Na noże (Knives out) – recenzja

Zamożny pisarz kryminałów, Harlan Thrombey umiera w noc swoich 85 urodzin. Przyczyną jest samobójstwo, poprzez poderżniecie sobie gardła. Tak uważa policja, jednak nie ekscentryczny prywatny detektyw wynajęty przez… no właśnie, nawet on sam nie wie, przez kogo ani dlaczego, jednak jest zdeterminowany, aby się tego dowiedzieć. W kręgu podejrzanych znajdują się: córka Harlana, Linda, jej mąż Richard, ich syn Ransom, drugi syn Harlana, Walt, jego żona Donna, ich syn Jacob, synowa Harlana, Joni i jej córka Meg. Oprócz tego w grę wchodzą także pielęgniarka i pokojówka. Szybko okazuje się, że cała rodzina to prawdziwe pasożyty, które od lat żerują na majątku głowy rodziny, a świeżo dokonane zmiany w testamencie wielu osobom stanęły kością w gardle.

Film rozpoczyna się jak klasyczny kryminał. Mamy tu wszystkie stereotypy tego gatunku. Wielka posiadłość wyglądająca jak plansza do gry Cluedo wypełniona próżnymi przedstawicielami klasy wyższej, ekscentryczny detektyw, policjanci zainteresowani jak najszybszym zamknięciem sprawy i podejrzanie zachowujący się domownicy. Jednak Rian Johnson w swoich filmach lubi wywracać oczekiwania widzów i zaskakiwać ich nieoczekiwanym wydarzeniami, więc film skręca szybko na zupełnie inne tory. Poznajemy tożsamość zabójcy i okoliczności towarzyszące śmierci seniora rodu. A to dopiero pierwszy z wielu twistów tego blisko dwugodzinnego filmu.

Oprócz zawiłej intrygi film oferuje komentarz społeczny. Rodzina podobnie jak współczesne społeczeństwo jest podzielona w kwestiach politycznych. Każde spotkanie rodzinne to okazja do wbicia sobie szpil i dogryzania od faszystów, SJW, lewaków itp. Tematyka wydaje się w ostatnich czasach nadmiernie eksploatowana w hollywoodzkich filmach, gdyż co drugi film stara się wciskać jakieś przesłanie, niestety często kosztem samej fabuły. Na szczęście Johnsonowi udaje się uniknąć tego typu sytuacji i wątki polityczne nie przesłaniają intrygi. Wszystko wydaje się naturalne i nienachalne, a nawet wnosi sporo zabawy do filmu. Rodzinne przekomarzania są komiczne, a moment, gdy przywileje bogaczy stają się zagrożone i maski opadają, jeszcze bardziej dosadny.

Obsada jest dobrana rewelacyjnie. Członkowie rodziny to chodzące stereotypy, jednak każdemu z aktorów udaje się nadać swojej postaci odrobinkę indywidualności. Bez wątpienia całe show kradnie Daniel Craig w roli ekscentrycznego detektywa. Aktor świetnie bawi się rolą, będącą zarówno parodią, jak i hołdem dla podobnych postaci detektywów. A co najważniejsze, wraz z nim dobrze powinni bawić się widzowie, gdyż jest coś niezwykle zabawnego w dziwnym redneckim akcencie, który brzmi, jakby aktor wyszedł właśnie od dentysty i próbował mówić ze znieczuleniem. Rewelacyjnie wypada także Ana de Armas w roli pielęgniarki i powierniczki Harlana. Aktorka ma sporo materiału do zagrania i wypada bardzo przekonująco. Jak we wszystkich filmach Riana Johnsona nienaganna jest także praca kamery.

  The Menu - wyjaśnienie fabuły i zakończenia

na noże

Po premierze ósmej części Gwiezdnych Wojen na Johnsona wylało się prawdziwe wiadro pomyj. Część z internetowych narzekań była zwykłym hejtem, ale nie sposób nie zauważyć, że scenariusz drugiej części nowej trylogii pozostawiał sporo do życzenia. Wątki prowadzące donikąd, używanie nigdy wcześniej niewidzianych mocy i dziwaczne zachowanie postaci niepasujące do poprzednio ustalonego kanonu to bardzo słabe scenariuszowe zagrywki. Knives out na szczęście unika tego typu problemów. Scenariusz jest solidny, a wydarzenia mają ciąg przyczynowo-skutkowy. Przyczepić można się jedynie do dwóch rzeczy. Po pierwsze w kilku momentach zostały obrane pewne skróty. Niestety nie sposób ich tu analizować bez wgłębiania się w spoilery, więc podam tylko jeden przykład z początku filmu. Jedna z postaci nie potrafi… kłamać. To znaczy może, ale powoduje to u niej natychmiastowe wymioty. Wątek ten odgrywa niebagatelną rolę w fabule. Jest jeszcze kilka takich drobiazgów, które sprawiają wrażenie niezdarnie przyszytych łat na całkiem zgrabnym i przemyślanym scenariuszu. Drugim zarzutem jest finał, którego można się przedwcześnie domyślić. Nie jest zły, ale nie powoduje opadu szczęki jak zakończenia niektórych kryminałów.

Reżyserowi Knives out udało się połączyć dwie rzeczy: zabawę konwencją z hołdem oddanym gatunkowi. Film jest świetnie zagrany, ma bardzo dobry scenariusz i przez większość czasu trzyma w napięciu. A co najważniejsze, zapewnia prawie dwie godziny znakomitej zabawy.

8/10

Na noże (Knives out) – ciekawostki i easter eggi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *