Hitman 2007 – recenzja | adaptacje gier komputerowych

Hitman to seria gier opowiadająca o losach płatnego zabójcy o kryptonimie Agent 47. Podróżując po świecie, Agent wypełnia kontrakty dla przydzielającej mu je tajemniczej agencji. Gry koncentrują się na aspekcie skradankowym. Każdy etap to mały sandbox, w którym należy odkryć najefektywniejszą metodę pozbycia się wyznaczonego celu. Na ogół istnieje kilka możliwości dokonania zabójstwa i jedynie od wyobraźni gracza zależy jak tego dokona. Można skupić się na systematycznym likwidowaniu ochroniarzy swojego celu, spróbować zdobyć jakiś kostium, by niepostrzeżenie dostać się na strzeżony teren, albo wywabić cel na zewnątrz prosto w misternie zastawioną pułapkę. Do 2006 ukazały się cztery gry, a każda z nich była komercyjnym hitem. W końcu popularną marką zainteresowali się twórcy filmowi i w ten sposób w 2007 roku ukazała się pierwsza ekranizacja gry Hitman.

Głównym bohaterem filmu jest międzynarodowy zabójca Agent 47 (Timothy Olyphant). Od trzech lat w iście stachanowskim tempie zabija kolejnych nieszczęśników, a liczba jego ofiar jest już trzycyfrowa. Jego tropem podąża zawzięty agent Interpolu Mike Whittier (Dougray Scott). Hitman jednak nie ma zamiaru uciekać, ani przechodzić na emeryturę. Właśnie dostał nowe, bardzo poważne zlecenie – ma zabić prezydenta Rosji. Niezawodny Agent wywiązuje się z zadania, jednak z jakiegoś powodu na drugi dzień okazuje się, że prezydent jest cały i zdrowy. W tym momencie na Agenta zapada wyrok śmierci. Jego tropem podążają zarówno pracujący dla agencji zabójcy, jak i rosyjskie służby specjalne dowodzone przez sadystycznego Yurija Marklowa (Robert Knepper).

Olga kurylanko Hitman

Pierwszy problem, który rzuca się w oczy, to całkowite niezrozumienie przez twórców materiału źródłowego. Gra nigdy nie stawiała na dramatyczną akcję – jej celem było dokonanie skrytobójstwa. Tutaj praktycznie tego nie ma i większość scen zmienia się w strzelaniny. I niestety są to bardzo kiepskie strzelaniny. Jest w nich tyle oryginalności co w stockowych zdjęciach z internetu. Akcja jest kręcona w radosnym stylu tanich akcyjniaków prosto na DVD. Ujęcie głównego bohatera strzelającego w jednym kierunku, przebitka na wroga dziurawionego kulami, ujęcie bohatera strzelającego w innym kierunku, przebitka na wroga dziurawionego kulami…

Twórcy wyraźnie próbowali nakręcić nowoczesny szpiegowski film akcji w stylu trylogii Bourne’a. Niestety ich scenariusz po prostu nie ma sensu. Prezydent Rosji zostaje przez Agenta zastrzelony z karabinu snajperskiego. Na oczach kamer ofiara dostaje kulę prosto w twarz, a jej głowa niemal eksploduje, pokrywając kilkanaście stojących najbliżej osób krwawymi rozbryzgami. Jednak na drugi dzień prezydent pojawia się w telewizji, jedynie z małym plasterkiem na czole. Nikt tego nie kwestionuje, a agent natychmiatowo zostaje oskarżony o niewykonanie zlecenia. Przecież to nie ma sensu. Czy nikt z agencji nie ogląda telewizji i nie widział, że Agent swoje zadanie wykonał? Sama idea tajnej agencji tatuującej swoich zabójców w niezwykle widocznym miejscu też jest głupia. W grze przynajmniej miało to uzasadnienie fabularne. W filmie zrezygnowano z wątków związanych z pochodzeniem tatuaży, co powoduje, że umieszczanie ich w filmie jest bez sensu.

  Kosiarz umysłów 2: Ponad cyberprzestrzenią - recenzja

Hitman timothy olyphant

Jeszcze gorzej przedstawiają się dialogi, które są tak oklepane, że nawet w latach 80. uznane by zostały za kiczowate. „On jest duchem”, „Nie wiecie, z kim macie do czynienia”, „Myślisz, że to koniec? To dopiero początek!” – to tylko niektóre perełki, którymi raczą nas scenarzyści. Podążający śladem Hitmana, Mike odgrywa tę samą rolę co pułkownik Trautman w Rambo. Pojawia się w kolejnych miejscach, aby ostrzec lokalnych dowódców, że „nie są przygotowani” i tylko on wie, co należy teraz zrobić. Oni oczywiście nie słuchają, co prowadzi do rzezi. Zabawne jednak, że 'duch’ prawie nigdy nie zachowuje się jak duch i gdziekolwiek się nie pojawia zostawia za sobą pasmo zniszczeń.

Aktorstwo w filmie jest po prostu tragiczne. Najgorzej wypada główna postać. Mający na koncie naprawdę udane występy w Justified i Deadwood Timothy Olyphant zalicza chyba swój najgorszy występ w karierze (no, może oprócz Szklanej pułapki 4). Aktorstwo Olyphanta jest drewniane, a on sam kompletnie nieprzekonujący. Nie pomaga też jego fizjonomia. Hitman z gry wyglądał bardzo męsko i groźnie, natomiast Olyphant z wygoloną głową wygląda jak bobasek. Twórcy trochę zmarnowali szansę, gdyż oryginalnie główną postać miał zagrać Vin Diesel, który do roli pasowałby o wiele lepiej. Reszta obsady też nie zachwyca. Nawet urodzony do grania czarnych charakterów Robert Knepper (pamiętny T-bag z Prison Break) nie potrafi nic wycisnąć ze swojej roli. Jedyną osobą, która się stara, jest Olga Kurylenko. Szkoda tylko, że nie ma zbyt wiele scen do zagrania.

Hitman to filmowe śmietnisko. Nie sprawdza się ani jako kino akcji, ani film szpiegowski. Nie sprawdza się nawet jako b-klasowe guilty pleasure. Przy takich filmach można się chociaż pośmiać, a tutaj wszystko jest drętwe i nudne. Nawet jak na standardy adaptacji gier komputerowych Hitman jest niesamowicie słabym dziełem. Zresztą, o jakiej adaptacji tu można mówić, jeśli jedynym elementem wspólnym z serią jest ogolony na łyso zabójca?

2/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *