje, że mamy ochotę obejrzeć film jeszcze raz, aby wyłapać wszystkie subtelnie poukrywane wskazówki. Ciekawostki i easter eggi z filmu znajdziecie pod tym linkiem.

Czy jest to najlepszy film z Jokerem? Ciężko powiedzieć. Sądzę, że zależy to od gustu widza. Film na pewno nie przypadnie do gustu komuś, kto oczekuje komiksowej akcji, czy żarcików rodem z MCU. Joker jest ponury i przytłaczający, a akcja rozgrywa się powoli. Film koncentruje się na wewnętrznych przeżyciach głównego bohatera i próbuje odpowiedzieć na pytanie, skąd biorą się tacy ludzie? Pytanie w dzisiejszych czasach niezwykle zasadne. Szkoda tylko, że niektórym krytykom oczy przesłonił ich światopogląd. Wydawałoby się, że w 2019 dla wszystkich powinno być już jasne, że to nie gry i filmy powodują przemoc. Jednak nie – Joker przez niektórych został uznany za „niebezpieczny film”.

Joaquin phoenix w filmie Joker

Czy Joker doczeka się kontynuacji? Reżyser zarzeka się, że sequela nie będzie, jednak biorąc pod uwagę pokaźny przychód (w chwili pisania artykułu jest to prawie 800$ mln przy budżecie 60), nie można wykluczyć takiej możliwości. Jednak bardziej prawdopodobne, że Joker wystartuje własne miniuniwersum wzorowane na komiksowej serii DC-black. Ukazują się w niej komiksy oderwane od głównej linii wydarzeń komiksowych DC, a wydarzenia w nich prezentowane adresowane są do dojrzałych czytelników. Być może doczekamy się serii filmów prezentujących genezę innych wrogów Batmana w stylu podobnym do Jokera.

Ocena 9/10

Komiks DC Black okładka Batman

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *