Szybka recenzja – Nago od Netflixa (Naked)

„Nago” to wyprodukowana przez Netflixa komedia z Marlonem Wayansem w roli głównej. Jest to remake szwedzkiej produkcji pod tytułem „Naken” z 2000. Fabuła opowiada o nauczycielu Robie (Marlon Wayans), który ma właśnie ożenić się z córką bogatego biznesmena – Megan (Regina Hall). Dla niej ma to być najważniejszy dzień w życiu i wszystko musi być perfekcyjnie przygotowane. Rob traktuje ślub z trochę większym luzem, nie za bardzo się przykłada do przygotowań na zasadzie „jakoś to będzie”. W ostatni wieczór idzie ze swoim drużbą na drinka i budzi się na drugi dzień, kompletnie nagi, w windzie, do której właśnie wsiadają ludzie. Jest jedenasta, więc ma godzinę na dotarcie na uroczystość. Niestety jak można się domyślić, nagiemu mężczyźnie ciężko jest przemieszczać się po mieście i zostaje szybko aresztowany. Jednak kiedy mija godzina dwunasta, Rob ponownie budzi się w windzie i wszystko zaczyna się od nowa.

Magnesem który mnie przyciągnął do tej produkcji był Marlon Wayans, znany z wielu komedii nakręconych razem ze swoimi braćmi. To oni zapoczątkowali cykl „Straszny Film”, nakręcili „Agenci Bardzo Specjalni” czy „Dom Bardzo Nawiedzony”. Ten dosyć specyficzny rodzaj humoru trafia do mnie i chociaż zdarzały im się wpadki, jak „50 Twarzy Blacka” na ogół ich komedie mają wystarczającą dawkę rubasznego humoru, aby zostawić widzów zadowolonych po seansie. Tutaj jednak nie uświadczymy nic z tych rzeczy. Z ekipy Wayansów, tylko Marlon jest zaangażowany i nie znajdziemy tu nic z charakterystycznego humoru wesołych braci. Chociaż zwiastun zapowiada połączenie „Dnia Świstaka” z „Kac Vegas”, tak naprawdę otrzymujemy lekką i przyjemną komedyjkę romantyczną. Nie jest to niestety film, który ciągle masuje nam przeponę, ale ma kilka scen, które mogą nas rozbawić. Scenariusz nas raczej niczym nie zaskoczy, jeśli widzieliśmy już film w podobnym stylu o pętli czasu, to w zasadzie widzieliśmy ten film. Bohater, przeżywając dzień na nowo, pozna nowych przyjaciół, nauczy się odpowiedzialności i pokocha swoją wybrankę jeszcze bardziej. Szkoda, że cały szkielet fabularny opiera się w zasadzie na jednym skeczu powtarzanym w kółko. Mniej więcej w połowie filmu możemy się poczuć lekko znużeni. Jedyne co wtedy ratuje ten film to ekspresyjna twarz głównego bohatera. A szkoda, bo mogło być dużo lepiej.

  South Park: Fractured but whole (Razem ale zżyci) - recenzja

Moja ocena 6/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *