Gray Matter – recenzja gry przygodowej

Jane Jensen to nazwisko, które miłośnikom gier kojarzy się głównie z serią „Gabriel Knight”. I choć seria o przygodach Schattenjägera jest bez wątpienia jej szczytowym osiągnięciem, pisarka ma na koncie także kilka innych, mniej znanych produkcji. Jedną z nich jest omawiana tutaj gra przygodowa zatytułowana „Gray Matter”.

Samantha Everett to podróżująca po Anglii młoda iluzjonistka. Celem jej wyprawy jest odnalezienie siedziby sekretnego klubu magików o nazwie Deadalus. Gdy jej motor psuje się w okolicach Oksfordu, młoda kobieta szuka schronienia w pobliskiej posiadłości. Należy ona do ekscentrycznego neurobiologa, profesora Davida Stylesa. Kiedy Samantha dowiaduje się, że naukowiec poszukuje asystentki, podaje się za poszukującą pracy studentkę. Niestety, dobrze płatna posada nie jest łatwa. Zgorzkniały i ciężko okaleczony w wypadku profesor jest trudny w obyciu, a opinia, która się za nim ciągnie, sprawia, że ludzie omijają go szerokim łukiem. Tymczasem Samantha dostaje swoje pierwsze zadanie – ma zrekrutować grupę studentów do tajemniczego eksperymentu.

Fabuła Gray Matter

Fabuła dzieli się na dwa główne wątki, które w pewnym momencie zaczynają się zazębiać. W pierwszym główna bohaterka poszukuje siedziby klubu. Elitarna organizacja rekrutuje nowych członków w bardzo oryginalny sposób – umieszczając w różnych punktach miasta łamigłówki zawierające wskazówki dotyczące lokalizacji klubu. W drugim wątku Samantha wykonuje obowiązki związane z jej nową pracą: od rekrutacji ochotników do eksperymentu, poprzez porządkowanie kartotek, aż po załatwianie rozmaitych spraw na mieście, których oszpecony naukowiec nie może się podjąć. Sytuacja się komplikuje, gdy Samantha wraz z kilkoma innymi osobami poddaje się eksperymentowi, a w mieście zaczynają się dziać niezwykłe wydarzenia. Czy jest to uboczny skutek nowatorskiego badania, studenckie żarty, czy może działalność magików zazdrośnie strzegących swoich sekretów?

gray matter gra recenzja
Głownym miejscem akcji Gray Matter jest Oxford

Pod względem technicznym „Gray Matter” to klasyczna przygodówka z interfejsem point-and-click. Zwiedzamy kolejne lokacje, zbieramy przedmioty, rozmawiamy z postaciami i rozwiązujemy zagadki. Jak na nowoczesną przygodówkę przystało, kursor jest „inteligentny”, czyli sam dobiera odpowiednią akcję, jaką można wykonać na danym obiekcie. Każdy miłośnik tego typu gier od razu poczuje się jak ryba w wodzie. Jedyną nowością są umiejętności iluzjonistyczne Samanthy. Czasami musimy wykonać na kimś sztuczkę magiczną (np. podmienić czy podrzucić jakiś przedmiot tak, by ofiara się nie zorientowała). Po kliknięciu na taką osobę otwiera się menu iluzji, w którym musimy wybrać odpowiednią kolejność ruchów. Przykładowo: umieszczamy ikonkę danego przedmiotu w ręce bohaterki, po czym przeciągamy ten sam przedmiot do rękawa, a następnie wybieramy akcję „odwrócenie uwagi”. Naszym zadaniem jest wybranie właściwej sekwencji na podstawie podręcznika magii, który Samantha nosi przy sobie. Mechanika ma sens fabularny i wybija się ponad zwykłe „użyj przedmiotu X na obiekcie Y”.

  Joker - recenzja filmu Todda Phillipsa

recenzja gray matter

Zagadki w grze nie należą do szczególnie skomplikowanych. Poszukujący wyzwania starzy wyjadacze mogą poczuć się nieco rozczarowani. Jednak coś za coś – większość zadań jest logiczna i twardo osadzona w świecie gry, więc nie uświadczymy tu absurdalnych, niemal surrealistycznych łamigłówek znanych z wielu innych przygodówek. Dodatkowym ułatwieniem jest brak możliwości popełnienia błędu kończącego grę (np. śmierć bohaterki) w stylu klasycznych produkcji Sierry. Ogólnie rzecz biorąc, poziom trudności jest wyważony i nie frustruje – a w tego typu grach to zdecydowanie zaleta.

Grafika budzi mieszane uczucia. Lokacje są ładne, dopracowane i nadają całej opowieści gotyckiego klimatu. Posiadłość Stylesa mogłaby być tłem gry pokroju „Black Mirror”. Niestety, po tych ładnych, płaskich bitmapach poruszają się niespecjalnie dopracowane trójwymiarowe modele postaci. Mimo iż gra pochodzi z 2010 roku, wyglądają one, jakby stworzono je z pięć lat wcześniej. Być może dlatego w cutscenkach użyto animowane obrazki naśladujące kadry komiksu.

recenzja gry gray matter
Cutscenka w Gray Matter

Muzyka do złudzenia przypomina utwory znane z „Gabriel Knight”. Nic w tym dziwnego, gdyż za obie gry odpowiada kompozytor Robert Holmes – prywatnie mąż Jane Jensen. Utwory mają w sobie nutkę nostalgii i tajemniczości, a ścieżka dźwiękowa to mocniejsza strona gry. Nieco gorzej wypada obsada głosowa. Większość aktorów wywiązuje się ze swego zadania bardzo dobrze, jednak trafiają się tacy, którzy zmagają się z dialogami i brzmią nienaturalnie.

Czy warto dać szansę „Gray Matter”? Jeśli lubicie klasyczne przygodówki z bogatą historią i nutką tajemnicy, gra powinna trafić w wasze gusta. Nie jest to może produkcja na miarę kultowej serii „Gabriel Knight”, ale zdecydowanie stanowi godną pozycję w portfolio Jane Jensen – i solidny dowód na to, że jej talent do snucia intrygujących historii nie wygasł wraz z końcem złotej ery przygodówek. Jeśli jednak szukacie czegoś nowatorskiego, wybijającego się ponad typową konwencję point-and-click, gra może was rozczarować.

The Beast Within: A Gabriel Knight Mystery – recenzja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *