„Lost” to serial, w którym grupa pasażerów pechowego lotu rozbija się na tajemniczej wyspie. Łączący elementy przygodowe, dramatyczne i science fiction, serial szybko odniósł gigantyczny sukces i stał się jedną z najchętniej oglądanych produkcji telewizyjnych w historii. Ubisoft postanowił skapitalizować popularność serii, wydając „Lost: Via Domus” – przygodówkę przenoszącą nas w sam środek wydarzeń znanych z pierwszych sezonów. Czy ten tytuł jest spełnieniem marzeń fanów serialu, czy raczej tylko ciekawostką, po którą sięgną najbardziej zagorzali sympatycy?
Wcielamy się w cierpiącego na amnezję rozbitka o imieniu Elliott, który poszukuje swoich przedmiotów porozrzucanych w wyniku katastrofy po całej wyspie. Ich odnalezienie uruchamia retrospekcje, rzucające nieco więcej światła na to, kim jest główny bohater i jak trafił na pokład pechowego samolotu. Podczas eksploracji spotykamy znane z serialu postacie. Możemy wdać się z nimi w rozmowę lub pohandlować przydatnymi przedmiotami. Mechanika handlu jest bardzo uproszczona, ale niezbędna do ukończenia gry, ponieważ niektórych przedmiotów w żaden inny sposób zdobyć się nie da.
Lost: Via Domus – rozgrywka
Zwiedzane obszary wyspy podzielono na niewielkie sektory. Na samym początku biegamy po dżungli, próbując znaleźć wyjście z labiryntu ścieżek. W pewnym momencie, po obraniu kolejnego skrętu – choć wciąż jesteśmy w środku lasu – pojawia się ekran ładowania i magicznie teleportujemy się na plażę. Gdy później chcemy ją opuścić, gra po prostu pyta, czy chcemy przenieść się do wybranej sekcji. W niektórych miejscach rozwiązujemy proste łamigłówki. Kiedy na koniec etapu znajdujemy ważny dla Elliotta przedmiot, uruchamia się zapętlona scenka, a naszym zadaniem jest w odpowiednim momencie zrobić zdjęcie, co odblokowuje kolejną część wspomnienia.
Wielką wadą gry jest jej maksymalne uproszczenie. „Lost: Via Domus” nie stawia przed graczem praktycznie żadnego wyzwania. Weźmy na przykład przeprawę przez dżunglę. Abyśmy przypadkiem nie zabłądzili, twórcy porozrzucali po niej odłamki kadłuba samolotu, służące za drogowskazy. Jednak nawet to uznano za zbyt proste, więc dodano dodatkowe ułatwienie – po dojściu do takiego elementu Elliott automatycznie odwraca się w kierunku kolejnego. Okazjonalnie pojawia się czarny dym, ale nie stanowi on realnego zagrożenia, bo widać i słychać go z daleka, a „potwór” nie reaguje na nas, dopóki nie podejdziemy bardzo blisko. Innym utrudnieniem mieli być chowający się na drzewach snajperzy „Innych”, jednak ich celność przywodzi na myśl imperialnych szturmowców.
Jak na grę wydaną w 2008 roku, grafika prezentuje się całkiem dobrze. Szczególnie ładnie wygląda gęsta roślinność dżungli i dość wiernie odwzorowane kluczowe elementy serialu (np. bunkier z drugiego sezonu). Całkiem dobrze oddano też wygląd postaci. Niestety, dobre wrażenie znika, gdy zaczynają się one poruszać lub rozmawiać, ponieważ mimika i ruchy są bardzo nienaturalne.
Oprawa dźwiękowa świetnie naśladuje ścieżkę muzyczną serialu, co nie dziwi, bo oba projekty mają tego samego kompozytora. Pewne zastrzeżenia można mieć za to do dubbingu. Tylko kilku aktorów znanych z serialu powróciło do swoich ról, reszta postaci została zagrana przez aktorów głosowych. Niektóre głosy (Jack, Kate) są podłożone tak dobrze, że trudno je odróżnić od oryginałów, ale Charlie brzmi co najmniej dziwnie, a Sawyer przypomina niezamierzoną parodię. Dodatkowym problemem jest brak odgłosów tła – niezależnie od tego, czy rozmawiamy na plaży, w dżungli czy w pomieszczeniu, głosy brzmią identycznie, bez echa czy szumu otoczenia (mewy, szum morza itp.).

Gra jest dość krótka i bardzo liniowa. Można ją ukończyć w około 5 godzin, a jeśli ktoś uprze się na zebranie wszystkich znajdziek, zajmie to maksymalnie 6 godzin. Dla fanów serialu najważniejsza będzie jednak nie długość rozgrywki, a liczba udzielonych odpowiedzi na zagadki z serialu. Niestety, mamy złą wiadomość: w grze nie pojawiają się żadne wyjaśnienia. Wątek Elliotta jest niekanoniczny (postać nie występuje w serialu), a wydarzenia z gry nie rzucają dodatkowego światła na ogólną mitologię.
„Lost: Via Domus” to tytuł niemal wyłącznie dla fanów serialu. Jeśli po obejrzeniu „Lost” nabraliście ochoty na wirtualne zwiedzanie wyspy, gra może stanowić tego namiastkę. Jeśli jednak liczycie na odpowiedzi na dręczące was pytania i poszerzenie uniwersum, srogo się rozczarujecie. „Lost: Via Domus” nie wnosi bowiem niczego nowego do mitologii i nie pokazuje nic, czego nie widzielibyście już w serialu. Krótki czas rozgrywki, liniowość i skromna głębia mechanik sprawiają, że nawet entuzjazm największych fanów „Lost” może szybko ulecieć.