Broken Sword: Shadow of the Templars – Recenzja

Lata 90. to bez wątpienia złoty okres gier przygodowych. Na świecie największe tryumfy święciły produkcje Sierry, a w Polsce przygodówki zaraz za platformówkami były drugim ulubionym gatunkiem rodzimych deweloperów. Z czasem wyklarowały się dwa nurty w tego typie gier. Jedne stawiały na realizm i grafikę jak najbardziej naśladującą rzeczywistość, natomiast drugie szły w przeciwną stronę, stawiając na ręcznie rysowaną kreskę i surrealistyczną humorystyczną przygodę. W 1996 pojawiła się pozycja, która w udany sposób łączyła ze sobą oba te trendy.

Firma Revolution Software nie była gigantem rynku, jedna miała jeden atut – silnik Virtual Theatre. Był to system pozwalający nie tylko tworzyć scenerię gry przygodowej i zaludniać je NPC-ami, ale także kontrolować ruchy tych postaci, dzięki czemu postacie niegrywalne zachowywały się naturalnie. W większości gier postać taka siedziała w jednym miejscu, czekając na akcję ze strony gracza, ale dzięki Virtual Theatre postać chodziła swobodnie po ekranie, wymijała przeszkody i zajmowała się różnymi rzeczami. Zwiększało to możliwość tworzenia zagadek (np. trzeba było cierpliwie poczekać, aż postać gdzieś odejdzie), oraz realizm. Na Virtual Theatre powstały dwie bardzo dobrze przyjęte gry: Lure of the Temptress i Beneath a Steel Sky. Ten drugi tytuł powstał w kolaboracji z rysownikiem Davidem Gibbonsem, który wymyślił także scenariusz. Jeszcze w trakcie tworzenia Beneath a Stell Sky, właściciel firmy, Charles Cecil już myślał nad kolejnym tytułem. Zainspirowany książką Święty Graal, Święta Krew, chciał zrobić grę opartą o historię zakonu templariuszy, fabularnie naśladującą film przygodowy. W tym celu Cecli wraz z dwoma pracownikami swojej firmy zapisał się na kurs pisania scenariuszy filmowych. Po jego ukończeniu, pracownicy uzbrojeni w odpowiednią wiedzę, przystąpili do pracy.

Broken Sword Shadow of the Templars recenzja

Kolejnym krokiem po napisaniu scenariusza było dobranie obsady głosowej. W połowie lat 90. nie było to jeszcze standardem, a nawet kiedy gra miała dubbing, obsada głosowa składała się z amatorów (czasami byli to sami twórcy gry). Do Broken Sword zatrudniono absolwentów szkoły aktorskiej. Głównymi bohaterami uczyniono Amerykanina i Francuzkę, co miało zwiększyć sprzedaż zarówno w USA, jak i w Europie, poprzez apelowanie do lokalnych sentymentów.

Publikacji gry podjął się wydawca Virgin Interactive. Tutaj pojawił się pewien zgrzyt, gdyż Virgin odmówiło wydania gry w wersji na PlayStation, argumentując, że dwuwymiarowa gra na utożsamianej z trójwymiarową grafiką konsoli Sony nie sprzeda się zbyt dobrze. Dodatkowo na rynku amerykańskim Virgin zmieniło tytuł na Circle of Blood. Sensacyjna nazwa miała przyciągnąć więcej klientów. W tym czasie Revolution Software prowadziło zakończone sukcesem negocjacje z Sony, które zgodziło się zostać wydawcą gry w wersji na PlayStation. Sony nie poszło śladem Virgin, więc gra w wersji konsolowej na całym świecie nosi ten sam tytuł: Broken Sword: Shadow of the Templars.

Głównym bohaterem gry jest George Stobbart – Amerykanin na europejskich wakacjach. Podczas zwiedzania Paryża, George jest świadkiem zamachu terrorystycznego. Kawiarenka, w której delektował się kawą, wylatuje w powietrze, a on zostaje jednym z nielicznych świadków wydarzenia. Po przesłuchaniu przez policję, która nie wydaje się specjalnie zainteresowana rozwiązaniem sprawy, George postanawia rozwikłać ją na własną rękę. Podążając za poszlakami, poznaje śliczną dziennikarkę – Nicole Collard. Z jej pomocą beztroskie wakacje zamieniają się w prawdziwie epicką przygodę obejmująca kilka krajów i sięgającą mroków historii.

Broken Sword: Shadow of the Templars jest typową grą przygodową point and click. Lewym klawiszem myszy się przemieszczamy, prawym używamy przedmiotów i rozmawiamy. Rozmowy zamiast typowych opcji dialogowych pokazują nam ikonki sugerujące dostępne tematy. Mimo poważnej tematyki sporo dialogów skrzy humorem. George często przekomarza się z różnymi postaciami lub mówi nam w formie narracji, co myśli o danej sytuacji lub osobie. Obserwacje są trafne i zabawne. Policjant z wyłupiastymi oczami wygląda jak kurczak cierpiący na zatwardzenie a rozmowa z amerykańską turystką przypomina wysyłanie sygnałów w przestrzeń kosmiczną — czekając odpowiednio długo, jest szansa na uzyskanie inteligentnej odpowiedzi, niestety niewielka”. Nawet zwykły dialog, w którym Stobbart przedstawia się, przemyca drobny żart:

George Stobbart: Powiedzmy, że działam w imieniu prawdy i sprawiedliwości.
Todryk: Dzięki Bogu, już się bałem, że jesteś z policji.

Zagadki są tradycyjne dla gier przygodowych z tamtego okresu. Łączymy ze sobą przedmioty, aby uzyskać jakiś efekt lub nowe zastosowanie. Niektóre przedmioty są dostępne dopiero po rozmowie z odpowiednią osobą, co może być odebrane zarówno jako zaleta, jak i wada. Zaleta, gdyż zachowany jest ciąg przyczynowo-skutkowy wydarzeń, a wada, bo czasami na coś sami wpadliśmy i mimo to musimy odnaleźć odpowiednią postać, aby nam wytłumaczyła, co powinniśmy zrobić. Mimo iż Broken Sword stara się być jak najbardziej osadzony w rzeczywistości, kilka zagadek jest lekko od niej oderwanych. Musimy na przykład uwierzyć, że główny bohater zwiedza kilka krajów, wożąc ze sobą worek gipsu. W kwestii przedmiotów trzeba przyznać, że autorzy przyłożyli bardzo dużą wagę do detali. W typowej grze przygodowej mamy jeden standardowy tekst typu „nie możesz tutaj użyć tego przedmiotu”, który po pewnym czasie zaczyna nas irytować. W Broken Sword, możemy porozmawiać z każdą postacią o dowolnym przechowywanym przez nas przedmiocie i każda z tych osób ma indywidualną reakcję na dany przedmiot. Powoduje to, że nawet jeśli utkniemy typowe dla przygodówek „klikanie wszystkiego na wszystkim” jest interesujące i zabawne.

  Black Mirror 3: Final Fear - recenzja

Broken Sword Shadow of the Templars gra

Grafika jest śliczna a animacje niezwykle płynne. Użycie ręcznie tworzonych animacji było dobrym wyborem, gdyż nawet po tylu latach, grafika nie razi brzydotą, jak robi to wiele starych gier. A jest co oglądać, gdyż w trakcie naszych epickich poszukiwań zwiedzimy kawał świata — od małego pubu położonego w irlandzkiej wiosce aż po Syrię.

Broken Sword: Shadow of the Templars a Kod da Vinci

Broken Sword: Shadow of the Templars kosztowała milion funtów (około półtora miliona dolarów), jednak suma ta bardzo szybko się zwróciła. Oprócz bycia okrzykniętą jedną z najlepszych przygodówek w historii, gra narobiła wokół siebie szumu także w innych sposób. W Broken Sword kierujemy poczynaniami Amerykanina, który z pomocą dziennikarki rozwiązuje zagadkę historyczną w Europie, jednocześnie uciekając przed wysłanym za nimi płatnym zabójcą. George jest przeciwieństwem typowego bohatera – nie jest atletyczny, waleczny ani nie ma doświadczenia z bronią palną. Większość zagrożeń udaje mu się uniknąć dzięki używaniu intelektu i sprytu. Z tego powodu sporo ludzi dostrzegło podobieństwa między Broken Sword a słynną powieścią Dana Browna Kod Leonarda da Vinci. Szkielet fabularny jest prawie ten sam, włącznie z relacjami głównych postaci i pewnym twistem, którego tu oczywiście nie zdradzę. Twórca gry — Cecli Charles, powiedział, że nie będzie posuwał się do używania takich zwrotów jak „plagiat”, gdyż Dan Brown ma bardzo poważnych prawników, jednak cieszy się, że gracze dostrzegli te podobieństwa. Ciężko powiedzieć czy jest to plagiat, czy nie, ale pewne jest to, że obaj panowie swoje działa oparli na książce Święty Graal i Święta Krew (podobne wątki są też użyte w grze Gabriel Knight 3). Ironią losu w 2006 Charles Cecil pracował jako konsultant przy grze The da Vinci Code.

Director’s cut

Broken Sword: Shadow of the Templars zaowocowała kilkoma kontynuacjami i reedycjami. W 2009 ukazała się reedycja gry na konsole Nintendo Wii oraz Nintendo DS. Na jej podstawie powstała wersja pecetowa zatytułowana Broken Sword: Shadow of the Templars – The Director’s Cut. O ile większość remasterów starszych gier skupia się jedynie na poprawieniu grafiki, tak tutaj twórcy poszli dalej. Wprowadzono liczne ułatwienia. Przedmioty, które możemy na danym ekranie użyć, są lekko rozjaśnione, gdy zbliżymy się do nich kursorem, więc nie ma już „polowania” na piksele. Usunięto krew oraz możliwość zabicia George. Spowodowane jest to sztywnymi zasadami Nintendo dotyczącymi przemocy w grach. Dialogi w grze zostały nagrane od nowa, z tymi samymi aktorami. Dodano też zagadki wykorzystujące ekrany dotykow urządzeń przenośnych. Do dyspozycji dostaliśmy dziennik, w którym spisywane są najważniejsze wydarzenia co może nam pomoc przy niektórych zagadkach. Jednak największą zmianą jest dodanie dodatkowych rozdziałów. Oryginalna gra zaczyna się od eksplozji w paryskiej kawiarence, natomiast remaster dzień wcześniej, kiedy to Nicole odwiedza bogatego biznesmena, który zostaje zamordowany podczas jej wizyty. Dodano też sekcje, w których sterujemy Nicole, podczas gry w oryginale prze całą grę kontrolowaliśmy jedynie George’a. Gracze, którzy mieli do czynienia z serią po raz pierwszy, chwalą grę, jednak starzy wyjadacze mają problem szczególnie z pierwszym rozdziałem. Eksplozja w kawiarence to prawdziwe trzęsienie ziemi, od którego rozpoczyna się fabuła, a napięcie później rośnie. Natomiast w przypadku dodania poprzedzającego wydarzenia nie robi to już takiego wrażeni i nie musimy się zastanawiać, kim jest tajemnicza kobieta i czy na pewno jest tym, za kogo się podaje. Drobną wadą remake jest też różnica w grafice. Widać wyraźną różnicę pomiędzy animacjami. Stare są mdłe i rozmyte a nowe ostre jak żyleta.

Mimo 22 lat na karku Broken Sword: Shadow of the Templars prawie się nie zastarzała i bawi tak samo, jak kiedyś. Świetne dialogi, epicka przygoda i przesympatyczne postacie to tylko niektóre z powodów dla których warto po nią sięgnąć. A wszystko zaserwowane z dużą dawką inteligentnego humoru, który po tylu latach wciąż bawi tak samo.

Broken Sword 2: The Smoking Mirror – recenzja

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *