Assassin’s Creed: Revelations – recenzja

Jeszcze w trakcie powstawania Assassins Creed: Brotherhood, Ubisoft pracował nad dwoma kolejnymi grami w cyklu: Assassins Creed: Revelations i Assassins Creed: Lost Legacy. Drugi z tytułów miał ukazać się wyłącznie na konsole Nintendo 3DS i opowiadać o podróży Ezio do ziemi świętej i odkryciu swoich powiązań ze znanym z części pierwszej Altairem, natomiast Revelations miał być zwieńczeniem historii Ezio. Z powodu niższej niż zapowiadana sprzedaży konsoli NDS podjęto decyzję o anulowaniu Legacy, a ponieważ gra ta służyła, jako pomost fabularny pomiędzy brotherhood a zwieńczeniem cyklu o przygodach Ezio, fabuła Legacy została wbudowana w Revelations.

Fabuła, podobnie jak w poprzednich grach, rozgrywa się w dwóch liniach czasowych. Desmond Miles po wydarzeniach z epilogu Brotherhood leży w śpiączce, a jego umysł jest uwięziony w Animusie. Aby się uwolnić, Desmond musi odkryć pozostałe wspomnienia swoich przodków. Okazuje się, że po zakończeniu wydarzeń z Brotherhood Ezio rozpoczął swoją podróż do znanej z pierwszej części gry twierdzy Assasynów położonej w warownym zamku Masyaf. Tam udaje mu się odkryć wrota do biblioteki Altaira. Niestety, aby dostać się do środka, potrzebne jest pięć kluczy. Do tej pory jeden zdobyli templariusze, a pozostałe cztery znajdują się w stolicy Imperium Osmańskiego – Konstantynopolu (obecnie Stambuł). Niestety, miasto pogrążane jest w chaosie wywołanym bratobójczą walką o prawo do tronu. Za jedną ze stron konfliktu stoją templariusze. Z pomocą lokalnego bractwa Assasynów Ezio próbuje zaprowadzić porządki w stolicy islamskiego świata i zdobyć wszystkie klucze.

Revelations to w zasadzie ta sama gra, co dwie poprzednie odsłony. Wciąż biegamy ciasnymi uliczkami, albo skaczemy po dachach średniowiecznej metropolii, tyle że tym razem zamiast wyniosłych kościołów na swej drodze spotkamy meczety z przepięknie odwzorowanym Sophia Hagia na czele. Podobnie jak w poprzednich odsłonach, mamy wątek ekonomiczny, w którym kupujemy sklepy i odnawiamy miasto. Podobnie jak w Brotherhood musimy zdobywać kolejne dzielnice, zabijając kapitana i podpalając wieże. Identycznie też możemy wysyłać naszych rekrutów na misje międzynarodowe.

Nowości pojawiło się zaledwie kilka. Najważniejszym dodatkiem jest Hookblade – ostrze w kształcie haka, które pozwala nam na jeszcze sprawniejsze wspinanie się po wysokich budynkach (hak działa wtedy jak wydłużenie naszej ręki), oraz zjeżdżanie na linach. Hak dodatkowo pozwala na bardzo efektowne i niezwykle brutalne wykańczanie przeciwników. Drugą nowością jest możliwość kraftowania materiałów wybuchowych. Od fajerwerków odwracających uwagę strażników, poprzez zwykle granaty odłamkowe, aż po bomby z trującym gazem. Twórcy byli chyba niezwykle dumni z tej opcji, gdyż gra wciska nam części do bomb, gdzie się da. Każda skrzynia, każde ciało ma coś, co można wykorzystać do zrobienia ładunku wybuchowego, a niektóre misje narzucają nam konieczność ich użycia. Niestety w praktyce szybko zapominamy o tym dodatku, gdyż stara dobra strategia z ukrytym ostrzem jest bardziej skuteczna. Ostatnim dodatkiem jest minigierka, w której musimy obronić zdobytą wcześniej bazę. To typowa gra typu tower-defence i jest powiązana z naszą reputacją. W poprzednich odsłonach popełnianie przestępstw oznaczało, że ściany były zaklejone plakatami z naszą podobizną, a strażnicy bez namysłu nas atakowali. Tutaj, jeśli będziemy zbyt dużo rozrabiać w danej dzielnicy, templariusze postanowią ją odbić.

  Oddworld: Abe's Oddysee - recenzja

Tradycyjnie już najsłabszym elementem gry są etapy Desmonda. Tym razem poruszamy się w wirtualnej rzeczywistości, rozwiązując zagadki logiczne przypominające trochę grę Portal w wersji dla ubogich. O wiele ciekawsze są etapy Ezio, będące główną osią gry. Misje są o wiele ciekawsze i bardziej powiązane z wątkiem głównym, niż w poprzednich odsłonach, gdzie często były one wyrwanymi z kontekstu zapełniaczami. Oprócz Ezio gramy także znanym z pierwszej części Altairem. Etapy te aktywują się w momencie zdobycie przez Ezio kolejnego klucza. Nie są one specjalne ciekawe, ale w zgrabny sposób zamykają historię z pierwszej części gry.

Assassin’s Creed Revelations recenzja

Fabuła poprowadzona jest poprawnie, ale małym zgrzytem jest brak głównego czarnego charakteru. Owszem mamy jego odpowiednik w późniejszych etapach, lecz, ponieważ pojawia się na krótko, nie zdążymy go dostatecznie znienawidzić, aby pokonanie było tak satysfakcjonujące jak w przypadku Borgiów. Gra rozkręca się też bardzo powoli. Trzy pierwsze rozdziały z dziewięciu to misje treningowe, pokazujące nowe możliwości.

Mimo wielu lat na karku i dużej ilości wydanych partchów, gra wciąż ma pewne małe niedoróbki, z których najbardziej uciążliwe jest AI strażników. Czasami strażnik potrafi się zgliczować na krawędzi dachu, jakimś obiekcie lub nawet na innym strażniku. Będzie to spora przeszkoda dla perfekcjonistów chcących zdobyć 100% synchronizacji, gdyż taki glicz może zburzyć warunki potrzebna do bezbłędnego wykonania misji.

Gra szczyci się także posiadaniem trybu multiplayer, ale za Chiny Ludowe nie chciał się odpalić. Może serwery już nie działają. Podobnie jak Brotherhood, gra otrzymała swój remaster w HD (The Ezio Collection). Niestety z jakiegoś powodu gra chodzi w zaledwie 30 klatkach na sekundę. Oprócz poprawionych tekstur niewiele w niej zmian.

Mimo kilku zgrzytów Revelations to godne zwieńczenie historii Ezio Auditore. Grywalność stoi na wysokim poziomie, a twórcom w zgrabny sposób udało się zakończyć wszystkie wątki rozpoczęte w poprzednich odsłonach. Szkoda jedynie, że w grze zabrakło trochę nowych pomysłów, gdyż rozgrywka polega głównie na odgrzewanych po raz trzeci rozwiązaniach.

 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *