Oddworld: Abe’s Oddysee – recenzja

Abe jest członkiem pokojowo nastawionej rasy Mudokonów, mieszkańców planety Oddworld. Cywilizacja Mudokonów została podbita przez wojowniczych Glukonów, którzy z pomocą agresywnych Sligów uczynili z Mudokonów swoich niewolników. Główny bohater, Abe, pracuje jako sprzątacz w ubojni bydła Rapture Farm, będącej największym dostawcą mięsa na całej planecie. Pewnego wieczoru podsłuchuje rozmowę zarządu firmy. Z powodu tajemniczej choroby całe stada zdychają, a ich mięso jest niejadalne. W pewnym momencie narady pada propozycja, aby zamiast bydła, jako źródło mięsa wykorzystać Mudokonów. Przerażony Abe ucieka. W jego głowie tli się tylko jedna myśl – uciec i uratować swoich towarzyszy. W tym momencie rozpoczyna się akcja gry.

Wydany w 1997 Abe ’s Oddysee tchnął nieco życia się w skostniały gatunek dwuwymiarowych platformówek. Po swoich największych sukcesach w latach 80. i na początku 90. gatunek ten stracił na znaczeniu. W drugiej połowie lat 90. większość gier bazowała na rozgrywce 3D i dwuwymiarowe platformówki nikogo nie interesowały. Z Abe Oddysee było inaczej. Po pokazach na targach E3 w 1996, gra została nazwana najciekawszą nadchodzacą produkcją. Nic dziwnego. Z budżetem $14mln była to najdroższa platformówka w historii.

Nasze zadanie polega na przemieszczaniu się z ekranu to ekranu. Kilka ekranów tworzy sekcję, na której znajduje się kilku do kilkunastu niewolników. Kiedy spotykamy na swojej drodze Mudokona, możemy wydać mu jedno z szeregu prostych poleceń: podążaj za mną, stój, uważaj itp. Używając tych komend, musimy przeprowadzać naszych towarzyszy aż do teleportu, znajdującego się na końcu każdej sekcji. Jednak nie jest to proste. Nasi towarzysze zachowują się jak lemingi, więc trzeba bardzo uważać na wydawane im polecenia, gdyż możemy ich wysłać prosto w przepaść. Drugim problemem są Sligowie, którzy wyznają zasadę: najpierw strzelaj, później zadawaj pytania. Jeśli Slig zobaczy nas lub jednego z Mudokonów, natychmiast otworzy ogień. Większość plansz dodatkowo usiana jest przemyślnymi pułapkami. Abe i jego towarzysze są bezbronni, więc pozostaje im tylko przemykanie na paluszkach, lub ukrywanie się w cieniu. Na szczęście Abe dysponuje sekretną bronią – potężną mocą telepatii, która odpowiednio skupiona pozwala mu wejść w głowę Sliga i przejąć nad nim kontrolę. Wtedy wystarczy już tylko użyć karabinu maszynowego, aby zlikwidować obleśnych strażników i droga do następnej planszy staje otworem. Kiedy nasza marionetka nie jest nam już potrzebna, możemy poświęcić ją do rozbrojenia jednej z pułapek lub w efektowny sposób spowodować eksplozję jej głowy.

Początkowe etapy są dosyć proste, jednak z czasem robią się coraz trudniejsze i bardziej skomplikowane. Wyprowadzić z niewoli wszystkich 99 pobratymców jest nie lada sztuką. Po początkowym sukcesie na terenie ubojni, przechodzimy po kolejnych lokacji, zamieszkałych przez coraz dziwniejsze i groźniejsze istoty. Co jakiś czas pojawiają się także nowe rodzaje mechanizmów i pułapek. Warto zwrócić uwagę, ile pracy zostało włożone w design kolejnych stworów. Każda rasa używa nie tylko odrębnego języka, ale także ma zupełnie inne zwyczaje, które będziemy musieli poznać. Przykładowo Sligowie nie dadzą potulnie wejść do swojej głowy Abe’owi i przy próbie dokonania tego, zwyczajnie go zastrzelą. Musimy znaleść punkt, w którym ofiara nie będzie nas widzieć w momencie koncentracji. Zupełnie inaczej sprawa wygląda z pająkami, które są bardziej pasywne, jednak jeśli poczują się osaczone, natychmiast nas ukatrupią. Pająki możemy przekupić kawałkiem soczystego mięsa. Wszystkie małe szczegóły mają swoje znaczenie. Zaszyte usta Mudokonów to nie dekoracja, tylko sposób, w jaki Sligowie unikają słuchania języka Mudokonów, który bardzo ich denerwuje. Takie drobne detale dają iluzję obcowania z prawdziwym światem i ekosystemem. Wszystko wspomagane jest piękną pixelartową grafiką oraz niepokojącą industrialną muzyką.

  Dear Esther - recenzja

Gra wystartowała całą franczyzę. Ostatnia z gier ukazała się w 2005 roku (Oddworld: Stranger’s Wrath), jednak mimo pochwał krytyków nie sprzedała się zbyt dobrze. Seria powróciła dopiero po dziewięciu latach, jednak nie w postaci kolejnego sequela a remaku. Oddworld: Abe’s Oddysee – New 'n’ Tasty! została napisana od nowa na enginie Unreal, jednak o dziwo, twórcom udało się zachować ducha oryginału. Występujące gdzieniegdzie różnice są niemalże kosmetyczne. W nowszej wersji, plansza scrolluje się podczas rozgrywki. Możemy też wydawać polecenia kilku mudokonom na raz, co zmniejsza konieczność powtarzania kilka razy tych samych akcji. Dodano też wybór stopnia trudności. Kontrowersyjną zmianą dla starszych graczy, będzie możliwość zapisania gry w dowolnym momencie. Najbardziej rzucającą się w uszy zmianą jest głos głównego bohatera. Mimo iż Abe jest dubbingowany przez tego samego aktora, brzmi zupełnie inaczej.

A w którą wersję najlepiej zagrać? Tak naprawdę nie ma to znaczenia, gdyż obie gry mają identyczną dawkę grywalności. Nowsza wersja ma oczywiście piękną grafikę w wysokiej rozdzielczości, i jest nieco prostsza jednak kosztuje kilka razy więcej niż starsza. Natomiast starsza jest tania jak barszcz, jednak niezależnie od źródła (Steam, GoG) potrafi sprawić problemy z odpaleniem i może wymagać nieco kombinowania, przed pierwszym uruchomieniem.

Oddworld: Abe’s Oddysey, to pełna inteligentnych i wymagających łamigłówek gra platformowa, która idealnie łączy aspekt zręcznościowy z zagadkami. Jednocześnie jest to wciąż jedna z bardziej oryginalnych gier, gdyż mimo sporego sukcesu, rynek nie został zalany jej tanimi podróbkami. Jeśli graliśmy w nią dawno temu, warto ją sobie odświeżyć, szczególnie nową wersję, która idealnie oddaje ducha oryginału. Natomiast jeśli nie graliśmy, warto spróbować starszą, o wiele tańszą wersję. Za niewielką cenę, otrzymamy blisko 30 godzin dobrej zabawy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *