Leisure Suit Larry 6: Shape Up or Slip Out! (Z impetem w głąb) – recenzja

Po rozejściu się z Patti Larry znów jest singlem i szuka drugiej połówki. Okazja jak zwykle wpada mu w ręce sama. Bohater przez przypadek trafia do teleturnieju, w którym w nagrodę wygrywa pobyt w ekskluzywnym uzdrowisku. Ponieważ jest klientem niepłacącym, obsługa traktuje go jako gościa drugiej kategorii. Larry jednak wcale się tym nie przejmuje, gdyż ośrodek wypoczynkowy zamieszkuje kilka pięknych i samotnych kobiet.

Podobnie jak w poprzednich grach głównym celem jest zdobycie przychylności wybranek Larry’ego poprzez wykonywanie dla nich różnych przysług. Oczywiście jak to w serii bywa, podboje nie kończą się dla naszego bohatera zbyt dobrze. Wybranek jest łącznie dziewięć: hiszpańska piękność Rose, recepcjonistka Gammie, kulturystka Thunderbird, piosenkarka country Burgundy, miłośniczka kąpieli błotnych Charlotte, instruktorka aerobiku Cavaricchi, skrywająca wielki sekret wizażystka Shablee, entuzjastka skoków na bungee Merrily i zwolenniczka New Age Shamarra Payne. Każda z pięknych pań przed randką chce, aby Larry jej w czymś pomógł. Gra jest prawdziwym powrotem do korzeni, gdyż cała akcja toczy się wokół miłosnych podbojów. Żadnych wątków pobocznych. Po prostu Larry robiący to co mu w życiu wychodzi najgorzej – podryw.

Niektóre zagadki są intuicyjne, inne wymagają nieszablonowego myślenia, jednak trafiają się także kompletnie abstrakcyjne. No bo jak bardzo trzeba być znudzonym, żeby zacząć kilkukrotnie przekopywać plażę, celem znalezienia magicznej lampy? Na szczęście obszar akcji zawężony jest do hotelu i jego najbliższych okolic, więc lokacji nie ma tyle, żeby błądzić godzinami. Interfejs jest standardowy dla gier przygodowych Sierry. Na dole lub u góry ekranu (w zależności od wersji, o czym za chwilę) widnieje szereg ikonek symbolizujących konkretne akcje: idź, podnieś, rozmawiaj itp. Obok znajduje się małe okienko, w którym widzimy miniaturki posiadanych przez Larry’ego przedmiotów. Przedmioty używamy na osobach, obiektach, lub łączymy ze sobą. Standard.

Podobnie jak w większości innych gier Sierry, istnieje możliwość zabicia głównego bohatera, jednak względem poprzednich odsłon, zostało to mocno stonowane. Jeśli już zginiemy, gra automatycznie przywróci nas do momentu przed wykonaniem felernej akcji, więc nie musimy się obawiać powtarzania całej sekcji gry od ostatniego zapisu. Nie istnieje także znana z poprzednich odsłon możliwość zapędzenia się w kozi róg poprzez zniszczenie, lub pominięcie przedmiotu.

Szósta odsłona przygód Larry’ego to skok jakościowy pod względem zarówno grafiki, jak i udźwiękowienia. Oryginalnie gra ukazała się w wersji VGA, jednak rok po premierze Sierra wydała ulepszoną wersję SVGA. Różnica w grafice jest duża. Po raz pierwszy kobiety wyglądają jak prawdziwe kobiety, a nie zlepek pikseli. Pojawiły się także mówione dialogi. W Larry’ego wcielił się Jan Rabson. Jego kreacja jest tak lubiana, że gra on Larry’ego do dziś. Podobnie dobrze wypadają głosy postaci pobocznych. Niestety grafika ma sporą wadę – można odnieść wrażenie, że grafik chciał upchnąć na ekranie zbyt dużo. Dominującym stylem jest pixelart w karykaturalnym stylu przywodzącym na myśl humorystyczne produkcje Lucasarts. Grafiki są śliczne i widać, że włożono w nie dużo pracy. Oprócz tego, na niektórych planszach pojawiają się skany realistycznych obiektów. Czasami te elementy odstają od reszty. Najgorsze są jednak tekstury ścian i podłóg, które wyglądają jak „magiczne obrazki”, czyli dziwaczne wzory, ukrywające w sobie jakiś tekst albo symbol. Niestety w przypadku Larry’ego nie są magicznie, tylko wywołujące oczopląs. Spójrzcie zresztą sami na poniższy obrazek.

  Bramble: The Mountain King - recenzja

Larry 6

Sytuacja jest jeszcze gorsza w wersji VGA, gdzie wszystko robi się mdłe i rozmyte. Naturalnym instynktem jest więc sięgnięcie po wersję SVGA, niestety kryje się w tym pułapka. Ulepszona wersja jest mocno zgliczowana, co sprawia, że jej ukończenie jest frustrujące. Nawet magicy z GOG, nie byli w stanie jej naprawić, więc jeśli kupimy Larry’ego z dowolnego sklepu cyfrowego, otrzymamy wersję VGA. Być może w przyszłości jakiś fan serii wyda odpowiednie poprawki, jednak póki co granie w lepszą graficznie wersję to prawdziwa mordęga. (EDIT – w najnowszej wersji ScummVM większość błędów została załatana, dzięki czemu ukończenie wersji SVGA jest możliwe).

Esencją gier z serii jest erotyka. Nie zabrakło jej oczywiście także w tej odsłonie. Scen seksu nie uświadczymy, jednak przy odrobinie wysiłku możemy odsłonić walory niektórych wybranek. Innym kluczowym elementem gier z serii jest humor. Trzeba przyznać, że w tej części jest wyjątkowo dobry. Większość podbojów kończy się jakąś zabawną sytuacją. Najzabawniejsze są celne uwagi komentującego poczynania Larry’ego narratora. Nawet zwykłe kliknięcie jakiegoś bezużytecznego dla przebiegu gry przedmiotu, może skończyć się zabawnym tekstem. Warto też dodać, że w grze znajduje się jeden z najbardziej kontrowersyjnych żartów w całej serii. Nie będziemy go tu spoilować, więc napiszemy tylko, że szósta odsłona Larry’ego zdecydowanie nie jest pozycją dla fanatyków poprawności politycznej.

Larry 6 vga vs svga
Po lewej wersja SVGA, po prawej VGA

Gra otrzymała także spolszczenie, niestety nie w postaci dubbingu a jedynie napisów. Leisure Suit Larry 6: Z impetem w głąb wciąż łatwo znaleźć na aukcjach internetowych. Cyfrowe wersje z Steam i GoG nie posiadają spolszczenia, jednak mozna je znaleźć w Internecie. Warto jeszcze dodać, że na Steam kupimy grę osobno, jednak w sklepie Gog jedynie w pakiecie z wszystkimi poprzednimi odsłonami Larry’ego.

Jeśli macie ochotę zagrać w wersję PL, spolszczenie znajdziecie pod tym linkiem.

Czy warto sięgnąć po szóstą odsłonę przygód Larry’ego? Bez wątpienia tak. Gra trzyma poziom poprzednich odsłon – jest zabawna, obrazoburcza, ma dobre zagadki i jest sporym krokiem naprzód pod względem technologicznym. Niestety jest też to produkcja problematyczna jeśli chodzi o stabilność. Jeśli ukończyliście już jakieś gry z pechowym podrywaczem, warto spróbować szóstej odsłony, jednak jeśli nigdy nie graliście w jego przygody, lepiej sięgnąć najpierw po jedną z nowszych części.

Larry 7: Miłość na fali – recenzja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *