Resident Evil 8: Village – recenzja

Prawdopodobnie żadna inna seria gier komputerowych nie przeszła takiej metamorfozy jak „Resident Evil”. Początkowe odsłony były pełnokrwistym b-klasowym horrorem zniewielką ilością akcji. Później seria przeżyła krótkotrwały romans z gatunkiem rail-on-shooter i zaliczyła nieudane podejście do świata gier online. Premiera czwartej części oznaczała odejście od horroru na rzecz większego nacisku na akcję. Ta tendencja trwała aż do szóstej części, która spotkała się z krytyką zarówno ze strony zagorzałych fanów, jak i zwykłych graczy. Radykalna zmiana nastąpiła dopiero w siódmej odsłonie. Gra nie tylko przeszła na perspektywę pierwszoosobową, skupiając się na atmosferze i napięciu, ale również zainaugurowała nowy rozdział serii, będąc prawie całkowicie oderwaną od głównego uniwersum. Siódma część została bardzo ciepło przyjęta przez graczy i krytyków. Po czteroletniej przerwie pojawiła się nowa kolejna, ósma już odsłona. Czy udało się utrzymać ten sam poziom?

Akcja Resident Evil 8 rozgrywa się trzy lata po ucieczce z domu rodziny Bakerów. Ethan Winters i Mia mieszkają gdzieś w Europie, zajmując się wychowywaniem swojej sześciomiesięcznej córki Rose. Ich spokój zakłóca niespodziewane pojawienie się Chrisa Redfielda, który bez żadnego powodu zabija Mię, a następnie porywa ich dziecko. Ethan także zostaje uprowadzony. Podczas transportu dochodzi do wypadku, co pozwala mu na ucieczkę. W poszukiwaniu córki dociera do tajemniczej wioski położonej w Transylwanii. Tam dowiaduje się, że jego dziecko jest przetrzymywane przez tajemniczy kult, który planuje je złożyć w ofierze.

Jeśli siódemka była powrotem do korzeni serii, z nastawieniem na budowanie napięcia, aspekt przygodowy i surwiwalowy, Village podobnie jak czwarta odsłona stawia na akcję. Przedmiotów do zdobycia jest tu tyle, co kot napłakał i rzadko kiedy mamy problem z odnalezieniem miejsca ich przeznaczenia. Powiększono za to asortyment broni. Od niemal samego początku posiadamy pistolet, a ciągu zaledwie pół godziny dostajemy w ręce shotguna. Podobnie jak w czwartej odsłonie dodatkowe bronie możemy kupować i ulepszać dzięki usłudze tajemniczego Duke’a. Duke jest kopią Merchanta z czwartej odsłony — sprzedaje broń, amunicję i inne przydatne rzeczy, oraz skupuje odnajdywane przez gracza skarby.

Tytułowa wioska jest hubem łączącym ze sobą kolejne etapy. W jej różnych częściach znajdują się zamknięte bramy. Po zdobyciu odpowiedniego klucza możemy jedną z nich otworzyć, co da nam dostęp do nowej lokacji. Po pokonaniu znajdującego się na końcu etapu bossa otrzymujemy klucz, wracamy do wioski i otwieramy nim kolejną bramę. Nie ma w tym jakiejś głębszej filozofii albo główkowania. Tylko jeden etap daje nam okazję wysilić szare komórki, jednak do najlepszych odsłon serii pod tym względem daleko.

Village powraca do kampu znanego z czwartej odsłony. Dostawcą broni, jest grubas o niewyobrażalnych rozmiarach, który pojawia się w przypadkowych miejscach. Przeciwnikami są: wysoka, seksowna wampirzyca, jej córki, wiedźma, wilkołaki, olbrzym, upiorne lalki, zombie i…transformers. Zupełnie jakby twórcy gry postanowili wrzucić do gry każdy element horroru i science fiction, jaki do tej pory nie pojawił się w serii. Na dodatek te nie zawsze pasujące do siebie elementy są podane w takiej formie, że Resident Evil 8: The Village momentami jest bardziej śmieszny niż straszny. Trzeba jednak przyznać, że przeciwnicy są pamiętni. Wyobraźnią internautów zawładnęła obdarzona pokaźnymi walorami Lady Dimitrescu, jednak pozostali przeciwnicy są równie barwni. Rozczarowuje jedynie ostateczny boss.

Warto zwrócić uwagę, że twórcy z mniejszym lub lepszym skutkiem próbują w jakiś sposób połączyć ze sobą wątki nie tylko z poprzedniej części, ale i z wszystkich Residentów od zaczynając od części pierwszej. Poprzednia część łączyła fabułę siódemki z resztą, poprzez króciutki występ Chrisa Redfielda, jednak tutaj dowiadujemy się, skąd założyciel Umbrelli wziął pomysł na eksperymenty genetyczne. Biorąc pod uwagę dotychczasowy stan ciągłości fabularnej kolejnych odsłon, jest to łatanie gigantycznej dziury taśmą klejącą, jednak niektórym może się spodobać, że twórcy przynajmniej próbują. Zresztą nawet fabuła tej części, w oderwaniu od reszty jest dziurawa jak sito. W początkowej scenie Chris zabija Mię. Scena dramatyczna i budząca wiele pytań. Jednak gdy poznajemy całą prawdę, pozostaje zadać pytanie, dlaczego Chris nie udzielił Ethanowi słowa wyjaśnienia. Byłoby to z jego strony logicznym zachowaniem. Jednak nie — twórcy potrzebowali dramatycznego wprowadzenia do gry, więc logika wyleciała za okno.

  Searching 2018 - recenzja filmu

Najsłabszym elementem gry jest, bez wątpienia, główny bohater. Po przejściu obu gier, w których występuje, wciąż trudno określić, jaką osobowość ma reprezentować. Początkowo jest przedstawiony jako przeciętny, przerażony człowiek, z którym gracz może się identyfikować. Jednak nagle, nie wiadomo dlaczego, bohater zaczyna wypowiadać teksty w stylu Arnolda Schwarzeneggera z okresu jego ekranowej świetności. Ethan czasami reaguje z zainteresowaniem i przerażeniem, a moment później nie wykazuje żadnej reakcji na naprawdę niezwykłe i dramatyczne wydarzenia.

Laleczka resident evil 8

Jeśli pod względem zagadek Resident Evil 8 niedomaga, tak trzeba przyznać, że akcja jest satysfakcjonująca. Nie do końca udane są za to pojedynki z bossami, które w większości ograniczają się do tradycyjnego strzelania do świecących wypustek na ciele jakiegoś potwora. Czy Capcom wymyśli kiedyś jakieś ciekawsze rozwiązanie?

Resident Evil 8 przypomina zlepek oderwanych od siebie pomysłów, które ktoś postanowił połączyć w jedną niekoniecznie harmoniczną całość. Teoretycznie taki miszmasz nie powinien się sprawdzać, jednak mimo potężnej dawki kiczu i nie do końca logicznej fabuły, Resident Evil 8: Village broni się zapadającymi w pamięć przeciwnikami, dużą dawką akcji i sporą dozą kreatywności.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *