Czarne lustro: Bandersnatch – recenzja interaktywnego filmu Netflixa

Charlie Brooker, czyli twórca Black Mirror od wielu lat opowiada nam o zagrożeniach związanych z technologią i jej wpływie na społeczeństwo. Historie opowiedziane w serialu dzieją się na ogół w niedalekiej przyszłości, gdzie obecnie istniejące lub będące w naszym zasięgu wynalazki są używane powszechnie i w jakiś sposób zmieniają społeczeństwo. Niezależnie jednak od opowiadanej historii, wszystkie je cechuje pasywność. Najnowszy odcinek antologii SF zatytułowany Bandersnatch, po raz pierwszy stawia widza w sytuacji, w której to on przejmuje kontrole nad fabułą i poczynaniami bohatera. Jak to działa?

Otóż co jakiś czas główny bohater staje przed wyborem. Przykładowo ojciec głownej postaci pyta się, co byśmy chcieli zjeść na śniadanie. Na dole ekranu wyświetlają się dwie możliwe odpowiedzi, a my mamy kilka sekund na wybranie pilotem jednej z nich. W miarę postępu fabuły wybory są coraz bardziej skomplikowane. Zażycie narkotyku, samobójstwo, zabójstwo czy zniszczenie własnej pracy. Każda z tych decyzji ma wpływ (lub nie) na dalszy przebieg odcinka. Czasami wybór nie jest taki prosty. Bohater Bandersnatch musi wybrać jedno z dostępnych haseł, które gdzieś nam mignęły wcześniej w odcinku, albo nawet wykręcić wspomniany przez kogoś numer telefonu. W zasadzie nie różni się to niczym, od interaktywnych gier takich jak Heavy Rain, czy Detroit: Become Human. Niektóre z decyzji skutkują gwałtownym zakończeniem historii, czasami w tragiczny sposób. Wtedy niczym w Dniu Świstaka czas się cofa do ostatniego kluczowego wyboru i możemy spróbować postąpić inaczej. W ten sposób możemy dojść do jednego z pięciu zakończeń (znając Brokera nie zdziwię się, jeśli w filmie jest ukryte dodatkowe zakończenie).

Czarne lustro Bandersnatch recenzja

System działa bardzo płynnie. Kiedy pojawia się możliwość wyboru, widzimy nasza postać zastanawiająca się co zrobić, a po upływie czasu obserwujemy dalszy ciąg akcji, uwzględniający nasz wybór. Nie ma żadnych przestojów czy dodatkowego ładowania (chociaż to zapewne zależy od jakości łącza internetowego). W sprzedaniu iluzji pomaga niezwykle utalentowana obsada. Niestety o ile pod względem technicznym zabawa przebiega intuicyjnie i bez zarzutu, tak pod względem fabularnym już tak dobrze nie jest.

Akcja dzieje się w 1984 roku. Śledzimy losy Stefana — programisty, który pracuje nad grą Bandersnatch. Jest ona adaptacją książki tajemniczego geniusza, który podczas jej pisania popełnił okropną zbrodnię. Gra ma być niezwykle nowatorska, zarówno pod względem wykonania, jak i wielowątkowej fabuły. Stefan postanawia sprzedać swój pomysł dużej firmie produkującej gry. Firma kupuje projekt, a Stefan zaczyna obsesyjnie pracować nad dziełem swojego życia. I właśnie wtedy w jego zżyciu zaczynają dziać się różne dziwne rzeczy.

O ile sam pomysł wyjściowy jest niezwykle interesujący, tak sposób, w jaki przebiega rozgrywka już nie. Niektóre wybory są tylko pozorne. Dokonujemy wyboru, jednej z dwóch możliwości i ponosimy tego konsekwencje. Jednak przy następnym seansie wybieramy drugą opcję i okazuje się, że film i tak wybiera za nas pierwszą. Przykładowo możemy przyjąć narkotyk i przeżyć odlot, jednak możemy też odmówić. Tylko co z tego, skoro nasz postać i tak zostanie odurzona wbrew własnej woli i efekt będzie taki sam. W innym przykładzie główny bohater zacznie się buntować przeciw naszemu wyborowi i zrobi coś przeciwnego. Serial posuwa się nawet do burzenia czwartej ściany. Wszystko prowadzi do jednego z pięciu zakończeń. W zależności od podjętych decyzji, napisy końcowe możemy zobaczyć po niecałej godzinie, ale zabawa może trwać nawet i dwie. Twórcy chwalą się, że łącznie istnieje ponad pięć godzin materiału do obejrzenia. Jest to całkiem możliwe, gdyż zakończenia, do których zmierzamy rożnią się od siebie, tak jak to jest tylko możliwe. Aby nie spoilować posłużę się tu przykładem z filmu Dzień Świstaka, do którego Bandersnatch przecież nawiązuje. Gdyby Dzień Świstaka był takim interaktywnym filmem, twórcy mogliby go obdarzyć mnóstwem zakończeń. Wyobraźmy sobie, że w jednym epilogu okazuje się, że wszystko było jednym wielki prankiem, który mieszkańcy miasteczka zgotowali głównemu bohaterowi. Albo, że powtarzający się dzień jest skutkiem gigantycznego eksperymentu dokonywanego na Billu Murrayu. Albo, że główny bohater jest tak naprawdę staruszkiem podłączonym do aparatury VR i przeżywa ten sam dzień na skutek usterki systemu. I tak dalej. Twórcy Bandersnatch powymyślali właśnie takie różne rozwiązania historii młodego programisty. I tu niestety kryje się największy problem odcinka. Ze względu na nasze wybory historia przebiega w różny sposób, jednak nie jest koherentna. Posłużę się tutaj przykładem gry Heavy Rain. Kierujemy w niej poczynaniami czterech postaci, które niezależnie od siebie próbują odkryć tożsamość seryjnego zabójcy. Na skutek naszych złych decyzji możemy niechcący uśmiercić niektóre z tych postaci. Jednak w końcówce, tak czy inaczej dowiemy się, kto nas wodził za nos i w jaki sposób. Motywuje nas to ponownej próby, aby osiągnąć lepsze zakończenie, w którym zło nie zatryumfuje. Natomiast w Bandersnatch jesteśmy prowadzeni w ciemnościach fabularnych i nagle widzimy zakończenie odcinka. Nie wiemy co poszło nie tak, ani o co w ogóle chodziło. Gramy w grę, której reguł ani fabuły nie rozumiemy.

  Halt and Catch Fire - recenzja serialu

Czarne lustro Bandersnatch

Innym problemem Bandersnatch jest filozofia odcinka, która dotyczy determinizmu i wolnej woli. Dylematy głównego bohatera ładnie się sprzęgają z naszymi akcjami i ma to nas skłonić do zadania sobie pytania, czy my też nie jesteśmy takim bohaterem, wykonującym swoje akcje na skutek decyzji kogoś innego. Problem jest taki, że wątek ten jest dosłownie wypychany nam do gardła. Twórcy zachowują się jak dziecko, które próbuje nam coś pokazać na smartfonie, niemal wtykając go nam w twarz.

Niestety mimo szumnych zapowiedzi Bandersnatch nie jest jakimś przełomem w telewizji. Owszem, pod względem technicznym jest niezwykle dopracowany, jednak format ten zasługuje na lepszą fabułę. W końcu gry interaktywne na komputerach też mają swoich mniej udanych przedstawicieli i na każdy świetny Until Dawn przypada kiczowaty CSI: Fatal Conspiracy. Myślę, że musimy po prostu poczekać na taką perełkę, wykorzystującą nowy format Netflixa w lepszy sposób. Może jakiś kryminał?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *