Książę w Nowym Jorku 2 – recenzja

Długo oczekiwany sequel kultowej komedii w końcu pojawił się na Amazon Prime. Czy opłacało się czekać aż 33 lata na dalsze losy następcy tronu Zamundy? Sprawdźmy.

Król Joffer jest bliski śmierci. Sytuację chce wykorzystać dyktator sąsiedniego kraju – Nextdorii. Próbuje on zmusić władcę Zamundy do aranżowanego małżeństwa między potomkami rodów. Niestety oznaczałoby to koniec dynastii. Według obowiązującego prawa krajem może rządzić tylko mężczyzna, a Akeem ma trzy córki. Z pomocą przychodzi lokalna wiedźma, która zdradza, że Akeem ma nieślubnego syna. Podczas poszukiwań księżniczki w nocnym klubie (pamiętna scena z pierwszej części), sługa Semmi namówił dwie kobiety na ‘prywatną imprezę’. Akeem nic nie pamięta, gdyż jedna z kobiet poczęstowała go ‘magicznym ziołem’. Marichuana co prawda tak nie działa, ale przynajmniej scenarzyści mają wymówkę, aby w leniwy sposób połączyć fabułę obu filmów. Akeem leci więc do USA, po czym wraca ze swoim synem do Zamundy, celem uczynienia z niego następcy tronu i ocalenia kraju przed zakusami agresywnego sąsiada.

Chociaż zwiastun sugeruje powrót do Ameryki, jest to zwykłe wprowadzenie widza w błąd. Jakieś 90% akcji toczy się w Afryce. Akeem pojawia się na chwilę w Stanach, sprowadza syna do Zamundy, po czym film staje się kopią poprzedniej odsłony. Tym razem to syn będzie musiał się odnaleźć w obcym sobie środowisku i znaleźć miłość swojego życia. Niestety, mimo iż kontynuacja używa tego samego schematu, robi to po prostu gorzej. Co zawodzi? Niemal wszystko. Przede wszystkim lokacja. Osadzenie akcji w Queens było źródłem humoru. Pochodzący z obcej kultury bohater poruszał się po świecie, który doskonale znamy i rozumiemy. Humor wynikał zarówno z naiwnego postrzegania świata przez głównego bohatera, jak  i stawiania przez niego innych ludzi w niezręcznej sytuacji. Na podobnej zasadzie działa humor w filmie Borat. Tymczasem tutaj to my jesteśmy rzuceni z synem Akeema w dziwny świat wykreowany przez scenarzystów. Niestety świat ten rządzi się tak pokrętnymi regułami, że nie jesteśmy w stanie ich zrozumieć, a co za tym idzie, dobrze się bawić.

Po drugie w filmie jest za mało Murphy’ego. Książę w Nowym Jorku to bardzo prosta historia z gatunku ‘miłość pokona wszystkie przeciwności losu’. Coś, co było już na ekranie pokazane tysiące razy. Film wyróżnia się jednak z tłumu dzięki charyzmie Murphy’ego. Tutaj tego zabrakło. Eddiego jest na ekranie mało, a gdy już się pojawia, nie ma śladu jego wesołej osobowości. Akeem po prostu próbuje zachowywać się jak własny ojciec. Cały ciężar komedii spada więc na barki Jermaine Fowlera wcielającego się w  Lavelle’a – syna Akeema. Niestety młody aktor nie podołał zadaniu. Sposób jego gry może i sprawdziłyby się w stonerskiej komedii, ale do tego filmu raczej nie pasuje. Większość scen 'humorystycznych’ polega na tym, że wszyscy na dworze zachowują się poważnie i zgodnie z etykietą, a syn Akeema i jego mama łamią wszelkie możliwe konwenanse. Nie dość, że jest to nieśmieszne i przewidywane, to jeszcze twórcy powtarzają ten sam żart do znudzenia. Ten sam zarzut dotyczy Leslie Jones, wcielającą się w matkę następcy tronu. Jej cała rola ogranicza się do stereotypu, głośniej, wulgarnej i gadatliwej murzynki. Gdyby jeszcze dostała zabawne teksty. Niestety większość jej dialogów przypomina stand-up w wykonaniu Amy Schumer. Żarty o byciu ‘zdzirą’, o brudnej pochwie o licznych partnerach itp. Rozumiemy już po kilku pierwszych zdaniach – jest rozwiązła i sypiała, z kim popadnie. Nie można było wymyślić nic nowego? Nie pomaga też jej styl gry. Każdy, kto miał nieszczęście oglądać Ghostbusters z 2016 roku, powinien wiedzieć o jakim typie aktorstwa tu mowa.

  Saint Kotar - recenzja

Niestety nawet gdyby Murphy, Jones i Fowler grali lepiej, to i tak nie mają dobrego materiału. W poprzedniej odsłonie niemal każda scena była okazją do wprowadzenia odrobiny humoru. O dziwo działały nawet sceny, które nie powinny. Podekscytowany Akeem wybiega z budynku i głośno wykrzykuje dwóm dziewczynkom, że ma randkę z Lisą. Na papierze może i to nie brzmi zbyt śmiesznie, jednak w praktyce naiwny entuzjazm Eddiego w połączeniu ze zdziwieniem malującym się na twarzy dziewczynek, powoduje, że scena wychodzi rewelacyjnie. Podobnie udana jest scena, w której Akeem głośno wita się z Nowym Jorkiem, na co ktoś mu krzyczy, żeby się pier&^^&, na co z kolei Akeem wykrzykuje radośnie „TAK, TAK, ty też się pier^%&!”. Takich perełek jest mnóstwo. W tym filmie nie ma żadnej pamiętnej sceny. Żarty są większości suche i przewidywalne.

Film obfituje we wszelkiego rodzaju nawiązania do poprzedniej odsłony. Syn Akeema rozmowę o pracę odbywa u wnuka braci Duke, a generał Izzy na pierwszą wizytę w pałacu przyprowadza odrzuconą przez Akeema siostrę, która po 30 latach nadal szczeka. Takich nawiązań jest całe mnóstwo. Niestety wiąże się z tym problem. Spora część tych scen nie jest zabawna i istnieje tylko po to, aby zagrać nam na nostalgii.

Najlepszą częścią filmu jest wcielający się w dyktatora Nexdoorii Wesley Snipes. Aktor po raz kolejny udowadnia, że potrafi grać i świetnie odnajduje się w repertuarze komediowym. Snipes kradnie każdą scenę, w której się pojawia.

Wesley Snipes książę w nowym jorku

Rewelacyjnie wypadają także stroje i dekoracje. Film momentami wygląda jak jakaś wysokobudżetowa space opera. Stroje są bajecznie piękne. Sceny dworskie na ogół są ubogacone występem jakiejś gwiazdy. Możemy zobaczyć Salt-n-Pepa, czy En Vogue. Wszystko oczywiście okraszone piękną choreografią. Niestety jest tego odrobinkę za dużo i film czasami niebezpiecznie skęca w stronę musicalu.

Bardzo dobrze wypadają też efekty specjalne, a w szczególności cyfrowe odmłodzenie Arsenio Halla i Eddiego Murphy’ego. Szkoda, że tego samego poziomu nie trzymają cyfrowe zwierzęta, które wyglądają po prostu sztucznie.

Oglądanie kontynuacji jest jak spotkanie z niewidzianym od wielu lat znajomym. Po kilku obowiązkowych zdaniach typu ‘a pamiętasz jak…’ zapada niezręczna cisza i okazuje się, że nie ma o czym rozmawiać, gdyż nic nas już nie łączy. Właśnie taki jest Książę w Nowym Jorku 2 – oprócz licznych nawiązań do poprzedniej części, film nie ma nic do zaoferowania. Nie jest to może poziom najgorszych dzieł Murphy’ego, jednak sequelowi daleko do klasyków pokroju Gliniarz z Beverly Hills. Jeśli już i tak mamy Amazona, można film sprawdzić choćby z nudów, jednak na pewno nie warto dla KwNJ2 kupować subskrypcji, bo będzie to zwykła strata pieniędzy.

Ocena 4/10

 

Ciekawostki z filmu Książę w Nowym Jorku

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *