Mortal Kombat: Porwanie – recenzja | Adaptacje gier komputerowych

Po porażce Mortal Kombat: Annihilation, Threshold Entertaiment, czyli firma posiadająca prawa do marki wycofała się chwilowo z kolejnych projektów kinowych i postanowiła spróbować sił w telewizji. W ten sposób w październiku 1998 zadebiutował serial Mortal Kombat: Porwanie. Fabuła jest luźno inspirowana wątkami z oficjalnej mitologii gry, wymieszanymi ze scenami i postaciami, które zostały wymyślone na potrzeby serialu. Akcja ma miejsce około 500 lat przed wydarzeniami z pierwszego filmu kinowego. Cały serial doczekał się jednego sezonu – łącznie 22 odcinki.

Mortal Kombat to turniej, w którym wojownicy z różnych wymiarów walczą na śmierć i życie o losy swojego świata. Jeśli przegrają, imperator Shao Kahn może podbić wymiar, z którego pochodzą, dodając go do swej licznej kolekcji. Jego czempionem jest Shang Tsung – niepokonany czarownik, który wysysa dusze pokonanych przeciwników, zyskując ich siłę. Nieoczekiwanie podczas walki z reprezentantem królestwa ziemi zostaje on pokonany przez młodego mnicha Kung Lao. Wściekły imperator za karę zsyła czarnoksiężnika, do przymusowej pracy w kopalni. Niestety zwycięstwo w turnieju nie zapewnia spokoju mnichowi. Kung Lao jest teraz postrzegany jako obrońca królestwa Ziemi i ciąży na nim odpowiedzialność za los naszej planety. Na skutek pewnych zbiegów okoliczności Kung Lao poznaje dwójkę towarzyszy: złodziejkę Taję i ochroniarza Siro. Przy ich pomocy, główny bohater planuje wytrenować armię wojowników do następnego turnieju Mortal Kombat. Niestety nie będzie im dane dokonać tego w spokoju. Shao Kahn chce się upewnić, że następny turniej pójdzie po jego myśli, więc wymyśla kolejne intrygi mające na celu zgładzenie wojowniczego mnicha. Na dodatek uwięziony w kopalni Shang Tsung, poprzysiągł zemstę i robi co w jego mocy, aby odegrać się za upokarzającą porażkę w turnieju i ponownie wkraść w łaski imperatora.

Marotal Komabt: Conquest cast
Troje głównych bohaterów. Tylko pan pośrodku umie się bić, pozostała dwójka musiała korzystać z dublerów

Towarzysze Kung Lao, którzy pomagają mu trenować wojowników na następny turniej, nie pochodzą z żadnej gry. Podobnie jest z postacią Vorpax, czyli kobietą uwięzioną w kopalniach kobaltu razem z Shang Tsungiem. Oprócz tego mamy wiele postaci pobocznych powracających w kolejnych odcinkach: Baron Zeyland, jego córka Geneviere (ukochana Kung Lao), wiedzma Omegi, Kiri, Ankha, Siann, Mikam, Sora, Kreeya i Cassar… I mógłbym tak jeszcze długo wymieniać. Widać, że twórcy serialu próbowali zbudować własną mitologię, jednak aby nie alienować fanów marki, wprowadzono też sporo postaci z gry. Zobaczymy Skorpiona, Sub-Zero, Kitanę, Noob Saibota, Quan Chi, Mileena, Raina, Reiko, Goro i Smoke.

Niestety, mimo iż fabuła wszystkich odcinków Mortal Kombat: Porwanie ma tworzyć całość, tak naprawdę główna oś historii jest rozwijana jedynie w pierwszym i dwóch ostatnich odcinkach a reszta to odcinki-zapychacze niczym z jakiegoś procedurala. Niektóre z tych odcinków są przyzwoite, inne natomiast wydają się wyjęte żywcem z jakiegoś serialu młodzieżowego. Wszystkie bazują na tym samym schemacie – Shang Tsung wymyślił kolejny plan, nasyła jakiegoś zabójcę, nasi bohaterowie walczą z nim, pokonują go…i koniec odcinka. Pozostałe wątki leżą odłogiem i czekają na swoją kolej.

Podobnie jak film kinowy, serial łagodzi ekranową przemoc, więc nie uświadczymy tutaj wyrafinowanych fatality. Jednak żeby nie było nudno, twórcy co chwila rzucają na ekran jakąś półnagą niewiastę. Młodsi czytelnicy mogą nie pamiętać, ale druga połowa lat 90. w telewizji cechowała się nadmiernym seksualizowaniem kobiet. Oczywiście telewizja robiła to wcześniej, ale apogeum takich programów przypada właśnie wtedy. Na jednym kanale mogliśmy oglądać Davida Hasselhoffa biegnącego razem z biuściastymi ratowniczkami, a na innym wojowniczą księżniczkę ubraną w zbroję składającą się z kusej spódniczki i metalowego biustonosza. Jeszcze inny popularny serial prezentował starożytną Grecję jako miejsce, w którym kobiety ubierały się jak modelki Victoria secret. Tę telewizyjną tandetę na ogół cechowały: przeciętne aktorstwo, kiepski scenariusz, bardzo słabe efekty specjalne, przypominające wczesne gry na playstatation oraz mnóstwo obfitych piersi. Im słabsze były trzy pierwsze elementy, tym piersi były większe i okazalsze. I zgodnie z zasadą sex sells, seriale te były bardzo popularne. Słoneczny Patrol swego czasu był najchętniej oglądanym serialem na całym świecie. Tym właśnie tropem podąża serialowa wersja Mortal Kombat. Już w Mortal Kombat: Annihilation było sporo półnagich pań, ale tutaj, praktycznie każda postać kobieca ocieka seksapilem i jest ubrana w tak kuse ubranie, jak to tylko możliwe. Dość wspomnieć, że większość kobiecej obsady najbardziej znana jest z brylowania na okładkach różnego rodzaju magazynów dla panów. Nawet na drugim planie, w tle ciągle chodzą panie, przypominające modelki, a nie zwykłe kobiety. Twórcy oczywiście korzystają z tych walorów, poprzez odpowiednie stroje i ustawienia kamery. O dziwo, mimo iż castingu dokonywał zapewne Harvey Weinstein, większość aktorek gra na w miarę przyzwoitym poziomie (oczywiście mówimy tu o poziomie serialu telewizyjnego). I nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciw oglądaniu pięknych kobiet, ale kiedy ma to nam zastępować fabułę i grę aktorką, to zaczyna mi to przeszkadzać.

  Genialny foreshadowing w serialu Gra o tron
ładne panie mortal kombat
Jeśli nie wiesz czy wypełnić dziury fabularne, oto mała podpowiedź

Jednak seks nie powinien przesłonić nam całego obrazu, wszak Mortal Kombat to przede wszystkim sztuki walki. A w tym aspekcie bywa różnie. Większość pojedynków odbywa się jeden na jednego, ale mamy też starcia grupowe. Walki są nastawione na jak największa efektowność, więc o jakimkolwiek realizmie możemy zapomnieć. Niektóre sceny walki są przyzwoite, niestety czasami rażą nadmiernym używaniem linek, co powoduje, że postacie wyglądają, jakby grawitacja ich nie dotyczyła. Nawet prosta scena walki musi mieć kilka obowiązkowych salt i fikołków. Twórcy mają prawdziwy fetysz na tym punkcie. Za pierwszym razem te wygibasy mogą nam się nawet podobać, ale po kilku odcinkach zaczyna to być nużące. To już nie jest walka, tylko jakiś balet albo popisy cyrkowe. Niestety tego typu scen jest zatrzęsienie. Widać też, że głównego bohatera dubluje kaskader. Montażysta się nie popisał. To spora bolączka całego serialu, biorąc pod uwagę, że dwóch z trzech głównych aktorów nie ma pojęcia o sztukach walk i w każdej scenie musieli używać dublera.

Postacie jak to często bywa w telewizji, są sympatyczne. Na czoło wysuwa się trójka głównych bohaterów, między którymi naprawdę czuć chemię. Niestety żaden z tych aktorów nie zrobił większej kariery po serialu Najbliżej dużej sławy, była Kristanna Loken, która wkrótce po zakończeniu serial dostała angaż do trzeciej części Terminatora. Niestety porażka tego filmu, wraz z kilkoma złymi decyzjami w wyborze ról (granie u Uwe Bolla) pogrzebała jej karierę i od kilku lat możemy ja oglądać głównie w telewizji. Paolo Montalban grający Kung Lao, nie miał nawet takiej szansy i od czasu zakończenia serial gra jedynie w serialach postacie trzeciplanowe. Nieco lepiej poradził sobie Daniel Bernhardt, który co jakiś czas gra drugi plan w superprodukcjach (Matrix, Logan, Atomic Blonde, Igrzyska Śmierci). Z aktorów warto jeszcze wspomnieć Jeffreya Mekka. Gra on podwójną rolę: Shao Kahna i Raidena. W tej drugiej roli jest szczególnie dziwny, gdyż zachowuje się jak jakiś wyluzowany hipis a nie bóg piorunów.

Raiden mortal kombat porwanie

Serialowi Mortal Kombat: Porwanie nie udało się utrzymać w telewizji. Po zaledwie jednym sezonie składającym się z 22 odcinków produkcja została anulowana. Co ciekawe serial cieszył się sporą oglądalnością, a na decyzji zaważył po prostu coraz wyższy koszt produkcji. Twórcy serialu postanowili więc odejść z wielkim hukiem.

UWAGA SPOILER

Ostatni odcinek Mortal Kombat: Porwanie zakończył się oszałamiającym cliffhangerem, w którym Shao Kahn zwycięża, podbijając Ziemię i zabijając wszystkich bohaterów serialu. Podczas końcowego pojedynku między Shao Khanem a Raidenem, okazuje się, że Imperator w trakcie walki przeniósł arenę walki do zaświatów, gdzie moce Raidena nie działają. Dzięki temu Imperator pokonuje go bez żadnego wysiłku. W następnie scenie widzimy upokorzonego klęczącego Raidena, któremu tryumfujący Shao Khan pokazuje swoje trofea wojenne z podboju Ziemi. Widzimy przedmioty należące do większości postaci wraz z krótkimi przebitkami pokazującymi ich los. Shao Khan pokazuje też, jak Ziemia przechodzi pod jego kontrolę. Trzeba przyznać że jest to jedno z najmroczniejszych serialowych zakończeń w historii.

Shao Khan Mortal kombat porwanie

W Internecie krąży wiele teorii na temat zakończenia serialu. Niektórzy spekulują, że dwa ostatnie odcinki miały być tylko snem Kung Lao, ostrzegającym go przed przyszłymi wydarzeniami. Niektórzy zwracają też uwagę, że tak naprawdę nie widzimy śmierci bohaterów na ekranie i mógł to być podstęp Imperatora, aby jeszcze bardziej upokorzyć i złamać boga piorunów.

Prawda jest bardziej prozaiczna, sezon pierwszy Mortal Kombat: Porwanie faktycznie miał się zakończyć cliffhangerem, jednak nieco innego kalibru, bez śmierci głównych postaci. Jednak nagła decyzja o odcięciu finansowania oznaczała, że nie było czasu ani środków na zamknięcie historii i twórcy po prostu znaleźli najtańszy środek na ucięcie wszystkich wątków. Uważne oko zauważy, że fragmenty pokazujące los postaci to tak naprawdę fragmenty walk z innych odcinków, a fragmenty, w których Kahn podbija ziemię to sceny z Mortal Kombat: Annihilation. Twórcy przez pewien czas mieli jeszcze nadzieję na przywrócenie serialu na antenę, a kiedy do tego nie doszło, chcieli sfinalizować historię w formie komiksu. W komiksie starzy bogowie mieli odwrócić skutki nielegalnych działań Shao Khana, przywracając do życia główne postacie i uwalniając Ziemię spod jego wpływu. Tak czy inaczej, nie udało się doprowadzić żadnego z tych projektów do końca i na chwilę obecną serial jest uznawany za niekanoniczny.

Mortal Kombat: Porwanie to serial ze zmarnowanym potencjałem. Twórcy wykreowali ciekawy świat i sympatycznych bohaterów, tylko po to aby zanurzyć ich w infantylnym scenariuszu, którego niedostatki miały być przesłonione kusymi spódniczkami i efektownymi akrobacjami. Bardzo szkoda bo kilka wątków było naprawdę interesujących a cała historia mogła być dużo lepsza.

5/10

Mortal Kombat: Annihilation (Mortal Kombat: Unicestwienie) – recenzja

Mortal Kombat 1995 – recenzja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *