W skrócie: autystyczna dziewczyna, zbiera fundusze na chemioterapię matki, odzyskując długi od lokalnych gangsterów. Pretekstowa fabuła rodem z kina klasy B. Jednak jeśli zapomnimy o niedorzecznym scenariuszu i kilku dziurach logicznych wielkości tunelu pod kanałem Le-Manche, zostanie nam świetnie nakręcony akcjoner z niesamowitą choreografią, której nie powstydziłby się sam Jackie Chan.
Zin pracuje dla gangstera znanego jak „Numer 8”. Podczas jednej z transakcji poznaje i zakochuje się z wzajemnością w Masashim – szefie konkurencyjnej Yakuzy. Owocem ich miłości jest dziewczynka o imieniu Zen. Matka, obawiając się o bezpieczeństwo siebie i córki prosi Masahiego o powrót do Japonii. Niestety Numer 8 dowiaduje się kontaktach między nimi i okalecza ją, ucinając jej palec u nogi. Zostaje też ona wygnana ze swojej organizacji. Na dodatek jej córka jest autystyczna i wymaga specjalnej opieki. Okazuje się, jednak że Zen ma niezwykłą zdolność do imitowania różnych zachowań. Obserwując chłopców trenujących w pobliskiej szkole walki, zaczyna naśladować ich ruchy. Dodatkowo ogląda różnego rodzaju filmy o sztukach walki. Kiedy jest w wieku nastoletnim, potrafi rozłożyć bandę naprzykrzających się chłopaków kilkoma kopnięciami. Jednak pojawia się kolejny problem – matka zachorowała na raka. Terapia jest bardzo kosztowna a pokazy umiejętności, które Zen urządza ze swoim przyjacielem, nie wystarczają n jej pokrycie. Jej przyjaciel Moom podczas pobytu mamy w szpitalu odnajduje notes z listą dłużników mamy. Moom i Zen wyruszają odzyskać długi.
Czekolada wyreżyserowana jest przez tajskiego reżysera Prachya Pinkaew. Jest on odpowiedzialny także za dwa najlepiej oceniane tajskie akcjonery ostatnich lat: Onk Bag i Toom Youn goong. Po olbrzymich sukcesach tych dwóch tytułów reżyser postanowił spróbować czegoś innego. Jego poprzednie filmy to naładowane akcją, kopnięciami i adrenaliną kino, z pretekstową fabułą. Tutaj reżyser chciał spróbować czegoś ambitniejszego. W roli głównej osoba z zaburzeniami. W tle zakazany romans i choroba matki. Jednak nie oszukujmy się, to wszystko też jest tylko pretekstem. Owszem fabuła nie spieszy się i pierwszą porządną scenę walki dostajemy po około pół godzinie seansu, jednak kiedy się zaczyna, przekonujemy się, że warto było czekać.
Grająca główną rolę JeeJa Yanin to ekspertka od taekwondo. Widać, że najlepiej wychodzą jej kopnięcia, które ochoczo rozdaje na lewo i prawo. W miarę postępu akcji próbuje ona wykorzystać różne style walki. Raz walczy jak Bruce Lee z charakterystycznym pocieraniem nosa i jęczeniem po każdym uderzeniu. Później bije się niczym Jackie Chan, używając otoczenia (szafek, półek, pudełek) i tutaj jest nieco gorzej, gdyż brakuje jej tej niemal małpiej zręczności, którą pokazywał Jackie w swoich filmach. Wreszcie ma też okazje pokazać styl Tony’ego Jaa i tutaj widać, że czuje się najlepiej. Jak na porządne kino akcji przystało, dziewczyna dostaje też swojego końcowego bossa, który z jakiegoś powodu też ma dziwne zaburzenie. W ogóle, kiedy mija pierwsze pół godziny, film z dramatu o autyzmie zmienia się w grę komputerową. Podobnie jak w grach, bohaterka walczy z coraz trudniejszymi przeciwnikami, na charakterystycznych planszach (magazyn, fabryka lodu) a obserwując swoich przeciwników, cały czas rozwija swój styl.
Film podobnie jak poprzednie projekty reżysera kręcony jest z naciskiem na popisy kaskaderskie. Ciosy są mocne i brutalne. Zresztą na potwierdzenie tego, jak bardzo ekipa kaskaderów przykładała się do pracy, dostajemy końcowy montaż nieudanych akcji. Można się przekonać, że niektóre sceny naprawdę kosztowały sporo zdrowia zarówno kaskaderów jak i aktorów. Walka na gzymsie budynku to prawdziwy popis choreografii.
Kilka scen jest niemalże absurdalnych. Przezwyciężenie lęku przed muchami, wygląda jak scena z jakiegoś kiepskiego anime. Walka między dwoma niepełnosprawnymi jest dziwaczna. Trzeba przyznać, że jest świetna pod względem choreografii, ale jednocześnie niebezpiecznie balansuje na pograniczu jakieś parodii, w której ktoś nabija się z niepełnosprawnych.
Powtórzę jeszcze raz, film nie jest dramatem, chociaż bardzo próbuje nim być. Jest to kino akcji z doklejonymi na siłę dramatycznymi wątkami. Najbliższym filmem tego typu jest prawdopodobnie Człowiek Pies z Jetem Li, jednak tam wątki obyczajowe byłe poprowadzone dużo lepiej i logiczniej. Jeśli nie szukamy zbyt ambitnego kina, a lubimy dobrą kopaninę, jest to film idealny. Odpowiednik największych hitów karate z kaset video, gdzie i owszem mieliśmy jakieś tło do wydarzeń, ale tak naprawdę czekaliśmy tylko, jak główna postać zacznie kopniakami wymierzać sprawiedliwość.