Until Dawn – recenzja

Grupa młodych atrakcyjnych ludzi spędza czas w leśnej chacie położonej gdzieś w mroźnych kanadyjskich lasach. Przez głupi żart spłatany jednej z dziewczyn, dochodzi do tragedii, w wyniku której giną dwie siostry. Mija rok. Brat zaginionych zaprasza wszystkich uczestników feralnej wycieczki na ponowne spotkanie w tym samym miejscu. Pobyt ma uczcić pamięć sióstr i być symbolicznym pożegnaniem, gdyż ich ciał nigdy nie odnaleziono. Niestety zamiast wspominania zmarłych uczestnicy spotkania zmuszeni zostają do walki o życie, gdy polowanie na nich rozpoczyna morderczy psychopata.

Gra stara się wykorzystać niemal każdą możliwą kliszę związaną z gatunkiem slasherów. Banda atrakcyjnych, jednak niezbyt inteligentnych nastolatków, odosobniona lokacja, tajemniczy złoczyńca, czające się za każdym rogiem jump-scare oraz jeszcze kilka elementów, których nie będziemy tu spoilować. Scenarzyści próbowali umieścić w fabule przewrotny twist, jednak dość szybko możemy wywnioskować, kto stoi za wszystkimi wydarzeniami. Natomiast w połowie gry, po ujawnieniu głównego winowajcy, reszta gry zmienia się w standardowy horror z potworami, inspirowany kilkoma dosyć popularnymi filmami. Nie ma w tym nic odkrywczego. Jednak mimo tych być może celowych klisz gatunkowych w Until Dawn gra się wyjątkowo dobrze.

Rozgrywka jest podzielna na trzy główne elementy: oglądanie cutscenek, poruszanie się trybie trzecioosobowym i quick time eventy. Cutscenki są zdefiniowane naszymi poprzednimi wyborami, więc czasami zobaczymy nieco inny przebieg wydarzeń. Quick time eventy to proste sekwencje wciskania guzików. Nasza postać ucieka w panice, a na ekranie pojawiają się symbole klawiszy do wciśnięcia. Czasami gra nam wybaczy pomyłkę – postać potknie się, ale wstanie i będzie biec dalej, a czasami błąd oznacza śmierć. W trybie trzecioosobowym eksplorujemy otoczenie. Możemy znaleźć cenne dokumenty, totemy z przepowiedniami dotyczącymi przyszłości bohaterów i różne użyteczne przedmioty. Okazjonalnie też na ekranie pojawia się konieczność dokonania wyboru: iść w lewo czy prawo, schować się, czy uciekać itp.

Until dawn

Największą zaletą Until Dawn jest „butterfly efect”, czyli efekt skrzydeł motyla. Malutkie, pozornie nic nieznaczące decyzje, w przyszłości mogą się zemścić na graczu, doprowadzając do śmierci jednej z postaci. W jednym z pomieszczeń atakuje nas pies. Po wymierzeniu mu soczystego kopniaka możemy ruszyć dalej lub znaleźć dla niego jedzenie. Po nakarmieniu pies zmieni do nas nastawianie. Kilka rozdziałów dalej ten sam pies pomoże nam lub nie, w zależności od naszych poprzednich akcji. Chociaż historia jest linearna, odnóg fabularnych jest na tyle dużo, że grę można ukończyć kilka razy i wciąż znajdować nowe scenki. Najważniejsze są oczywiście te na wagę życia i śmierci, jednak nawet pomniejsze mają fabularne znaczenie. Czy zakochana para ukończy grę razem, czy nastąpi rozstanie? Wybory nadają grze odrobinę głębi, gdyż jeśli postacie się rozdzielają i giną, to jest to wyłącznie nasza wina. Mogliśmy przecież wybrać opcję trzymania się razem. Postacie w filmie możemy obwiniać o głupotę, jednak w grze jedynie siebie. Takie podejście powoduje, że gra nadaje się do wielokrotnego przechodzenia.

  A Plague Tale: Innocence - recenzja

Obsada jest naprawdę imponująca. W bohaterów wcielają się: Rami Malik (Nie czas umierać), Hayden Panettiere (Heroes), Peter Stormare (Fargo, John Wick) i Brett Dalton (Agenci T.A.R.C.Z.Y.). Aktorzy dają z siebie wszystko. Nawet kiczowate kwestie dialogowe, rodem z najtandetniejszych horrorów obsada wypowiada z pasją godną jakiejś lepszej sprawy. Szczególnie dobrze gra Rami Malik. Późniejszy zdobywca Oskara już w trakcie kręcenia Until Dawn miał okazję zademonstrować swój talent. Do niego tez należą najlepsze teksty w grze.

Jak na 2015 rok, grafika jest wyjątkowo dobra. Kto wie, czy nie jest to najładniejsza gra na PlayStation 4 z tamtego okresu. Tekstury, oświetlenie, motion capture — wszystko jest wykonane z niezwykłym pietyzmem. Niestety dużą wadą jest brak optymalizacji. W trakcie sekcji chodzonych grafika jest wyświetlana w około 25-30 fps, jednak podczas zbliżeń na twarze postaci, ilość klatek spada nawet do 15. Gra przypomina wtedy pokaz slajdów. Co ciekawe Until Dawn powstało na silniku Decima, na którym chodzą gry takie jak Death Stranding i Horizon Zero Dawn. Ponieważ gry te mają lepsze osiągi zarówno podczas pięknych cutscenek jak i wyświetlania połaci gigantycznego otwartego świata, prawdopodobnie twórcy gry nie umieli odpowiednio zoptymalizować silnika gry. Nawet na konsoli PS4 Pro gra ledwo co osiąga 35 fps.

Until dawn michael

Inną wadą jest przesadne bazowanie na jump-scare. Pojawiają się one niemal na każdym kroku. Oczywiście jeśli chodzi o taki gatunek, to wiadomo, że takie zagrywki będą nieuniknione, jednak nawet jak na slasher jest ich obrzydliwie dużo. W pewnym momencie przestają zaskakiwać, gdyż jesteśmy na nie znieczuleni. Gdy idziemy jakimś korytarzem, niemal podświadomie wiemy, że za chwilę ktoś wyskoczy zza rogu korytarza, albo z głośnym hukiem na ziemię spadnie jakiś przedmiot.

Gra nie próbuje udawać dzieła głębokiego – od początku do końca jest to kiczowaty slasher o grupie głupich nastolatków. Postacie mogą być trochę irytujące, a historia momentami przewidywalna, jednak w swojej kategorii jest to bez wątpienia jedna z lepszych pozycji.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *