Czy nad adaptacją Metal Gear Solid właśnie zawisły czarne chmury?

Ludzie, którzy zamierzają pełnić jakąś funkcję publiczną, powinni liczyć się z krytyką. Nieważne czy mówimy o byciu prezydentem, komikiem, posłem czy może pisarzem. Zasada jest prosta – cokolwiek idzie w świat, będzie oceniane i nie zawsze te oceny będą nam się podobały. Osoby publiczne mogą wziąć tę krytykę pod uwagę i przełożyć ja na przyszłe dzieła lub pokryć się teflonem i pozwolić krytyce spływać po sobie. Obie te opcje mają swoje wady i zalety. Gdyby ktoś z Lucasfilmu nie wsłuchał się w opinie fanów po premierze „Mrocznego Widma”, mielibyśmy trzy filmy o przygodach Jaj-Jar Binksa. Z drugiej strony, gdyby David Lynch przejmował się krytyką, nie dostalibyśmy jego najlepszych dzieł. Jordan Vogt-Roberts, reżyser filmu Kong: Wyspa Czaszki, wybrał trzecią opcję – debatę z krytykami. Na YouTube od kilku lat istnieje kanał „CinemaSins”, na którym możemy znaleźć serię filmików wytykających błędy w filmach. Jak głosi ich slogan, żaden film nie jest bez grzechu, więc biorą na warsztat zarówno produkcje Oscarowe, jak i z-klasowe filmy takie jak „The Room”. Kanał jest rozrywkowy, sami twórcy przynają, że ich pracy nie należy traktować zbyt poważnie, bo jest ona raczej czepianiem się szczegółów, a nie poważną krytyką filmową.

Niedawno CinemaSins wziął pod lupę film Kong: Wyspa Czaszki. Normalne nagranie, niewiele różniące się od 500 innych filmików wyprodukowanych przez tę ekipę. Jednak tym razem stało się coś niezwykłego-reżyser Vogt-Roberts pojawił się na twitterze w obronie swojego dzieła. I nie mówimy tu o jednym czy dwóch tweetach, mówimy o kilkudziesięciu. Widać, że obejrzał to nagranie bardzo dokładnie, bo wrzucał pojedyncze klatki z ich nagrania i przedstawiał swoją polemikę do ich krytyki. Niestety w miarę rozkręcania się dyskusji, reżyser coraz bardziej wściekle atakował chłopaków z CinemaSins, nazywając ich trollami niszczącymi przemysł filmowy i atakując ich cały kanał. Docinki robiły się coraz ciekawsze, w pewnym momencie jakimś cudem Jordan wciągnął w to wszystko Trumpa.

Jordan Vogt-Roberts
Rumcajs? Nie to reżyser Kong: Wyspa Czaszki i nadchodzącej ekranizacji MGS. Zdjęcie pochodzi z Wikipedii.

Nie jest to pierwszy reżyser filmowy, który ma problem z negatywną recenzją swojego filmu. Wszyscy zapewne pamiętamy scenarzystę „Kac Wawa” debatującego w telewizji z Tomaszem Raczkiem i opowiadającego, że jego film jest śmieszny, bo on był w kinie i widział, jak ktoś w drugim rzędzie się zaśmiał. Była też pani Barbara Białowąs, która wyzwała do debaty Michała Walkiewicza z redakcji Filmweb. Obie te konfrontacje mają jedną wspólną cechę – zakończyły się porażką i kompromitacją dla twórców filmu oraz zrobiły więcej złego niż dobrego dla samego filmu. Po debacie z Raczkiem „Kac Wawa” stał się synonimem złego filmu. Twórczyni Big Love nie nakręciła od 5 lat żadnego filmu. A szkoda, bo gdyby poprawiła błędy, o które zarzucali jej krytycy, jej następny film mógłby być naprawdę dobry.

CinemaSins vs Jordan Vogt-Roberts
Reżyser posunął się nawet do analizy poszczególnych ujęć z filmika CinemaSins

Dlaczego w ogóle piszę o jakimś reżyserze, który ma publiczny odlot i poniża się, wchodząc w polemikę z krytykiem? Bo Jordan Vogt-Roberts jest osobą wytypowaną do nakręcenia adaptacji mojej ukochanej Metal Gear Solid! Film, który wiele lat znajdował się w tzw. development hell, ma swojego reżysera. I jest nim człowiek, który nie potrafi przejść obojętnie nad nagraniem z youtube, w którym nabijają się z jego filmu. Czy to może mieć znaczenie? Jak najbardziej. Być może pan Vogt-Roberts nie potrafi znieść ciśnienia panującego na planie hollywoodzkiej superprodukcji. Może ma problemy osobiste. Może ma dziecinne usposobienie. Nie wiem, ale wiem, że tego typu odloty nigdy nie kończyły się dla filmu dobrze. Patrzę tutaj na „Fantastyczną Czwórkę”, której reżyser przeżył załamanie nerwowe na planie, film przejęła wytwórnia i zrobiła jeden z najgorszych filmów w historii.

  Silent Hill - recenzja filmu
Chris Evans jako Solid snake
Chris Evans jako Solid snake (fanart)

Patrzę na twórcę dokumentu „Kony2012”, który narobił wokół siebie tyle szumu, że załamał się nerwowo i pewnego dnia znaleziono go nagiego, onanizującego się na środku ulicy. Patrzę tu na Paula Feiga, który po wypuszczeniu zwiastuna Pogromców Duchów z 2016, po olbrzymiej fali krytyki, zamiast wziąć się za poprawki filmu, który był ewidentnie nieśmieszny, wolał ubliżać wszystkim krytykom od „mizoginów” i „seksistów”. Ba! W drugim zwiastunie dodał nawet scenę, w której jedna z bohaterek wygłasza kwestię: „I don’t know if it’s a race thing or a lady thing, but I’m mad as hell”. Miała być ona odpowiedzią na krytykę pierwszego trailera. Więc co teraz z MGS? Na razie nad projektem wiszą czarne chmury. Ze względu na politykę Konami, która zabrania Kojimie zbliżać się na kilometr do czegokolwiek związanego z serią, raczej nie uświadczymy żadnego wkładu od tego twórcy. Zresztą, nawet gdyby Konami chciało wkładu od swojego byłego pracownika, może on nie być zainteresowany rozwijaniem marki dla firmy, która go w tak wyszukany sposób potraktowała. Jordan spotkał się w tym roku z Kojimą, ale to nie to samo co stała konsultacja na planie.

Białowąs Walkiewicz
Debata reżyser kontra krytyk. Mina pana Walkiewicza mówi wszystko.

Reżyser ogólnie dużo mówi o projekcie i często opowiada, jak bardzo kocha całą serię. Jednak oprócz ciągłego dmuchania balonika obietnic, nic konkretnego nie zobaczyliśmy. Nie ma scenariusza, nie ma potencjalnych aktorów, w sumie nie mamy nic. A teraz do tego równania dodajemy reżysera o problemach emocjonalnych. Wiem, że najwięksi geniusze rzemiosła filmowego mieli swoje odloty. Kubrick kazał aktorom po 100 dubli kręcić. David O. Russell wchodził w ciągłe awantury ze swoimi aktorami, a nawet kiedyś pobił się z jednym. Jednak ci panowie nadrabiali swój temperament, olbrzymim talentem. Niestety Vogt-Roberts jak na razie jako reżyser niczym poważnym nas nie uraczył. Dobrze oceniony film o dorastaniu i letni blockbuster z opinią przeciętniaka, to trochę za mało, żeby nazywać go objawieniem kina. Ja właśnie zacząłem się obawiać o losy filmu. W tym roku już mieliśmy podobny przypadek. Znana marka, reżyser twierdzący, że jest pasjonatem. Znane nazwiska w obsadzie też nie pomogły i Assassins Creed zwyczajnie zatonął w kinach. Oby to samo nie spotkało marki MGS. Szczególnie z reżyserem-frustratem u steru.

Kojima uważa że Hugh Jackman byłby idealnym Solid Snakiem. Jak dla mnie jest on już troszkę za stary. Ale świetnie by pasował do roli Big Bossa

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *