Bloodrayne – recenzja serii horrorów od Uwe Bolla

W latach 2004-2005 Uwe Boll był bardzo zapracowanym człowiekiem. Jeszcze zanim do kin trafiła jego druga adaptacja gry komputerowej, czyli Alone in The Dark Uwe pracował już nad następną pozycją w swoim dorobku. Tym razem pod nóż niemieckiego reżysera trafiła seria gier BloodRayne. Gry z tego cyklu są zręcznościówkami przypominającymi serię Tomb Raider z elementami akcji wzorowanymi na serii God of War. Główną postacią jest seksowna wampirzyca (a tak dokładnie dhampirzyca), zrodzona niczym Blade ze związku kobiety i wampira. Akcja gry dzieje się w latach 30. XX wieku, więc głównymi przeciwnikami są oczywiście naziści.

Uwe udało się zgromadzić jeszcze większy budżet niż przy poprzednich produkcjach ($25mln) oraz naprawdę imponującą obsadę. W roli głównej zobaczymy śliczną Kristannę Loken, znaną z występów w serialu Mortal Kombat: Conquest oraz z roli morderczego cyborga w trzeciej części Terminatora. Partnerują jej: Billy Zane, Michael Madsen, zdobywca Oskara Ben Kingsley, naczelny czarny charakter kina klasy B, Udo Kier, piosenkarz Meat Loaf  (Fight Club), naczelna twardzielka kina Michelle Rodriguez, oraz zdobywczyni trzech Złotych Globów Geraldine Chaplin. Jakby tego było mało, scenariusz nie był pisany przez byle kogo, a Guinevere Jane Turner, czyli autorkę scenariusza do American Psycho. Do trzech razy sztuka. Czy Bollowi w końcu udało się nakręcić dobrą adaptację gry? (spoiler: nie)

Podczas produkcji swojego poprzedniego filmu Uwe Boll wszedł w publiczny konflikt ze scenarzystą filmu. Powodem była niemal całkowita zmiana scenariusza, który Boll uznał za zbyt amatorski. Tym razem niemiecki reżyser postanowił uniknąć niepotrzebnych awantur. Pokornie zaakceptował skrypt w takiej formie, w jakiej mu go dostarczono, a następnie po cichu dokonał własnych poprawek i zaskoczonym aktorom, kazał pracować na nich. Pozwolił im też na dużo improwizacji. Niestety Uwe Boll to nie Wong Kar-Wai, więc jego podejście zaowocowało licznymi błędami. No bo jak wytłumaczyć, że po obejrzeniu filmu nie wiadomo nawet gdzie i kiedy toczy się akcja? Czy jest to średniowiecze? Świat fantasty? Inny wymiar? Historia alternatywna? Aby o tym się dowiedzieć, trzeba samemu znaleźć te informacje w Internecie, bo film nie raczy ani razu o tym wspomnieć.

Akcja Bloodrayne dzieje się w 18-wiecznej Rumunii. Główna bohaterka, Rayne, jest atrakcją obwoźnego cyrku. Gawiedź ogląda pokazy, podczas których seksowna wampirzyca jest torturowana przez właścicieli przybytku. Rayne jest niezwykłą krzyżówką wampira z człowiekiem. Oznacza to, że nie działają na nią krucyfiksy, a pożywieniem jest krew zwierząt lub innych wampirów. Kiedy udaje jej się uciec, spotyka wróżkę, która zdradza jej tajemnicę jej pochodzenia. Okazuje się, że ojciec Rayne, król wampirów, zgwałcił i zabił jej matkę. Po spotkaniu Rayne zaczyna planować przeciw niemu zemstę. Aby ją zrealizować, wyrusza na wyprawę po trzy legendarne artefakty, dające posiadaczowi nadwyczajną moc. W tym samym czasie jej tropem podążają łowcy wampirów oraz wysłannicy jej ojca.

Bloodrayne jest o dziwo nieco lepszy niż poprzednie dokonania Uwe Bolla. Dialogi nie są aż takie złe jak w Alone In the Dark. Czasami trafiają się niebrzydkie ujęcia, kręcone z drona, naśladujące te z Władcy Pierścieni. Film jest odrobinkę lepszy, ale jest to trochę tak, jakbyśmy napisali, że lekko zzieleniały bochenek chleba jest nieco lepszy od całkowicie spleśniałego. Oba są niejadalne.

Boll jak zwykle próbuje kopiować cudzą pracę i robi to w partacki sposób. Pojawiają się wspomniane już ujęcia niczym z Władcy Pierścieni, slow motion w stylu Matrix ‘epickie’ bitwy w wykonaniu kilku statystów, oraz bardzo duża ilość czerwonej posoki. Zakończenie zostało bezlitośnie zerżnięte z filmów o Conanie. No i aktorka, która nie popełnia ‘błędu’ swojej poprzedniczki i daje się rozebrać do sceny. Nie brzmi to tak źle, ale trzeba pamiętać, że mowa tu o Bollu. Sekwencje w stylu Matrix w 2005 na nikim już wrażenia nie robiły. Bitwy mają bardzo dużo posoki, ale jest to wykonane tak sztucznie, że efekt przypomina dzieła wytwórni Troma, a nie wysokobudżetowy film. Aktorka w głównej roli stara się trochę za bardzo i jej niektóre sceny wychodzą niezamierzenie komicznie. A sama scena seksu, jest wzięta po prostu znikąd. W Batman v Superman jest scena, w której główne postacie przestają walczyć, po tym, jak odkrywają, że oboje mają mamy o imieniu Marta. Tutaj dwójka bohaterów się pie$^**ć się jak króliki, kiedy odkrywają, że obydwoje stracili swoich rodziców. Przed seksem dzielą jakieś dwie minuty czasu ekranowego. Jeśli niektóre filmy pornograficzne mają więcej rozwoju postaci niż twoje dzieło, to może lepij nieco poprawić scenariusz? A skoro już jesteśmy przy seksie, to warto wspomnieć o scenie z Meat Loaf, w której ten gra właściciela domu uciech dla wampirów. Krytycy niemiłosiernie kpili z faktu, że do tej sceny Boll zatrudnił prawdziwe prostytutki. Tymczasem w dzisiejszych czasach tego typu praktyki już nikogo nie dziwią. Prostytutki i gwiazdy porno coraz częściej brylują na ekranie, grając pracownice fachu pokrewnego miłości – szczególnie w produkcjach HBO. Uwe Boll okazał się pod tym względem wizjonerem. Może dzięki temu ostatniemu zdaniu, Boll nie wyzwie mnie na pojedynek bokserski.

Nie wiem, czy aktorzy grający Bloodrayne, znali już reputację Bolla, ale kilku z nich zdaje się celowo sabotować film. Billy Zane gra w tak idiotycznej peruce, że wygląda niczym jak postać z teledysku Body Movin Beastie Boys. Ciężko powiedzieć czy aktor, pozwalając sobie ją założyć na głowę, myślał, że gra w jakieś parodii, czy mu po prostu nie zależało i liczył się tylko przelew z odpowiednią ilością zer. Sir Ben Kinglsey pojawia się tylko w kilku scenach i w każdej z nich ma kamienną twarz. Żadnej emocji, zupełnie jakby za zadanie miał grać posąg. To celowe działanie, czy dzień przed zdjęciami przedawkował botoks?

  House of the Dead Uwe Bolla - recenzja | Adaptacje gier komputerowych

Jednak specjalne wyróżnienie idzie do Michaela Madsena. Gdybyśmy wzięli Stevena Seagala, naszprycowanego końską dawką środków uspokajających, wykrzesalibyśmy z niego więcej emocji niż z ulubieńca Quentina Tarrantino. Swoje kwestie wypowiada, na tak zwane odpier%^* się”. Brak w tym nie tylko emocji, ale i jakiegokolwiek zainteresowania. Podczas walk sprawia wrażenie, jakby nie chciało mu się nawet dobyć miecza. A scena jego śmierci jest chyba najgorzej zagraną w historii kina. Trzymany przez przeciwników i przeszyty mieczem aktor wygląda, jakby był co najwyżej lekko poirytowany. Jeśli w jego grze można znaleźć coś dobrego, to fakt, że jego wyraz twarzy idealnie oddaje wyraz twarzy widza oglądającego film.

Bloodrayne okazał się cztery razy lepszy od poprzedniego dokonania Bolla, gdyż dostał aż 4% pozytywnych recenzji. Mimo bycia komercyjną porażką, wystartował własną franczyzę, składającą się z trzech części.

BloodRayne 2: Deliverance

Druga część z podtytułem Deliverance powstała dwa lata później. Boll ponownie zasiadł na stołku reżyserskim, jednak obsada uległa całkowitej zmianie. Najważniejszą zmianą jest oczywiście występująca w roli Rayne, Linn Natassia Malthe.
Fabuła dzieje się około 100 lat po wydarzeniach z pierwszej części. Rayne trafia do małego miasteczka na dzikim zachodzie, opanowanego przez bandę Billy’ego the Kida. Wszyscy jej członkowie są wampirami, a mieszkańcy miasteczka mają być ich kolacją.

Bloodrayne 2 próbuje kombinować tematykę wampirów z westernem, jednak pod okiem Bolla możemy mieć pewność, że eksperyment ten się nie uda. Już po pierwszych 15 minutach zapętlona w kółko melodia skopiowana z jakiegoś spaghetti-westernu zaczyna irytować. Fabuła jest jeszcze bardziej bezsensowna niż w części pierwszej. Jedynym pozytywnym aspektem całego filmu, jest scenografia, która jak na film Bolla jest nawet dopracowana. No ale krytycy nie docenili nawet tego aspektu, równając film z ziemią.

Film trafił bezpośrednio na DVD/Blu-ray. Nie ma nigdzie oficjalnych danych ze sprzedaży, ale jakakolwiek by nie była, Boll musiał być zadowolony, gdyż powstała część trzecia.

BloodRayne 3: The Third Reich

Tym razem akcja dzieje się podczas drugiej wojny światowej. Rayne pomaga francuskiemu ruchowi oporu w walce przeciw nazistom. Jeden z niemieckich oficerów, na skutek ugryzienia Rayne zmienia się w wampira i postanawia przekazać swoja krew Adolfowi Hitlerowi, aby zapewnić wodzowi Trzeciej Rzeszy nieśmiertelność.

Bloodrayne 3 tak jak poprzednie odsłony ma idiotyczny scenariusz i jeszcze bardziej dziadowskie efekty. Tym razem Boll odkrył uroki kręcenia z ręki, więc przez blisko półtorej godziny możemy podziwiać trzęsący się ekran. Mimo dosyć nisko ustawionej poprzeczki, filmowi udaje się opuścić ją jeszcze niżej. Nawet statyści są tragiczni. Dziwi to trochę, gdyż Bollowi udało się zgromadzić przyzwoite $10mln, a zdjęcia były kręcone w Europie Wschodniej, gdzie za taką sumę można by nakręcić z pięć podobnych filmów.

Blubberella – parodia Bloodrayne

Tak wiele filmów do nakręcenia, a tak mało czasu, musiał którego dnia pomyśleć Boll. Aby zaradzić problemowi niedostatku swoich tytułów, Uwe wymyślił, że nakręci w tych samych scenografiach dwa filmy jednocześnie! Wszystko już jest gotowe, wystarczy kazać zagrać tym samym aktorom bardziej humorystycznie. Jak pomyślał, tak zrobił i używając tych samych lokacji, nakręcił parodię Bloodrayne 3 zatytułowaną Blubberella. Większość ujęć, w filmie jest identyczna z pierwowzorem i nawet do niego nawiązuje. Jakiego poziomu jest to parodia? No cóż, skoro główna bohaterka trylogii jest szczupła i wysportowana, tutaj w głównej roli obsadźmy otyłą aktorkę i żeby było śmieszniej, każmy jej podczas scen sie obżerać. Kurtyna. Takiego właśnie kalibru dowcipy serwuje nam mistrz Boll. Żeby było śmieszniej na okładce mamy slogan o dwóch i pół kobiecie. Innym powracającym gagiem są anachronizmy. Główna bohaterka wchodzi przy pomocy swojego laptopa na jewish dating” (akcja dzieje się podczas drugiej wojny światowej), a postacie czasami nawiązują do Elvisa czy Disneylandu. Złoto.

Aby oddać sprawiedliwość, w całym filmie jest kilka udanych żartów. Przykładowo, jeden z bohaterów podczas interwencji opowiada naziście łamiącym głosem, jak przez niego stracił ludzi, na których mu bardzo zależało. Po czym zaczyna ich wymieniać: członek ruchu oporu numer jeden, członek ruchu oporu numer dwa, członek ruchu oporu numer trzy… Oczywiście scena zostanie za chwilę zrujnowana przez kilka kolejnych, zupełnie nietrafionych dowcipów.

Film najłatwiej porównać do tak zwanych bloopers, czyli nieudanych zabawnych ujęć dokładanych do wydań Blu-Ray. Czasami aktor się gdzieś przejęzyczy, czasami coś zaimprowizuje, albo wytnie kawał koledze. I właśnie tak ogląda się Blubberellę. Jak zlepek nieudanych ujęć i gagów z planu. Nie jest to humor dla każdego, ale mimo wszystko i tak jest to najlepszy z filmów o przygodach wampirzycy.

Cofnijmy się teraz do 2005. Po premierze nagrodzonego dwoma nominacjami do złotej maliny BloodRayne. Uwe rozpoczął prace nad kolejnym filmem opartym o grę komputerową – Dungeon Siege. Do tej pory najdroższym dymem Bolla był omawiany wyżej Bloodrayne, który kosztował $25m. Tym razem niestrudzonemu Niemcowi udało się zgromadzić ich aż 60! Czy tym razem się uda? (spoiler: nie).

Dungeon Siege: W imię króla – recenzja | Adaptacje gier komputerowych

Jeden komentarz

  1. Jak z twórczości Bolla obejrzałem tylko Far Cry i czytałem o reszcie jego dzieł, to i tak podziwiam chłopa – musi naprawdę mieć gadane, że tyle razy zebrał takie sumy na swoje filmy, mimo, że jego sława go wyprzedzała

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *