Pan Samochodzik i Niewidzialni to dziesiąta część przygód Pana Samochodzika. Książka jest próbą powrotu do korzeni. Po super-dydaktycznym Winnetou, skupiającym się na ochronie przyrody, znowu dostajemy poszukiwania skarbu, podróżowanie i przygodę. Tomasz nieoczekiwanie otrzymuje awans a wraz z nim nowego podwładnego – piękną Monikę, która ma ambicje detektywistyczne, mnóstwo dobrych chęci i osobowość absolutnie niepasującą do swojego spokojnego szefa. Od tego momentu zawiązuje się skomplikowana intryga. Pewien bogaty Niemiec, ukrył gdzieś w Polsce wszystkie swoje kosztowności oraz bezcenne manuskrypty i listy. Jego córka pertraktuje z ministerstwem kultury odzyskanie tego skarbu. Ona poda miejsce ukrycia, w zamian będzie mogła zatrzymać biżuterię rodową, a ministerstwo przejmie całą resztę. Niestety kontakt z nią się urywa. Jednocześnie do Polski przyjeżdża bardzo znany handlarz antykami. Tomasz podejrzewa, że sprawy się łączą, a człowiek ten nie pojawił się w naszym kraju przypadkowo.
Nienacki w każdej części przygód Samochodzika próbował czegoś nowego. Mieliśmy kryminał, powieść drogi, powieść szpiegowską, ekologiczny moralitet itd. W Pan Samochodzik i Niewidzialni mamy do czynienia z „The Best of Nienacki”. Nie jest to żadna wada, bo miło jest, kiedy czytamy i przed oczyma stają nam inne książki z cyklu. W końcu przy dziesiątej części cyklu, można pozwolić sobie na małe autocytaty. Pojawiają się sceny, które przywodzą na myśl większość najlepszych części serii. Scena przyjmowania Moniki do pracy przypomina nam „Niesamowity Dwór”, podróże po Polsce w celu odnalezienia ukrytych przez Niemca manuskryptów to prawie „Księga Strachów”, sceny z Winnetou przypominają nam o dziewiątej części cyklu, a szef Niewidzialnych przywodzi na myśl Johna Blacka zwanego Fantomasem. Takich podobieństw można znaleźć więcej.
Książka zaczyna się bardzo dobrze. Dostajemy typowe dla Nienackiego starcie dwóch przeciwstawnych charakterów, co generuje sporo humoru. Mamy też genialne rozprawienie się z mitami o pracy detektywa, którymi karmią nas filmy. Próba śledzenia kogoś kończy się dosyć niefortunnie, a szybka jazda celem zgubienia „ogona” oznacza mandat. W początkowych rozdziałach fabuła jest wciągająca i sprawia, że mamy ochotę na więcej. Jednak po bardzo dobrym wprowadzeniu, zaczyna się chaos fabularny. Mam wrażenie, że Nienacki za bardzo próbował uatrakcyjnić fabułę. Pojawia się Batura, na scenę wkraczają tytułowi Niewidzialni, czyli sycylijska mafia (?!), wracają Winnetou i Wielki Bóbr, a fabuła przenosi się do Frankfurtu. Później wszyscy podróżują po Polsce w poszukiwaniu ukrytych przez Niemca dokumentów. Tomasz podejrzewa ludzi ze swojego otoczenia o pracę dla Niewidzialnych po czym zawiera z nimi sojusze (także z Baturą). W pewnym momencie Samochodzik w ogóle przestaje nas informować, o tym, co planuje i wykonuje pozornie bezsensowne ruchy. W końcówce oczywiście dowiadujemy się, że te posunięcia miały sens, ale całość, mimo iż satysfakcjonująca, nie ma tego samochodzikowego klimatu. Ze względu na stopień skomplikowania intrygi Nienacki używa najprymitywniejszego środka literackiego – ekspozycji. Abyśmy się nie pogubili w tych wszystkich sojuszach i zdradach, postacie przy każdej okazji wyłuszczają sobie swoje motywacje i plany z gracją bondowskich przeciwników.
Czarci Ostrów czyli Fort Lyck na mapie google |
Nie podobały mi się też gangsterskie klimaty. Głównymi przeciwnikami są mafiozi, co nie pasuje do tradycyjnych przestępców-dżentelmenów. Dochodzi do porwań, zastraszania, a wiązanie kogoś liną jest na porządku dziennym. W pewnym momencie Tomasz uczestniczy nawet w swego rodzaju oblężeniu z udziałem broni palnej (!). Książka czasami ociera się o tanią szpiegowską literaturę. Tomasz często narusza swój własny kodeks honorowy. Kiedy znajduje związanego człowieka, zamiast go rozwiązać, postanawia go…przesłuchać. Podobnie, kiedy negocjuje z bandziorami uwolnienie porwanego człowieka. Dowiedziawszy się że mają oni też związanego Baturę, mówi im, że mogą go sobie zatrzymać. Bardzo to odstaje od ustalonego do tej pory wzorca szlachetnych zachowań Tomasza. Batura też przechodzi dziwną metamorfozę. W pierwszych rozdziałach błyskawicznie rozgryza pomocnicę Tomasza, jednak później zmienia się w mało inteligentnego rzezimieszka, który daje się kiwać innym mało inteligentnym rzezimieszkom, a na końcu nabiera się na niemal dziecinne oszustwo Tomasza.
Wyspa Czarci Ostrów. Zdjęcie pochodzi z Wikipedii |
Niewidzialni zostali opisani jako działająca na całym świecie organizacja przestępcza, mająca wystarczające środki, aby okraść dowolne muzeum. Szajka działa niczym współczesne organizacje terrorystyczne albo wywiad – jest podzielona na małe, nieznające się nawzajem komórki, połączone siecią łączników. Bardzo groźna i poważna grupa przestępcza. Jednak osoby zwerbowane w Polsce przypominają gang Olsena. Domyślam się, że miał być humor i lekkość, jednak wyszła parodia i pastisz. Przeciwnicy Tomasza nigdy nie byli idiotami. Skałbana, Kuryłło, Malinowski, Czarny Franek…lista jest długa jednak żaden z przeciwników Tomasza nie był głupcem, a polski oddział Niewidzialnych ewidentnie składa się z samych idiotów.
Jednak największym zarzutem z mojej strony jest sposób, w jaki intryga zostaje rozwiązana. UWAGA SPOILER. Otóż w końcówce dowiadujemy się, że za wszystkim stał Tomasz, który zwyczajnie wszystkich rozegrał. Dlaczego mam z tym problem? W poprzednich częściach Tomasz wygrywał ze swoimi przeciwnikami przy pomocy kombinacji wiedzy i odrobiny szczęścia. Samochodzik dawał się wodzić za nos Kurylle, przed długi czas nie wiedział co jest tajemnicą dworu w Janówce, potrzebował też czasu, aby rozwikłać system Fantomasa. Nie był on intelektualnym Supermanem, tylko ponadprzeciętnie spostrzegawczym amatorem. Zawsze był też do bólu uczciwy, brzydziło go kłamstwo, manipulacja i obłuda. Natomiast w tej części Tomasz okazuje się wielkim manipulatorem, który od początku rozgrywa wszystkich, włącznie ze swoją towarzyszącą mu na każdym kroku współpracowniczką. Nasz wielki władca marionetek, wygrał nie tylko z Baturą, wmawiając mu, że jest szefem potężnej organizacji, ale po drodze przewidział wszystkie kroki grupy Niewidzialnych, pakując w końcówce ich szefa do więzienia. Przy okazji też udało mu się odpowiednio pokierować krokami dwóch pięknych kobiet przebywających w jego otoczeniu, z których jedna już była swego rodzaju potrójnym agentem(!) oraz pomógł Interpolowi w rozbiciu międzynarodowej szajki. Szajki, z którą Interpol nie mógł sobie poradzić przez wiele lat. Robiąc to, jednocześnie pomógł przyjacielowi w potrzebie, załatwiając mu Niewidzialnych jako lokatorów. Rozumiem, że wszystko to miało zmierzać w kierunku najbardziej satysfakcjonującego zakończenia, po którym każdy fan samochodzików, będzie musiał zapalić papierosa aby ochłonąć, ale dla mnie takie rozwiązanie intrygi nie działa. To nie jest Tomasz. On nie potrafiłby manipulować ludźmi dookoła w takim stopniu. Tomasz zawsze był honorowy i prawy, nawet jeśli oznaczało to dla niego kłopoty, a z takim charakterem nie można być głównym rozgrywającym w międzynarodowej intrydze.
Dom Goethego |
Pan Samochodzik i Niewidzialni to książka z potencjałem na najlepszy z Samochodzików, jednak jej wykonanie, przekombinowana intryga i zbyt duże odstępstwa od ustalonego wzorca postępowania głównego bohatera, sprawiają, że jest jedną ze słabszych w cyklu. Są w niej ciekawe sceny, przypominające starsze części cyklu, jednak szkielet fabularny łączący je, jest bardzo słaby. Nawet postać Batury została nieco zmarnowana. Nie jest to część do której szybko wrócę.
I jeszcze kilka ciekawostek:
Tomasz patrzy z politowaniem na Monikę, która zabrała ze sobą w podróż komplet peruk. Jednak to on przez cały pierwszy rozdział, opowiadał jej, jakie to ważne w pracy detektywa jest udawanie kogoś innego. Nawet zaaranżował przed nią małą scenkę z dyrektorem Marczakiem. Poza tym w „Tajemnicy Tajemnic” twierdził, że zawsze ma sobą walizeczkę z przyborami do makijażu i sztucznymi brodami wąsami itp. Więc dziwne, że nagle się z tego naśmiewa.
Strefy ciszy faktycznie zostały ustanowione nad niektórymi jeziorami w tamtych latach. Oczywiście fikcyjny Winnetou nie miał z tym nic wspólnego, ale już sam Nienacki jak najbardziej. To on walczył o ustalenie takowej strefy w swoich okolicach. W 1999 roku prawo się zmieniło i powiaty same wyznaczają swoje strefy.
Udawana scena Tomasza z Marczakiem podczas przyjmowania Moniki jest trochę bez sensu. Tomasz mówi, że odgrywali scenkę, żeby ćwiczyć wcielanie się w innych ludzi, jednak w Tajemnicy Tajemnic było pokazane dokładnie, że Marczak jest kiepskim aktorem i nie potrafi przekonująco udawać. Kiedy pozował na zagubionego turystę, niemal od razu został przejrzany przez gospodarzy. Poza tym, Marczak z Tomaszem byli już w swoich rolach zanim Monika w ogóle weszła do gabinetu, więc to też jest bez sensu.
Począwszy od dziewiątej części, Tomasz zaczyna traktować swoje partnerki poważniej (w sensie romantycznym). W Winnetou po raz pierwszy poprosił kobietę o pocałunek (i dostał kosza), a tutaj mamy scenkę, w której wyobraża sobie Gretę jako swoją żonę.
Ministerstwo ma rozmach, żeby umieszczać Tomasza w takim hotelu. |
Hotel Arabella w którym Tomasz nocował w Niemczech to Sheraton. Wychodzi na to że skromny urzędnik nocował w jednym z najdroższych hoteli we Frankfurcie.
W Niewidzialnych Tomasz pokonuje drugą największą odległość w całej serii. Oczywiście numerem jeden jest „Człowiek z UFO„, gdzie w jedną stronę do Bogoty jest ponad 9000km, ale to jednak lot samolotem. Tutaj Tomasz z ekipą pokonuje ponad 4000 kilometrów różnymi środkami transportu. Na trzecim miejscu jest „Fantomas” z 3900km.
Pan Samochodzik i Złota Rękawica – Recenzja i garść ciekawostek