Jesień jest zazwyczaj czasem, który kojarzy się z ciepłym swetrem, smakową herbatką oraz setkami przewertowanych kartek ulubionych pozycji książkowych (bądź jak kto woli — stron na Kindle). Jednak atmosfera tej pory roku sprzyja również chęci sięgnięcia do najbardziej ekscytującego i mrocznego gatunku filmów — horrorów. Wytwórnie przyzwyczaiły nasze umysły do wyszukanych historii, potwornych postaci, a nawet być może do elementów zaskoczenia. Wszyscy doskonale znamy ten dreszczyk emocji, oczekiwanie na rozwiązanie tajemnicy, krzyki, stwory, litry zużytej sztucznej krwi, z woreczkami której tak dzielnie radzą sobie aktorzy. Oczywiście miło by było mieć w swojej kolekcji jakieś narodowe perełki, jednak tym tytułem raczej też się nie pochwalimy.
Film zaczyna się niewinnie, jak na horror przystało. I nic nie zapowiada zbliżających się mrocznych wydarzeń… No może poza lasem, typowym obozem na pustkowiu i dość specyficzną grupą młodzieży. Nasi bohaterowie to przede wszystkim: Okularnik i maniak komputerowy, śmieszek, sportowiec, ślicznotka używająca lokówki nawet na obozie oraz ta cicha i dziwna dziewczyna, która z pozoru nie rzuca się w oczy. Brzmi znajomo? Z pewnością. Twórcy doskonale sprawdzili się w zapożyczeniu utartych schematów rodem z Hollywood. Od czasów, kiedy słynny Janson zawojował świat filmów grozy, ciężko uciec od tych wzorców.
Wróćmy jednak do historii o naszej grupce. Oczywiście pozostają pod opieką Pani Izy, która prowadzi ich przez las. Początkowo zatrzymują się na noc wśród drzew, każdy z nich ma własny namiot, potem siadają przy ognisku i rozmawiają o swoich problemach. Kiedy nocny spacer nad wodę kończy się dość upojnie dla pary sportowiec-ślicznotka, zaraz potem ginie jedno z nich. Nad ranem zaniepokojona ekipa rozpoczyna w końcu poszukiwania kolegi. Jak można się było spodziewać, zaczynają ginąć kolejne osoby. Kiedy dziwna dziewczyna (nosząca jako naszyjnik figurkę postaci z Robocopa) wraz z komputerowym maniakiem oraz opiekunką trafiają do chatki (dom bliźniaków-stworów) dociera do nich przykra prawda o losie zaginionego chłopaka. I tak rozpoczyna się cała niefortunna przygoda. Gdyby tylko bohaterowie nie pozbyli się swoich telefonów (należy tu wspomnieć, że żelazne zasady obozu zakazują używania jakichkolwiek sprzętów elektronicznych). Niestety, kolejne próby znalezienia pomocy kończyły się fiaskiem. Jak to w takich sytuacjach bywa, z całej grupy leśnych wędrowców przetrwała tylko jedna osoba…
W ciągu trwającego 1 h 42 minuty filmu mieliśmy zaszczyt podziwiać grę aktorską wielu znanych osobistości. Wojciech Mecwaldowski jak zawsze sprawdził się w roli zabawnego kierownika obozu. Piotr Cyrwus (vel Rysiek z “Klanu”) wykreował postać księdza, którego zadanie i intencje w tym filmie nie są do końca jasne i może nie warto się na tym skupiać, skoro i tak skończył jako ofiara jednego z bliźniaczych stworów (dla jasności — został wepchnięty do urządzenia służącego do przemiału gałęzi). Także jedynym celem “wklejenia” do historii postaci listonosza (przesławny Grucha z “Chłopaki nie płaczą”) pokrzywdzonego przed laty przez dwa potwory zdaje się ukazanie upływu czasu. Jednakże miłym zaskoczeniem okazała się postać grana przez Julię Wieniawę. Chociaż sam film nie należy do najlepszych, to z całą stanowczością młoda aktorka pokazała, na co ją stać, a przede wszystkim zerwała z wizerunkiem przemądrzałej nastolatki. Tutaj widzimy ją jako spokojną, wycofaną osobę, która ma za sobą ciężkie chwile. Jej charakter wysuwa się na pierwszy plan. To ona okazuje się tą odważną i niezwykle silną bohaterką. Od samego początku widać, że aktorka naprawdę przyłożyła się do tej roli. Grała wzrokiem, ciałem, głosem, Doskonale oddała nastrój, jaki w tego typu filmach powinien panować i za to bez wątpienia należą jej się najwyższe noty.
W trakcie trwania seansu dowiadujemy się, skąd wzięła się nazwa filmu. “W lesie dziś nie zaśnie nikt” – to nie tylko tytuł, ale też fragment kończący pojawiającą się bajkę odczytywaną przez matkę pewnych dwóch chłopców…. Cały film natomiast wywołuje raczej odrazę z powodu nadużycia (sztucznej) krwi i elementów ciała, które jest zjadane przez dziwne kreatury. Co zaś dotyczy samych morderczych osobników, to poza paskudnym wizerunkiem, budzą raczej śmiech niż przestrach. Cóż, może gdyby spotkać ich w realnym świecie, nocą i to w lesie (bo gdzie indziej? Na cmentarzu?), to można krzyknąć z przerażenia, ale to przecież tylko film… I choć sama historia opowiadająca o tym, jak doszło do przemiany bliźniaków w mordercze stworzenia, jest nawet ciekawa, to po horrorze oczekujemy emocji, których w rzeczywistym świecie nie chcielibyśmy doznać, a takowych ta pozycja nie dostarcza.
Być może, oglądając ten film, kilka razy złapiecie się za głowę i zaczniecie rzucać pytaniami do telewizora “po co tam idziesz? No po co? Przecież cię zobaczy i zginiesz”, po czym zakończycie “no pięknie, no i wiedziałam, że tak będzie” (brawo dla wszystkich jasnowidzących), ale “W lesie dziś nie zaśnie nikt” to film, który zamiast trzymać w napięciu, trzyma się raczej utartych schematów. Rzecz jasna, zawsze można film obejrzeć. W końcu o gustach się nie dyskutuje. Ostatecznie, można o nich porozmawiać.
Autor:
Aleksandra Zdancewicz