Skazany (Shot Caller) – recenzja filmu z 2017

Shot Caller w skrócie: Bogaty biznesmen trafia do więzienia i pnie się po szczeblach przestępczej kariery.

Więziennych dramatów jest całkiem sporo. Tytuły takie jak „Więzień Nienawiści”, „Skazaniec”, „Prorok”, czy nawet genialny serial „Oz”, starają się pokazywać życie za kratami w możliwie najbardziej realistyczny sposób. Do tego grona właśnie dołączył „Shot Caller”. Głównymi gwiazdami widowiska są znany z „Gry o Tron” Nicolaj Coster-Waldau oraz Jon Bernthal, bardzo dobrze znany miłośnikom zombie i komiksów o Franku Castle. Ten pierwszy gra Jacoba, maklera giełdowego, który spowodował wypadek samochodowy, za który trafia do więzienia, gdzie zaczyna pracować dla aryjskiego gangu, w krótkim czasie stając się jednym z ważniejszych ludzi w organizacji. Nie zdradzam tu żadnych spoilerów, bo dowiadujemy się o tym już na początku filmu, kiedy Jacob wychodzi na wolność i zaczyna kontynuować swoją przestępczą karierę. Fabuła toczy się dwutorowo, oglądamy głównego bohatera próbującego dobić dużego targu, zaraz po wyjściu z więzienia, oraz flashbacki, z których dowiadujemy się, jak wypracował sobie tak wysoką pozycję.

Niestety w gronie wymienionych przeze mnie wyżej filmów i seriali „Shot Caller” wypada kiepsko. Po pierwsze, wszystko pokazane w filmie już widzieliśmy w innych tego typu filmach. Po drugie główny bohater jest zagrany słabo. Sama przemiana głównego bohatera jest dosyć wiarygodna, ale Nicolaj, nie wypada zbyt dobrze jako bezlitosny morderca. Po trzecie scenarzyści obrali zbyt duże skróty. Po przybyciu do więzienia bohater niemal od razu wdaje się w bójkę i zaczyna angażować się w pracę dla gangu. Zabrakło scen przejściowych, które by pokazały co się właśnie dzieje w głowie bohatera i dlaczego dokonał takiego a nie innego wyboru. Dałoby to szanse na zagranie kilku dramatycznych scen, w których Nicolaj czuje się dobrze. Po czwarte fabuła dziejąca się w teraźniejszości jest zbyt zagmatwana. Nie za bardzo wiemy, dlaczego pewne rzeczy się dzieją i jakie motywacje kierują postaciami. Po piąte, wątek rodzinny potraktowano po macoszemu, wydaje się on być doczepiony na siłę.

  Road 96 - recenzja
Jon Bernthal Frank Shotgun
Jon Bernthal jako „Shotgun”

Dla równowagi wymienię dobre rzeczy: wszystkie sceny więzienne są zrealizowane porządnie, Jon Bernthal aktorsko jak zawsze nie zawodzi a pewna scena z nim i Nicolajem to naprawdę kawał mocnego kina. Ogólnie film warto obejrzeć, jeśli jesteśmy fanami więziennych klimatów, lubimy filmy o gangach i szukamy twardego męskiego kina. Natomiast jeśli szukamy dramatu człowieka za kratami z dobrym rysem psychologicznym, możemy sobie ten tytuł odpuścić.

Ocena 6/10

2 komentarze

    • Szczerze dla mnie zdecydowanie to jedna z lepszy roli jego roli, co do bójki to bohater wiedział że jeżeli nie pokona w walce jednego z ”ich” będzie gnębiony jako ten świeży.

      Moja ocena to mocne 8 i dodanie do ulubionych chociaż fanem kina więziennego i wszelakiego thrillerów nie jestem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *