Marvel’s Spider-Man: Miles Morales – recenzja

Gra z superbohaterem w roli głównej to teoretycznie samograj. Twórcy mają do dyspozycji tysiące komiksowych historii, wyraziste postacie z bogatą przeszłością, popularnego bohatera i gotowe uniwersum z ustalonymi zasadami. Wystarczy przenieść wszystko na ekran komputera i powstaje hit. Tyle w teorii, bo w praktyce większość gier z superbohaterami to zwykłe paździerze. Nawet kiedy w 2009 wyznaczony został złoty standard w postaci gry Batman: Arkham Asylum, inni twórcy wciąż nie potrafili wykorzystać podanego im na tacy przepisu. Dopiero w 2018 Insomniac Games skorzystało ze sprawdzonej formuły, tworząc grę Spider-Man na PlayStation 4. Mimo jawnego naśladowania rozwiązań z produkcji Rocksteady studios, tytuł powalał pokładami grywalności, oryginalną historią i przywiązaniem do detali. Teraz po dwóch latach Insomniac powraca z kolejną odsłoną przygód człowieka pająka zatytułowaną Marvel’s Spider-Man: Miles Morales.

Akcja Marvel’s Spider-Man: Miles Morales toczy zaraz po zakończeniu „Silver Lining” (trzecie DLC do gry Spider-Man). Tym razem, głównym bohaterem jest debiutujący w roli obrońcy Nowego Jorku Miles Morales. Pod czujnym okiem Petera Parkera pomaga przy eskortowaniu konwoju transportującego superzłoczyńcę Rhino. Sprawy nie idą zgodnie z planem, ale Milesowi udaje się nie tylko powstrzymać, groźnego złoczyńcę, ale i uratować życie swojemu mentorowi, udowadniając, że jest w stanie samodzielnie czuwać nad miastem. Peter wyjeżdża na odkładane od dawna wakacje. Niestety Milesowi niedane będzie cieszyć się spokojem, gdyż w mieście wybucha wojna pomiędzy organizacją terrorystyczną Underground a potężną korporacją Roxxon.

Rozgrywka wygląda niemal identycznie jak w poprzedniej części. Do dyspozycji mamy obszar całego Nowego Jorku, na którego terenie pomagamy mieszkańcom, poszukujemy poukrywanych przedmiotów lub wykonujemy misje główne. Po zakończeniu zadania dostajemy punkty, za które możemy kupić nowe kostiumy, gadżety i umiejętności. Wszystko jest na tyle podobne, że gracz, który niedawno ukończył oryginalną grę, nie będzie miał żadnego problemu z odnalezieniem się w nowym tytule. Nie oznacza to jednak, że gra jest zwykłą kopią poprzedniej odsłony. Młody Spiderman ma dwie dodatkowe moce: kontrolowanie energii elektrycznej i niewidzialność. Przy pomocy elektryczności możemy zadawać bardzo silne ciosy, które pomagają rozprawić się z najoporniejszymi przecinkami i rozwiązywać łamigłówki, w których musimy łączyć ze sobą różnego rodzaju punkty zasilania (ten rodzaj zagadek jest niestety w grze eksploatowany aż do znudzenia). Umiejętność stania się niewidzialnym pomocna jest z kolei w etapach ze skradaniem. Miles ma też zakres nowych ruchów i zdolności. Nawet gdy bohater huśta się na pajęczynie nad miastem, czuć różnicę. Ruchy Moralesa są niezgrabne i widać, że udawanie pająka nie przychodzi mu z taką łatwością i gracją jak Parkerowi.

Miles morales ps4

Co do opowiedzianej w grze historii, to budzi ona mieszane uczucia. Najlepiej poprowadzony jest wątek głównego bohatera. Scenarzyści z Insomniac już wcześniej udowodnili swój kunszt, opowiadając historię Petera Parkera w oryginalny i bardzo interesujący sposób. Tutaj mieli jeszcze trudniejsze zadanie, do dyspozycji nie mieli znanej i lubianej postaci a stosunkowo nowego bohatera, który na dodatek przez niektórych jest uważany za zwykłą próbę wprowadzania na siłę poprawności politycznej do uniwersum Marvela. Są też ludzie, którzy po prostu Milesa Moralesa nie znają i akceptacja nowej postaci może być dla nich trudna. Na szczęście scenarzyści stanęli na wysokości zadania i wątek głównej postaci poprowadzili wzorowo. Po przejściu gry Morales nie będzie dla nas już tym drugim pająkiem, tylko pełnoprawnym Spidermanem. Zresztą bycie „tym drugim” to jeden z powracających wątków w grze. Miles walczy o uznanie nowojorczyków, a jednocześnie siedzących przed konsolą graczy. Niestety reszta scenariusza nie jest aż tak dobra, jak wątki związane z główną postacią. Rozczarowuje główny przeciwnik, któremu brakuje charyzmy i oryginalności. Jest to po prostu jeszcze jeden stereotypowy biznesmen owładnięty żądzą władzy i zysku. Trochę lepiej wypada drugi z przeciwników – Tinkerer, jednak nie omówimy go tutaj, bo wkroczylibyśmy na terytorium ciężkich spoilerów.

  Black Mirror 3: Final Fear - recenzja

Sporym rozczarowaniem jest długość gry. Wątek główny zajmuje zaledwie kilka godzin. Miłośnicy wykonywania każdej z dostępnych misji wycisną z gry maksymalnie 15 godzin. Dla porównania poprzednia odsłona pozwala na blisko 20 godzin zabawy przy głównym wątku, a wyczyszczenie całej mapy wymaga ponad 50. Długość gry bez wątpienia ma wpływ na scenariusz. Zdążymy w tym czasie dobrze poznać głównego bohatera i jego otoczenie, jednak postacie poboczne zaledwie migną na ekranie.

Miles morales

Teraz będzie zła wiadomość dla posiadaczy konsol PlayStation 4. Momentami, gdy na ekranie pojawia się dużo przeciwników albo podczas bardzo intensywnej akcji gra potrafi niemiłosiernie zwolnić. W poprzedniej części ilość klatek na sekundę nigdy nie schodziła poniżej pewnego poziomu. Ten sam problem występuje także o dziwo na PS4 Pro. Na szczęście niezwykle rzadko. W pełni płynną grafiką mogą się cieszyć jedynie posiadacze PS5. Mają oni do wyboru grę w aż dwóch wariantach: 60 klatek na sekundę w 4k lub 30 klatek na sekundę z ray tracingiem.

Niestety teraz dochodzimy do najgorszego elementu gry, czyli technicznych niedoróbek. Bugi i glicze występują niemal na każdym kroku. Od prostego przenikania obiektów, poprzez problemy zmuszające nas do resetowania gry (kontroler nie odpowiada, NPC zablokował się w przejściu), aż po przypadkowe zawieszanie się gry. Do tego dochodzą pomniejsze problemy, które co prawda nie uniemożliwiają ukończenia gry, ale irytują niczym plama na koszulce. A to jakaś postać do nas coś mówi, ale nic nie słychać, a to postacie dosłownie teleportują się w powietrzu. Takich momentów jest pełno. Oczywiście można założyć, że z czasem, dzięki kolejnym patchom tego typu błędy będą wyeliminowane, jednak niesmak pozostaje. Poprzednia odsłona była dopracowana niemal do perfekcji, a tutaj wyraźnie widać, że producent wydał bubla, byle tylko zdążyć przed świętami.

Wszystkie wymienione powyżej zastrzeżenia sprowadzają nas do najważniejszego zastrzeżenia dotyczącego gry, czyli ceny. Chociaż nowa odsłona przygód Pająka swoją długością przypomina DLC i jest obarczana licznymi błędami, kosztuje tyle, co pełnoprawna produkcja. Aby spojrzeć na sprawę w perspektywie, komplet dodatków do poprzedniej gry pozwalał na taką samą długość rozgrywki, prawie nie miał błędów, a kosztował jedną trzecią tej ceny.

Miles morales ps5

Marvel’s Spider-Man: Miles Morales to nie tyle pełnoprawna produkcja, ile pośpiesznie wydany dodatek. Przyzwoitą historię, gigantyczną dawkę grywalności i świetnie napisanych bohaterów, przesłaniają problemy techniczne, wysoka cena i bardzo mała objętość gry. Szkoda, że spece z Insomniac Games nie dostali trochę więcej czasu na dopracowanie swojego produktu. Ja polecam wytrzymać się z kupnem do czasu, jak ceny opadną, a gra zostanie porządnie spatchowana.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *