Postal 2007 – recenzja film Uwe Bolla

Zgodnie z zasadą do trzech razy sztuka, Uwe Boll nakręcił trzy tragiczne adaptacje gier komputerowych. Jednak ambitny Niemiec nie miał zamiaru na tym poprzestać, uważając, że to nie on jest pijany, tylko wszyscy dookoła. Zaraz po nakręceniu BloodRayne Uwe rozpoczął prace nad kolejnym filmem, tym razem opartym o nieco mniej znany tytuł. Postal to izometryczna strzelanka wydana w 1997. Tytuł nie odznaczał się wybitną grywalnością, za to oferował hektolitry krwi i ilość przemocy zdolną zadowolić nawet największego sadystę. Fabuła gry jest szczątkowa; główny bohater po otrzymaniu nakazu eksmisji wpada w szał i zabija każdego na swojej drodze. Wszystkich: kobietę, dziecko, psa i nawet złotą rybkę. Kontrowersje były wystarczające, aby nakręcić sprzedaż gry i zagwarantować ukazanie się sequela. Kontynuacja była strzelanką 3D utrzymaną w podobnym tonie. Ponownie nie była to gra wybitna, ale jeszcze większa ilość bezsensownej przemocy zapewniła grze zakaz sprzedaży w kilku krajach, a kontrowersje pomogły uczynić z tytułu finansowy hit. W końcu prawami autorskimi do gry zainteresował się sam Boll. Według jego wersji niemiecki fan klub gry Postal skontaktował się z nim i poprosił go o zekranizowanie gry. Nie wiadomo, czy mówimy tu o jakimś przewrotnym sabotażu albo okrutnym pranku wykonanym na fanach gry, czy też może Boll wymyślił tę historię, aby mieć czym zapełnić komentarz do wydania DVD, jednak film powstał i o dziwo nie wyszedł aż tak źle, jak niektórzy się spodziewali.

Uwe Boll ma bardzo osobliwe poczucie humoru. O ile jego dotychczasowe adaptacje były kręcone na poważnie, a śmiech publiczności pochodził z oglądania reżyserskiej indolencji tak tutaj po raz pierwszy reżyser/scenarzysta zrobił film na wesoło. Celowo. Paradoksalnie wyszło to na dobre, gdyż Postal jest tak samo absurdalny, jak poprzednie produkcje Bolla, jednak potrafi też sprowadzić na nasze usta grymas przypominający uśmiech. O jakim humorze tutaj mówimy? No najlepiej pokazuje to pierwsza scena, w której widzimy dwóch arabskich zamachowców pilotujących porwany samolot. W pewnym momencie zaczynają dyskusję o ilość dziewic należnych im po śmierci. Kiedy okazuje się, że jest to ilość niezadowalająca, postanawiają anulować zamach i lecieć na Hawaje. Jednak akurat w tym momencie pasażerom udaje się wtargnąć do kabiny (scena jest ewidentą parodią United 93). W trakcie szamotaniny stery zostają przechylone i samolot wlatuje prosto w World Trade Centre. Niesmaczne? Zapewne tak. Zabawne? No cóż, są ludzie, do których tego rodzaju humor dociera. Jest to po prostu South Park nakręcony przez osobę bez gustu i talentu.

Postal film recenzja

Główny bohater filmu nazywa się Postal Dude (going postal to angielski idiom oznaczający zaatakowanie i skrzywdzenie swoich współpracowników). Dude ma zły dzień: właśnie przeszedł upokarzającą rozmowę o pracę, został wyrzucony z pośredniaka a wisienką na torcie są liczne zdrady jego żony, o których się właśnie dowiedział. Zdesperowany Postal decyduje się wkroczyć na drogę przestępstwa. Jego wspólnikiem zostaje wuj, będący przywódcą apokaliptycznej sekty. Jednak napad nie idzie zgodnie z planem, gdy na ich drodze staje Osama bin Laden, ukrywający się w tym samym miasteczku przed wymiarem sprawiedliwości. W końcu Postal Dude ma wszystkiego dosyć i rozpoczyna krwawy rajd, postanawiając rozprawić się z każdym, kto mu nadepnął na odcisk.

W rękach lepszego scenarzysty i reżysera Postal mógłby być całkiem udaną satyrą, jednak u Bolla wszystko zmienia się w bałagan. Mamy typowe dla Bolla błędy edycyjne, sceny są kręcone w brzydki sposób, zalewa nas tandetne CGI, a humor polega w większości na szokowaniu widzów. Scenariusz to zbiór przypadkowych scenek obejmujących wszystko, co się dało w niego upakować. Mamy Al-Kaidę, George’a W. Busha, karły, otyłe kobiety, dziwaczny kult, szaleńców itp. Oczywiście jak to u Bolla bywa, część z tych rzeczy nie ma żadnego uzasadnienia i jest tylko po to, aby wyżebrać od widza uśmiech. Jak na przykład sceny z żoną głównego bohatera. Jest przeraźliwie otyła i sypia z chuderlawym sąsiadem. Boki zrywać. Boll potrafi popsuć nawet udany żart. W jednej scenie koło samego Uwe pojawia się nieczekiwanie Vince Desi – właściciel Running with Scissors (deweloper i wydawca gry Postal). Vince przedstawia się i pyta: „co do cholery zrobiłeś z moją grą Postal?” – po czym rzuca się z pięściami na Bolla. Ten autoironiczny żart byłby całkiem udany, gdyby nie fakt, że w momencie, gdy Desi rzuca się na Bolla, następuje stopklatka i pojawia się podpis: „Vince Desi, twórca gry Postal”. Najwidoczniej Uwe uznał, że jego film oglądać będą osoby z niskim IQ i należy powtórzyć to samo dwa razy, gdyż z samego dialogu ktoś może nie zrozumieć żartu.

  Sierra – historia i upadek marki, część druga (1990-2018)

Okazjonalnie jednak trafiają dosyć udane gagi i sceny i to własnie one ratują film przed kompletną ruiną. W przeciwieństwie do poprzednich dzieł, gdzie śmiech mógł wynikać jedynie z nieudolności reżyserskiej, tutaj czasami możemy się naprawdę uśmiechnąć. Nie najgorzej wychodzą Niemcowi sceny, w których bohater przeżywa jakąś frustrację. Kto z nas nie spotkał osoby, która mimo stania przed nami dziesięć minut w kolejce, po dojściu do kasy, wciąż nie wie jaką kawę chce zamówić?

W Postal znajdziemy mnóstwo obrzydliwych scen, jednak dla fanów gry powinna to być zaleta, gdyż materiał źródłowy także na tym bazował. Widać, że Boll umyślnie podsyca kontrowersje, zapewne celem zdobycia lepszej reklamy (nieważne co o tobie mówią, ważne by mówili). Film obraża każdą narodowość, opcję polityczną, mniejszości, niepełnosprawnych, homoseksualistów, islam, ludzi otyłych… Uwe po prostu celebruje zły smak. Wzorem wielkich reżyserów, Boll zafundował sobie małe cameo, w którym dowcipkuje z finansowania własnych filmów, twierdząc, że pieniądze na nie pochodzą ze złota zrabowanego żydom podczas drugiej wojny światowej. Możemy zobaczyć go też jako osobę myjącą jedno z okien WTC.

Występujący w roli głównej Zack Ward gra zaskakująco dobrze. Uwe Boll ma bardzo rzadki dar odbierania talentu swoim aktorom i nawet zdobywca Oskara Ben Kinglsey w jego filmie gra jakby cierpiał na paraliż mięśni twarzy. Zackowi udało się uniknąć klątwy innych aktorów grających u niemca. Ward występował już wcześniej u Bolla, a Postal jest jego pierwszym filmem z główną rolą. Na plan filmu zabłądził też jakimś cudem J.K. Simmons.

Z dotychczasowych filmów Uwe Bolla Postal zarobił najmniej, gdyż jedynie $150.000 na całym świecie. Wpływ na to miały dwie rzeczy – coraz większa świadomość dokonań niemieckiego reżysera oraz anulowanie wyświetlania filmu przez ponad 1500 kin w USA. Powodem były oczywiście wszystkie sceny nawiązujące do terroryzmu i zamachu na WTC. Było dopiero sześć lat po tragedii i dystrybutorzy nie chcieli być wplątani w skandal. Danych dotyczących sprzedaży DVD nigdy publicznie nie udostępniono, jednak liczby musiały się zgadzać, gdyż Boll próbował bez powodzenia nakręcić sequel. Zniechęcony brakiem inwestorów w 2012 niemiecki reżyser otworzył zbiórkę na Kickstarterze, jednak nie zakończyła się ona (o dziwo) powodzeniem.

Postal to brutalny, obrzydliwy, wulgarny, głupi i szokujący film, który jednak potrafi momentami rozbawić. Można powiedzieć, że jest to pierwszy film tego reżysera, nakręcony z pełną świadomością artystyczną. Boll chciał takiego filmu, zabiegał o taki marketing i dostarczył widzom dokładnie to, co obiecywał. Ludzie, których szokujący humor nie bawi, uznają ten film za najgorszy w karierze Niemca, natomiast ci, którzy lubią tego typu poczucie humoru, mogą w nim znaleźć coś dla siebie.

3/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *